Czyli bez większych emocji. Pomimo tego francuski serial kryminalny od kilku dni bije rekordy popularności na Netfliksie, a platforma już potwierdziła, że doczekamy się kolejnych odcinków produkcji. Skąd ten hype?
Już od pierwszych minut w powietrzu unosi się zapach pieniędzy i wielkiego przekrętu, który zdaje się nie mieć szans na powodzenie. Zadłużony Assane znajduje rozwiązanie swoich problemów finansowych i postanawia ukraść naszyjnik z jednego z najlepiej strzeżonych miejsc na świecie. Proste, nie? Od tego odważnego przedsięwzięcia rozpoczyna się krótka seria zwrotów akcji, pościgów i dochodzeń. Zarówno ze strony głównego bohatera, który chce rozwikłać zagadkę sprzed 25 lat, jaka doprowadziła do samobójstwa jego ojca, oraz policjantów i wpływowej rodziny Pellegrinich, do której należała kolia.
W trakcie tej niemal 5-godzinnej rozgrywki widzów czeka sporo retrospekcji, podkreślających klasowy podział społeczeństwa. I stopniowo odkrywających kolejne elementy układanki. Wszystkie działania Assane’a Diopa są motywowane jego największą inspiracją - Arsène’em Lupinem, czyli fikcyjnym włamywaczem sprzed ponad wieku. Książka Maurice'a Leblanca wpływa na psychikę głównego bohatera do tego stopnia, że Francuz senegalskiego pochodzenia staje się uwspółcześnioną wersją legendarnego złodzieja, który przede wszystkim chce oczyścić imię rodziny (tak przy okazji okradając niewinnych ludzi, ale ciiii) i zemścić się na całej białej klasie wyższej.
Spośród obsady na szczególne wyróżnienie zasługuje przede wszystkim wcielający się w Assane’a Omar Sy. Aktor prezentuje wszechstronne zdolności, przybierając coraz to nowe kreacje, ale cały czas pozostając dżentelmenem-włamywaczem, który z uśmiechem na twarzy pomoże niczego nieświadomej babci wynieść jej najkosztowniejsze przedmioty.
I tu pojawia się główny problem, bo nawet najbardziej skomplikowane akcje przychodzą Assane’owi ze zdecydowanie zbyt dużą łatwością. Ucieczka przed policją na rowerze? Nie do zatrzymania. Szybki skok do więzienia i jeszcze szybsza ucieczka? Luz. Upozorowanie samobójstwa? Co może pójść nie tak? Każde absurdalne rozwiązanie twórców sprawia, że Lupin traci na autentyczności.
Produkcja pewnie zaspokoi gusta widzów, którzy czekają na powrót Domu z papieru, bo z jednej strony francuski miniserial rzeczywiście wciąga i pięć odcinków pochłania się na raz, a z drugiej - z fabuły na mocny dreszczowiec, po paru nieudanych zawirowaniach, robi się kryminał w wersji light. I nie zrozumcie nas źle - w Lupinie nie zabrakło nam krwi, tylko pełnokrwistego widowiska. Owszem, subtelną odsłonę serialu akcji ogląda się nieźle, a Lupin - podobnie, jak hitowy Gambit królowej - jest produkcją, która dla każdego będzie przyjemną opcją na rodzinny binge-watching. Ale nie zostanie z wami na dłużej.