Jesteśmy tuż po premierze Pary, nowego singla Natalii Szroeder. Za dużo spraw, za dużo spięć, spóźniona biegnie. Ciągle robi płytę, ciągle ma deadline. Ale nigdy w karierze nie czuła się tak swobodnie, jak czuje się teraz.
Co ostatnio muzycznego odkryłaś?
Ciekawe pytanie. Niedawno złapałam się na tym, że dużo mniej czasu spędzam na słuchaniu muzyki, co wynika z tego, że jestem bardzo sfokusowana na swoich rzeczach i gonią mnie terminy. Zawsze najbardziej lubiłam robić to w samochodzie, a teraz podczas jazdy piszę swoj materiał. Staram się poświęcać na to każdą wolną chwilę, zresztą pisanie najlepiej wychodzi mi w furze. Zwłaszcza gdy jestem w niej zupełnie sama.
Bardzo często znajdowałam utwory przypadkowo – coś leciało gdzieś w kawiarni, shazamowałam; odkrywałam nowe kawałki dzięki znajomym, coś podrzucał mi Spotify. Znam ich wiele z filmów i seriali. W ostatnim czasie wychodzi bardzo dużo produkcji, w których muzyka jest kosmicznie dobra. Zawsze mam w pogotowiu telefon, żeby nic nie przegapić.
Masz jakiś przykład? Wielu ludzi jest zachwyconych soundtrackiem Euforii.
Zabierałam się za Euforię parę razy i nie udało się. Kocham za to genialny soundtrack z serialu Dark, włącznie z pięknie mroczną piosenką, która otwiera każdy odcinek. Polecam!
Nie mogę o to nie zapytać: czy Quebo bardzo wpłynął na twój gust muzyczny?
Wiesz jak to jest w związku – ludzie się wzajemnie inspirują. Jedna osoba słucha tego, druga tego i jakoś się wszystko przenika, chociaż oczywiście w wielu miejscach nasze gusta się rozchodzą. Mnie na przykład zawsze najbardziej łapały za serce melodie. Dopiero potem zwracałam uwagę na tekst. Teraz z pewnością proporcje są bardziej wyrównane.
Jak duże pokrycie w rzeczywistości mają w takim razie linijki z TĘSKNIĘZASTARYMKANYE?
Zacznijmy od tego, że nie byłam aż takim durniem (śmiech). Wiedziałam, kto to jest Bedoes, znam oczywiście dobrze Drake’a, znam Eminema; bardzo lubię płytę Blonde. Te linijki były więc trochę podkoloryzowane, ale faktycznie - rap jest mi teraz dużo bliższy, niż był jeszcze cztery czy pięć lat temu.
Jak wspominasz czas, kiedy przygotowywaliście Romantic Psycho?
To był bardzo twórczy okres. Cieszyłam się, bo w końcu, po długiej suszy, u nas obojga zaczęło się więcej dziać muzycznie. Tęskniłam za tym.
Masz kawałki z Liberem. Czy to był twój pierwszy kontakt z hip-hopem?
Liber towarzyszył mi w momencie, w którym wypływałam na szerokie wody, za co jestem mu bardzo wdzięczna. Jest strasznie fajnym gościem. Pamietam, ze gdy nawiązywaliśmy współpracę, Liber stronił od określenia „raper”, był wtedy na maksa w popie. W kawałkach bardziej melorecytował, niż nawijał.
W ostatnim czasie nagrywałaś z Mięthą, Margaret, Vito Bambino… To dla ciebie duża zmiana stylistyczna. Jak się z tym czułaś?
Jeśli chodzi o Vito – jestem wielką fanką Bitaminy od wielu lat. Oddaj to bardzo balladowy, poruszający, melodyjny utwór. Co do pozostałych featów - trochę bałam się, że po tak długiej przerwie – swój singiel wypuściłam w kwietniu 2020, a następny właśnie z Margaret (ten ukazał się w lutym 2021) ludzie pomyślą, że oho - teraz będę raperką. I że jeśli później zacznę wypuszczać inne rzeczy, to poczują się rozczarowani. Widzę jednak, że ludzie darzą mnie zaufaniem. Raz wypuszczam feat rapowy, potem rzewną balladę, potem coś jeszcze innego. Mam wiele barw i w końcu dużą swobodę, by wyrażać siebie tak, jak chcę. I to jest wspaniałe.
Chcesz tak mocno zmienić swoje brzmienie, jak zrobiła to Margaret?
Gośka skręciła rapowo, ja nie – tego typu featy robię z doskoku. Ale nasze drogi są podobne - obie niełatwe. Myśle, że dzięki temu, ze przechodzimy przez podobne dylematy, tak dobrze się dogadujemy. Zawsze się bardzo lubiłyśmy, a pomysł na nasz duet zrodził już dawno temu.
Sądzisz, że wasze decyzje artystyczne zwiastują zmianę w popie?
Myślę, że one są kwestią indywidualną. Ten pop radiowy tak naprawdę za bardzo się nie zmienił. Nie wątpię, że niektórym artystom może być w nim dobrze i mega się realizują – jest tam ciepło, komfortowo, spokojnie. Schematy nadal są te same. Zmianę widzę w innym miejscu - radio i telewizja nie wyznaczają już tak bardzo trendów, jak wyznaczały jeszcze kilka lat temu. Kiedyś, mając numer jeden w stacji radiowej, było się numerem jeden w Polsce. Teraz można mieć kawałki na szczytach list przebojów w radiu i równocześnie w ogóle nie móc konkurować na przykład z Matą, który robi jakieś szalone liczby w internecie i rozbija wszystkie banki. I to jest ekstra.
Co w kontekście zmiany kierunku artystycznego było w twojej karierze przełomowe?
Każdy utwór jest przełomowy. Przypływy, duet z Ralphem Kaminskim, który pięknie umocnił mnie w przekonaniu, ze ludzie mi ufają. To było dla mnie mega ważne. Poza tym wszystkie zmiany zachodzące w środku machiny. Zmieniłam management, dzięki czemu mam teraz duży komfort i jak zawsze wsparcie wytwórni. Spokój w pracy twórczej jest bardzo istotny.
Artystkom takim jak ty zarzuca się, że nagrywają rapowe numery dla hajsu. Jak do tego podchodzisz?
Pierwsze słyszę… na szczęście nie spotkałam się z takim zarzutem. Dla mnie to kompletny absurd, na moich rapowych featach póki co nie zarobiłam nic, więc serio - to czysta zajawka i chęć sprawdzenia się.
Jaka jest różnica między drogą, którą podążałaś kiedyś, a miejscem, w którym jesteś teraz?
Hmm… wcześniej tą właściwą drogą było, tak uogólniając, pójście na łatwiznę – bycie w tym ciepłym smrodku, który przynosi spoko kasę, choć artystycznie jest się bardzo ograniczonym. Jeśli wykraczasz poza schematy radiowe, wszyscy się stresują, co powoduje, że ty też się stresujesz. Byłam tym bardzo zmęczona… Chciałam poza te ramy wychodzić, ale każda moja próba kończyła się zderzeniem ze ścianą – brakowało mi wsparcia. Oczywiście, mogłam sobie robić piosenki, ale potrzebowałam przecież tych, którzy ze mną współpracowali. A nasze zdania w tej kwestii bardzo się rozchodziły, więc postanowiłam się z nimi rozstać. Potem dostałam propozycję od Kayaxu, co okazało się strzałem w dziesiątkę. Tam można być artystą bardzo mainstreamowym i równocześnie mieć otwartą głowę; można szaleć, robić dziwne, ale piękne rzeczy, można robić tak, jak się czuje. Tego szukałam.
W singlu Powinnam? masz wers: Wciąż mówią, że potencjał jest / Ale trzeba ci ludzi, by go dobrze obudzić.
To jest to, co słyszałam od wielu lat. Mam straszną, wręcz płaczącą potrzebę zadowolenia wszystkich dookoła mnie, nie tylko w kwestiach zawodowych – ogólnie w życiu. Do tego stopnia, że ludzie mają duży wpływ na to, jak się sama ze sobą czuję. Chyba po prostu czasem bywam za mało pewna siebie, czasem nie umiem sama stwierdzić: okej, to jest super fajne, niezależnie od tego, co powiesz. Trochę jak chorągiewka – w zależności od tego, jak wiatr zawieje, tak zatańczę. Sukces polega na tym, że w końcu zaczęłam to zauważać.I jest naprawdę coraz lepiej!
Obawiasz się odbioru albumu?
Bardzo. Tak samo jak za każdym razem obawiam się odbioru nowego singla. Zawsze jestem zestresowana, spięta i pełna emocji. Ten album czeka na swoją premierę pięć lat, więc presja czasu jest gigantyczna. Tyle też o nim gadałam i tyle razy przesuwałam premierę, że trochę się boję, bo ludzie spodziewają się nie wiadomo czego. Ta płyta będzie całym moim sercem i robię wszystko, co w mojej mocy, żeby była dobra.
Koncept się zmieniał?
Milion razy. W ciągu tych kilku lat wyrzuciliśmy z 50-60 piosenek. Czasem wylatywały nawet pewniaki i mimo tego, że tracklistę zamykam na dniach – w tym tygodniu postanowiłam wykluczyć trzy utwory. Ostateczny wybór piosenek na płytę to naprawdę nie lada wyzywanie dla mnie, bo bywam bardzo niezdecydowana.
Od jak dawna piszesz sama teksty?
Już od dzieciaka lubiłam to robić, ale na samym początku kariery nie bardzo było to brane pod uwagę. Dostawałam po prostu gotowy numer i tekst, wchodziłam do studia, wykonywałam. Teraz, kiedy przekonałam się, jak to jest śpiewać swoje rzeczy, ciężko byłoby mi z tego zrezygnować. Satysfakcja jest nieporównywalnie większa…