Neymar bez dryblingu jest jak Federer bez bekhendu. Brutalne liczby demaskują Brazylijczyka

Zobacz również:Messi w końcu przemówił. Czuje się oszukany, ale zostanie w Barcelonie. Przynajmniej na razie
Neymar
Fot. Jose Breton/Pics Action/NurPhoto via Getty Images

W paryskim lunaparku znowu nie jest dobrze. Zaraz po wielkim zwycięstwie nad Manchesterem City (2:0) przyszła porażka z Rennes (0:2) w lidze, a najlepsza ofensywa świata zapomniała, że w tym sporcie nie chodzi o to, kto szybciej wbiegnie z piłką do bramki. Rzadko zdarza się, by PSG nie oddało w meczu celnego strzału. Największa krytyka dotyka Neymara.

Kiedy w szatni ostatnio wrzało, można było go chwalić. Za to, że przynajmniej on nie generuje dodatkowych kłopotów i że robi wszystko, by na czerwonym dywanie najmocniej świeciła gwiazda Leo Messiego. Na boisku też Brazylijczyk był bardziej pracowity niż zwykle, tak jakby sam zorientował się, że w zachłannym na gole tercecie choćby chwilowo jeden musi ustąpić.

Tym razem dla Neymara trudno znaleźć rozgrzeszenie. W niedzielę był najgorszym piłkarzem na boisku. Nie do końca wie jaką rolę ma pełnić w nowym rozdaniu, zagubił zdolność dryblingu, ledwie ma jednego gola na koncie i to z rzutu karnego.

Jeśli wierzyć statystyce „L’Equipe”, na 41 ostatnich strzałów Brazylijczyka, tylko dwa dały wymierną korzyść drużynie. Świat dyskutuje o kandydatach do zdobycia Złotej Piłki, tymczasem Neymara nikt nawet nie bierze go pod uwagę. 2021 rok położył po całości. Miał po trzy gole w styczniu i maju. Nie były to jednak występy z wielkimi rywalami. Pod względem marketingowym cały czas mówimy o graczu z topu, ale król jest nagi, gdy weźmie się pod uwagę samą grę. Mauricio Pochettino tak naprawdę ani razu nie widział najlepszej wersji Neymara. Ten jak zwykle często pauzował z powodu kontuzji i kartek. Bywały mecze jak z Lille w kwietniu, gdy 24 razy stracił piłkę.

Jeszcze trochę i trzeba będzie z sentymentem odpalać na YouTube bramki napastnika PSG z 2017 albo 2018 roku. To tam buchał energią. Był najjaśniejszym punktem Ligue 1 z dryblingiem tak szaleńczym, że ten stał się wizytówką całej dyscypliny. Trzy lata później oglądamy trefną podróbkę tamtego piłkarza. Ostatni raz status gościa z topu zademonstrował w fazie pucharowej Ligi Mistrzów z 2020 roku. Przebłyskiem były dwie asysty w ćwierćfinale kolejnej edycji przeciwko Bayernowi. I na tym właściwie koniec.

Nawet pogardzana Ligue 1 nie daje mu już pola, by ponabierać teoretycznie dużo słabszych rywali. Francuscy komentatorzy mówią, że Neymar bez dryblingu to jak Roger Federer bez bekhendu. W meczu z Rennes tylko Messi grał tak, że od razu widać było, kto zjadł na piłce zęby. Reszta zespołu niestety co chwilę marnowała to, co Argentyńczyk stworzył. Na niekorzyść Neymara działa też pierwszy gol dla Rennes, gdy to on stracił piłkę.

Nie da się go tłumaczyć tym, że latem miał Copa America. Niechlujstwo widać w co drugiej akcji, co od razu wywołuje dyskusję o koncentracji piłkarza. W meczu z Rennes aż 22 razy stracił piłkę. Celność podań według "Le Parisien" wyniosła zaledwie 75,6 procent, co nie brzmi dobrze, gdy spojrzy się choćby na takiego Mbappe (93,5 procent).

W środku tygodnia nikt nie robił problemu z tego, że Brazylijczyk zaraz po zwycięstwie nad Manchesterem City wybrał się na pokaz mody. W Internecie wirowały też zdjęcia z urodzin zaprzyjaźnionej modelki. Gdyby PSG w niedzielę pewnie wygrał z Rennes, nikt by o tym wydarzeniu nie pamiętał. Ale kiedy przychodzi porażka, każda rzecz brana jest pod lupę.

Neymar w profesjonalnej karierze zagrał już prawie 600 meczów, w lutym skończy 30 lat i jasne jest to, że najlepsze lata ma za sobą. To nie jest typ z samodyscypliną Ronaldo i fizycznością Ibrahimovicia. Tym bardziej dziwi przedłużenie z nim kontraktu aż do 2025 roku.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Żebrak pięknej gry, pożeracz treści, uwielbiający zaglądać tam, gdzie inni nie potrafią, albo im się nie chce. Futbol polski, angielski, francuski. Piszę, bo lubię. Autor reportaży w Canal+.