Nasza relacja z OFF Festivalu 2019 - te 6 koncertów wspominamy najcieplej

Zobacz również:nghtlou: autentyczność przeżywania emocji (WIDEO)
offcover.jpg

Od świetnej didżejki przez rapowego wariacika z Wielkiej Brytanii po metal - najbardziej eklektyczny festiwal w kraju znów dostarczył.

Mało który polski festiwal ma taki klimat, jak katowicki OFF. Malownicza Dolina Trzech Stawów co roku przyjmuje publikę, która buduje atmosferę imprezy w równym stopniu, co otoczenie natury. Bywaliśmy już na wielu edycjach OFF-a, ale tegoroczna miała w sobie coś specjalnego, mimo, że pojawiło się kilka tradycyjnych dla festiwalu elementów - niefortunne odwołanie koncertu (Octavian), podstarzałe gitarowe męczybuły (Suede), czy kuriozalny występ wywołujący wiele pytań (Gaslamp Killer, który teleportował się z brosowego wymiaru circa 2006 roku).

Ale to drobnostki, bo z Katowic wyjechaliśmy w kapitalnych nastrojach. Większość występów brzmiała świetnie, a niektóre przejdą do historii OFF-a jako jedne z najlepszych. Co zachwyciło nas najbardziej?

zdjęcia: Michał Murawski

1
Emerald
emerald.jpg

DJ-ka związana z M.I.A. i kultową stacją Rinse FM wie, jak dobrze wypośrodkować granie pod publiczność z bardziej wysmakowaną selekcją. Niesamowite grime’owe riddimy przeplatały się z remiksami popularnych utworów (np. basslinowa wersja It’s Not Right, But It’s Okay Whitney Houston była potężna), a bezpośrednia i bardzo rześka konferansjerka Emerald utrzymywała ludzi w stanie ciągłej euforii. Jej set był ukłonem w stronę większości nowoczesnych stylistyk klubowych pochodzących z UK, ale bliżej srogiej potańcówki aniżeli lekcji historii.

2
The Body
The-Body.jpg

Ten projekt wreszcie zyskuje popularność, na jaką zasługuje. I opuszcza czyściec dla metalowych nerdów. Niesamowita energia, intensywność dźwięku, ciężar, eksperymentalne tekstury, upiorny i desperacki wokal - The Body grają koncerty, obok których ciężko przejść z obojętnością. Nawet awaria wzmacniacza nie przeszkodziła w odbiorze, ba, została przyjęta niemal jak naturalna część tego bezkompromisowego show.

3
slowthai
Slowthai.jpg

Jedyny sensowny kandydat na premiera Wielkiej Brytanii nie zawiódł. Ale dopisała też publiczność, mocno zaangażowana w energetyczny występ rapera. Nie zabrakło przebojów z Nothing Great About Britain, zrzucania ubrań przez slowthaia, moshpitu i gościnnych zwrotek ludzi z publiki. Raper daje z siebie wszystko, podobnie jak jego DJ/hypeman, co w dobie krzyczenia pod mp3 jest wyjątkowe i godne szacunku. Łatwo - i poniekąd słusznie - narzekać na poziom rapowych koncertów, ale wystarczy wybrać się na występ slowthaia, by odzyskać trochę nadziei.

4
OM

Scena Leśna gościła najlepiej brzmiące koncerty festiwalu i świetnym przykładem był występ OM. Grupa wykonująca medytacyjny metal pootwierała publiczności wszystkie czakry, jakie się dało (plus stworzyła kilka nowych). Absolutnie miażdżący bas, wciągająca atmosfera, hipnotyczne tempo - nie sposób było spacerować obok i nie dać się porwać kosmicznym zawirowaniom tworzonym przez trio. A jeśli ktoś preferuje mniej gitar (chociaż OM mają tylko basową) i więcej energii, to podobnie galaktyczne show dało The Comet Is Coming dowodzone przez Shabakę Hutchingsa - oczywiście też na Leśnej. Jazz i muzyka elektroniczna leciały tym samym statkiem kosmicznym, a paliwem był opętańczy taniec.

5
Electric Wizard
Electric-Wizard.jpg

Nawet jeśli uważacie, że riffy Black Sabbath zostały już kompletnie wyeksploatowane, to Electric Wizard włożą wam wielkie bongo w dłoń i powiedzą: słuchaj tego! Klasyka stonerskiego grania przejechała po Dolinie Trzech Stawów gitarowym walcem, który odpowiednio nagłośniony mógł pozyskiwać kolejne dusze dla upalonego diabła. Zresztą wystarczyło usłyszeć kilka hymnów z legendarnego Dopethrone, by poczuć pełną satysfakcję.

6
Daughters
Daughters.jpg

Jest spora szansa, że po OFF-owym weekendzie wasze sociale zmieniły się w litanię pochwał na cześć Daughters. Tym razem hype jest prawdziwy - amerykański zespół traktuje każdy koncert, jak ostatni występ w historii świata. A że ich muzyka to naprawdę innowacyjne i brzmieniowo angażujące wydanie noise rocka, to mamy do czynienia z projektem kompletnym. Opętany wokalista Alexis Marshall dryfował na rękach publiczności, ale cały zespół zostawił na scenie wiadro potu i - prawdopodobnie - krwi. Dla takich koncertów jeździ się na OFF-a!

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Dziennikarz, muzyk, producent, DJ. Od lat pisze o muzyce i kulturze, tworzy barwne brzmienia o elektronicznym rodowodzie i sieje opinie niewyparzonym jęzorem. Prowadzi podcast „Draka Klimczaka”. Bezwstydny nerd, w toksycznym związku z miastem Wrocławiem.