Od 2017 roku ATP organizuje turniej pod nazwą „Next Generation Finals”, którego celem miało być pokazanie światu kolejnych gwiazd tenisa, które będą nim rządzić już za moment. I o ile faktycznie jest tak, że wiele z tych nazwisk jest na szczycie rankingów i w ostatnich fazach turniejów, o tyle nowa generacja ma pewien problem – nie wygrywa szlemów, przegrywając najczęściej ze starą gwardią. Co to oznacza i kto popchnie tę grupę do przodu?
ATP Next Gen Finals to nic innego jak kończący sezon turniej dla ośmiu zawodników poniżej 21 lat. To siedmiu najlepszych tenisistów i jeden z dziką kartą od organizatorów. W praktyce zdarzają się wycofania czy kontuzje, ale mimo zaledwie kilku lat tradycji, turniej wyrobił sobie renomę jako ten, w którym oglądamy przyszłe gwiazdy tenisa.
JEDEN I TO NACIĄGANY
W teorii trudno określić, kto należy do grupy „Next Gen”, bo nikt oficjalnie jej nie stworzył. Moglibyśmy powiedzieć, że wszyscy, którzy wystąpili w dotychczasowych edycjach wspominanego turnieju, jednak byli tam też gracze nieuznawani za wielką przyszłość tenisa – ani wtedy, ani teraz. Dlatego sama grupa jest trochę umowna, jednak pod tą nazwą przewijają się najczęściej te same nazwiska, o których za chwilę.
Ciekawym w tej kwestii zawodnikiem jest Daniłł Miedwiediew, bo w teorii można go do tej grupy zaliczyć. Wystąpił w inauguracyjnej edycji w 2017 roku, jednak z racji tego, że jest starszy od wszystkich pozostałych, a pierwsza odsłona wydarzenia nie była jeszcze aż tak rozpropagowana, czasem się o nim zapomina i niekoniecznie stawia razem z innymi jako przedstawicieli „nowej generacji”.
A trzeba przyznać, że ewentualna obecność Rosjanina w tej grupie jest kluczowa – jeśli go zaliczymy, to jest autorem jedynego wygranego przez wszystkich „next genów” szlema (US Open 2021). Jeśli nie, to mimo ogromu potencjału cała grupa nadal czeka na ten pierwszy. Dlatego uznajmy, że w kwestii zwycięskich turniejów wielkoszlemowych odpowiedź brzmi: jeden, ale naciągany.
WCIĄŻ CZEGOŚ BRAKUJE
Odstawiając wyraźnie najstarszego Rosjanina na bok, czołowymi nazwiskami następnej generacji są Alexander Zverev (rocznik 1997, w turnieju nie grał, ale był dwukrotnie zakwalifikowany), Stefanos Tsitsipas (1998, zwycięzca turnieju w 2018 roku), Casper Ruud (1998), Andriej Rublew (1997, finalista turnieju), Denis Shapovalov (1999), Alex de Minaur (1999, dwukrotny finalista), Taylor Fritz (1997), Hubert Hurkacz (1997), Felix Auger-Aliassime (2000) czy Jannik Sinner (2001, zwycięzca z 2019). Od ubiegłego roku nową sensacją jest także zwycięzca turnieju „Next Gen” 2021, Carlos Alcaraz (2003), a z tego samego rocznika co on jest też chociażby Holger Rune. O Alcarazie powiemy za chwilę, jednak trudno mieć co do nastolatków wielkie oczekiwania, dlatego też Hiszpan i Norweg mają tu dyspensę. Co innego ich starsi koledzy. Wszyscy wymienieni wyżej tenisiści mieli zawładnąć światem tenisa jako nowa generacja, przejmująca stery po wielkiej trójce – Rogerze Federerze, Novaku Djokoviciu i Rafaelu Nadalu. I faktycznie, jak popatrzeć na światową czołówkę, to tak to wygląda. Każdy (!) z tych graczy, poza odstawionym chwilowo na bok Rune, jest lub przez moment był w czołowej piętnastce światowego rankingu.
W tej chwili na piętnastu czołowych tenisistów świata aż dziewięciu (lub dziesięciu, jeśli liczymy Miedwiediewa) to przedstawiciele niezwykle utalentowanej następnej generacji. Panowie wygrywają turnieje, ciągle są w czołówce, ciągle gdzieś blisko i trudno się dziwić, że wzbudzają takie zainteresowanie. Rzadko się zdarza, żeby na przestrzeni kilku roczników (a większość listy jest tylko z trzech – 1997, 1998 i 1999 – w których dodatkowo dochodzą nazwiska pokroju Francisa Tiafoe czy Miomira Kecmanovicia) trafiło się tyle talentu zdolnego do walki o najwyższe cele.
(tweet obejmuje urodzonego w 1996 roku Miedwiediewa)
Jednak wciąż czegoś brakuje. Patrzymy na finały szlemów i tam już „next genów” nie widać. Od 2017 roku, czyli od kiedy powstał turniej dla następnej generacji, rozegrano 22 turnieje wielkoszlemowe i aż 20 z nich wygrała trójka Federer, Djoković i Nadal. Pozostałe dwa to Miedwiediew i pojedynczy wystrzał Dominicka Thiema, choć tu trzeba zaznaczyć, że mówimy o turnieju (US Open 2020), w którym Federer i Nadal nie zagrali, a Djoković został z niego zdyskwalifikowany. I nawet wtedy przedstawiciele „Next Genu” – w postaci finalisty Zvereva – tylko się o zwycięstwo otarli.
Bez Miedwiediewa nowa generacja ma tylko trzy finały – po jednym Zvereva, Tsitsipasa i Ruuda. Co stoi na przeszkodzie do sukcesów? Brak doświadczenia, szczególnie kiedy przychodzi się zmierzyć z topowymi weteranami oraz wahania formy. Taki Tsitsipas, mimo że ostatnio zawsze jest w wąskim gronie faworytów przed turniejami, w 2022 roku tylko raz przebrnął przez czwartą rundę szlema, a w trwającym właśnie US Open wyleciał w pierwszym meczu. Jego los, mimo że turniej na kortach Flashing Meadows dopiero się zaczął, podzielił też Fritz, a Sinner już w pierwszej rundzie musiał grać pięć setów, by w ogóle przejść dalej.
Ruud jest finalistą French Open, ale poza tym jednym turniejem nigdy nie był nawet w wielkoszlemowym ćwierćfinale. To samo z Hurkaczem, dla którego jedynym sukcesem w tej kwestii jest na razie półfinał Wimbledonu. I tak możemy wymieniać i wymieniać, bo każdy z tej grupy ma coś takiego na koncie. Najbliżej topowej regularności jest Zverev, który został nawet mistrzem olimpijskim, ale on aktualnie leczy poważną kontuzję.
KTO WYKONA PIERWSZY KROK?
Fakt, że stara gwardia, której odejście w cień niektórzy zapowiadają mniej więcej od 5-6 lat, nadal z łatwością jest na szczycie, mówi wiele o aktualnej sytuacji w tenisie. Nowa generacja potrzebuje kilku momentów – kilku szlemów, w których pokaże „no dobra panowie, przejmujemy ten biznes”. US Open 2022 jest sporą szansą. Djoković nie gra z powodów szczepionkowych, Federer być może na kort już nie wróci, a Nadal wciąż męczy się z własnym zdrowiem. Jednak kto, skoro chociażby Tsitsipas wylatuje już w pierwszej rundzie?
Wielu powiedziałoby pewnie, że ten, na którego na razie, ze względu na wiek, oczekiwań nie nakładamy, czyli Carlos Alcaraz. Hiszpan to absolutna tenisowa rewelacja sezonu – wygrał już dwa turnieje z cyklu ATP 1000 i gra tak bezkompromisowo i pięknie dla oka, że kibice już widzą go w roli przyszłego dominatora. Pytanie oczywiście na ile faktycznie tak będzie.
Według bukmacherów, z nowej generacji to on ma największe szanse na zwycięstwo w US Open – jest trzeci wśród faworytów, za Miedwiediewem i Nadalem. W pierwszej piątce, którą uzupełniają jeszcze Nick Kyrgios i Matteo Berettini, jest jedynym przedstawicielem grupy, o której mowa w tym tekście (wcześniej w piątce był Tsitsipas, ale wiadomo, co się stało). W dziesiątce są jeszcze Sinner, Auger-Aliassime, Hurkacz i Ruud, ale 19-latek znacznie ich w tej kwestii przewyższa.
Wygląda więc na to, że faktycznie jest spora szansa, że to przebojowy Alcaraz może być tym pierwszym, co doda pikanterii do całej sytuacji w grupie graczy z następnej generacji. Carlos jest sześć lat młodszy od Zvereva czy Rublewa, a pięć od Tsitsipasa i Ruuda. „Jeśli on wygra, to czemu my nie mogliśmy?” – mogliby pomyśleć.
Wielu bowiem twierdzi, że nowej generacji trzeba dać jeszcze chwilę na okrzepnięcie – w końcu dopiero wchodzą w swoje najlepsze lata. I jest w tym trochę racji, jednak jeśli szlema wygra jako pierwszy 19-letni Alcaraz, to jaka będzie wtedy wymówka?
Komentarze 0