Iga Świątek przegrała w trzeciej rundzie Wimbledonu z Alize Cornet i zakończyła fantastyczną, trwającą od lutego serię zwycięstw. I o ile teraz przyjdzie chwila smutku i sama zawodniczka nie będzie z tego zadowolona, o tyle my nie możemy patrzeć na te kilka miesięcy inaczej, niż z wielkim podziwem i zrozumieniem. Nic nie pasuje do tego momentu tak, jak wyświechtane powiedzenie: „Taki jest sport”.
Trzeba przyznać, że już od początku tego Wimbledonu Iga Świątek nie czuła się dobrze na londyńskiej trawie. Pierwsze dwa mecze z zawodniczkami spoza pierwszej setki rankingu były trudne, a gra Polki długimi momentami nie wyglądała tak, jak nas do tego przyzwyczaiła. Bardzo duża liczba niewymuszonych błędów czy problemy z serwisem (szczególnie drugim) to coś, co powtarzało się regularnie w każdym kolejnym spotkaniu.
Tak też było z Cornet, która wykorzystała swoje ogromne doświadczenie, by błędy Igi przekuć w jedno z największych zwycięstw swojej kariery. Wśród najważniejszych momentów tego sezonu będą na pewno dwa wydarzenia - trwająca miesiącami dominacja Igi Świątek oraz nazwisko tenisistki, która tę dominację zakończyła, za co na pewno Francuzce należą się duże brawa.
My jednak skupiamy się na naszej liderce światowego rankingu. Prawdopodobnie czytając artykuły będziecie widzieć bardzo dużo klasycznych dziennikarskich zwrotów: „Każda seria kiedyś się kończy”, „nic nie może trwać wiecznie”, „nie zawsze się wygrywa” czy „taki jest sport” – zresztą sam w tym tekście użyłem już dwóch. Rzecz w tym, że dokładnie tak jest, a czasem nawet takie często powtarzane stwierdzenia są najlepsze do opisu wydarzeń w sporcie.
W przypadku Igi trudno użyć innego. Zagrała słabszy mecz, albo i słabszy turniej? Pewnie, ale nie można grać na najwyższym światowym poziomie przez cały tenisowy sezon, gdzie jest się „w gazie” od stycznia do listopada, niemalże bez przerw.
Zobaczymy też na pewno dużo argumentów, że w dużej mierze wina nawierzchni trawiastej, która Polce nie leży. I to też będzie prawda, bo bezpośrednie przejście z paryskiej mączki na wimbledońską trawę jest niezwykle trudne, a Świątek sama przyznaje, że jeszcze nie do końca rozgryzła to, jak grać na zielonej nawierzchni. Ma na to całą karierę, ale jej styl po prostu znacznie bardziej pasuje do mączki i kortów twardych. Czy to wyklucza trawiaste sukcesy? Nie, ale musimy przyzwyczaić się do myśli, że w londyńskim szlemie będzie zawsze nieco trudniej, niż na pozostałych trzech.
Tenisistka z Raszyna zakończyła swoją serię zwycięstw na liczbie 37. To rekord XXI wieku, który może przetrwać jeszcze bardzo długo, bo poza Igą nie widać zawodniczek, które mogłyby się do czegoś takiego zbliżyć. Za chwilę wracamy na korty twarde, więc ta nielubiana trawa wróci dopiero w przyszłym roku.
Nie wiadomo, jak dalej potoczy się sezon Igi, ale wiem na pewno, że on już od dawna jest wybitny. I choćby odpadała w pierwszych rundach to nic się w tej kwestii nie zmieni. A jakoś nie wydaje mi się, że tak będzie. Przed nami jeszcze jeden szlem i kilka innych ważnych turniejów, w tym kończący sezon turniej Masters, do którego Iga zakwalifikowała się już jakiś czas temu, co też jest pewnie rekordowo szybkim wynikiem. Dużo do zagrania, dużo do wygrania.
Świątek nadal jest wielka. Nadal jest liderką rankingu i to z taką przewagą, że długo nikt się do niej nie zbliży – brak punktów za Wimbledon trochę w tym pomoże. Polka nadal jest najlepszą tenisistką świata i to też wygląda jak tytuł, który przez długi czas będzie niepodważalny.
Seria się skończyła, ale tylko po to, by mogła rozpocząć się kolejna. Może nie aż taka (21-latka z 37 zwycięstwami to ewenement i niewyobrażalne osiągnięcie w tak młodym wieku), ale Iga już za moment powróci na znacznie wyższy poziom.
Trzymając się wyświechtanych zwrotów powinienem napisać, że „wróci silniejsza”, ale chyba nie jest to potrzebne. Przecież my o tym doskonale wiemy.
Komentarze 0