
Za nami premiera długo wyczekiwanego albumu Żabson to ziomal. Mateusz przeszedł test oficjalnego debiutu w takim stylu, że nie wiemy czy od razu przyznawać statuetkę za płytę roku, czy najpierw sprezentować mu proszki na ADHD.
Postmodernizm
Żabson to ziomal jest tak wykręconym produktem kultury, że nie wymyśliłby go nawet Baudrillard piszący Symulakry i symulację. Oto Żaba staje przed krzywym zwierciadłem up-to-date rapu i ponowoczesności, a jego absurdalne odbicie okazuje się niespodziewanie stokroć bardziej ekscytujące niż rzeczywistość. Idź sobie, k***a, kup kalejdoskop i przyklej do czoła - usłyszał jeden z naszych redaktorów, kiedy zdradził popularnemu rapowemu publicyście starszego pokolenia, że jest zachwycony utworem i teledyskiem DMT. Czy można wyobrazić sobie lepszą reklamę debiutu Żabsona?
Absurd
Dwie trzecie przesłuchane. Jest to poj***ne i wciągające, aczkolwiek już mi trochę mózg paruje - relacjonował z kolei na bieżąco odsłuch inny z naszych redaktorów. I trudno mu się dziwić. Dawno nie dostaliśmy do rąk materiału, w którym efekt wow leży tak blisko efektu wtf. Gdyby można było przecierać uszy ze zdumienia, właśnie to robilibyśmy, słuchając jak hipernasycony beat Wrotasa do DMT zmienia się finalnie w słowiańską, remizową wiksę. Albo kiedy Żabson bez mrugnięcia okiem rymuje sobie rocky ze snacki i happy z gapi w trzecim utworze (Czuję się jak A$AP Rocky, palę zioło, wpieprzam snacki/Moja dupa nie jest happy, bo twoja dupa się wciąż gapi) czy bingo z dingo w czwartym utworze (Chciałeś skreślić nas, bingo / I ciągle szczekasz jak dingo). Lub gdy 2Latefor, odpowiedzialny za muzykę w Ja zarabiam Ty się bawisz, sięga po takie rozwiązania melodyczne i aranżacyjne, że cykacze-cykaczami, ale ta kompozycja mogłaby przecież trafić na ścieżkę dźwiękową dowolnego filmu Władysława Pasikowskiego z lat 90.
Chaos
Żabson to ziomal mógłby być albumem jakich mnóstwo. Rozumiecie, Mateusz definiuje swój rap w Losie słowami: Ja mówię o tym jak zarabiam i jak to wydaję, a samego siebie w A$AP Rocky: Trochę A$AP Rocky, trochę ODB/Zwykły typek z ośki i japoński geek, a to nie jest przecież jakiś niebywale oryginalny zestaw tematów czy inspiracji. Tyle że on przerysował tę estetykę do tego stopnia, że na powrót wydaje się ekscytująca i świeża. Nie boi się przy tym wpisać jej w rzeczywistość, w której wszystko jest kawałem oraz żartem.
Weźmy sam sposób nawijania Żabsona. On jest co najwyżej przeciętnym raperem, wielokrotnie na tym krążku przegrywa z beatami, ale to go nie powstrzymuje. Wciska gaz do dechy, nieustannie eksperymentuje z flow, krzyczy, dziwacznie akcentuje słowa, eksploatuje auto-tune w stopniu absurdalnym. Jest w tej ekspresji coś instynktownego, atawistycznego i diabelnie chaotycznego, co przykuwa uwagę i nie pozwala na sekundę znużenia. A to w epoce kompulsywnego skipowania stanowi wartością kosmiczną. Podobnie jest z beatami. Na Żabson to ziomal co drugi numer brzmi jak zblendowane w jedną kompozycję kilka trapowych mixtape’ów. Newschool, syntezatory, 8bitowe brzmienia jak ze starych gier komputerowych, Manieczki. Pytamy wprost: który polski raper w ostatnich latach zaprezentował bardziej imponującą i efektowną selekcję beatów?
Żywioł
Bierzemy pod uwagę, że nie każdy musi podzielać zachwyty nad Żabson to ziomal. Sami widzimy w nich przejaw ponowoczesnej patologii i przepalenia receptorów. Jednego natomiast jesteśmy pewni i pozostajemy głusi na kontrargumenty: promujące ten materiał koncerty Żaby będą piekłem na ziemi. Kiedy słuchamy zakończenia DMT czy Wszystko dobrze od trzeciej minuty i próbujemy wyobrazić sobie to live, przed oczami stają nam obrazy zamieszek w Los Angeles ‘92 czy w Hamburgu z ubiegłego roku.