Najpierw coraz częściej grał w filmach klasy B. Później grał tylko w filmach klasy B. W końcu Nicolas Cage postanowił, że nie ma sensu udowadniać światu swoich ambicji. I zaczął świadomie bawić się łatką człowieka-mema.
Trudno uwierzyć, że w latach 90. ten człowiek uchodził za jednego z najważniejszych aktorów świata. Grał w dobrych produkcjach, był rozchwytywany. Zwieńczeniem dobrej passy był Oscar – Cage otrzymał go za niszowy film Zostawić Las Vegas i rolę ciężko uzależnionego alkoholika, który chce zapić się na śmierć. Muszę podziękować Akademii za to, że pomogli zatrzeć granice między sztuką a komercją. Wiem, że mówienie tego nie jest modne, ale ja po prostu uwielbiam aktorstwo. Mam nadzieję, że to zachęta dla innych alternatywnych filmów, w których możemy poeksperymentować – mówił, przyjmując statuetkę.
Zatem, co poszło nie tak?
Po Oscarze awansował do ścisłej czołówki Hollywood. Brał po 20 milionów dolarów za rolę, grał w filmach masowych, ale dobrych – Con Air, Twierdza, Bez twarzy. Jest inny niż wszyscy aktorzy, bo nigdy nie wiesz, w którą stronę pójdzie, jak zinterpretuje scenę – zachwycał się nim najważniejszy producent blockbusterów z tamtego okresu, Jerry Bruckheimer. Ale sukcesy zawodowe nie szły w parze z życiem osobistym. Punktem zwrotnym okazał się rozwód z aktorką Patricią Arquette i ślub z córką Elvisa, Lisą Marie Presley – wcześniej partnerką Michaela Jacksona. Ślub nieprzemyślany, bo para rozstała się po trzech miesiącach. Kolejne małżeństwo wytrzymało co prawda ponad dekadę, ale Cage zaczął mieć poważne problemy z fiskusem; oskarżono go o oszustwa podatkowe, ale o tym za moment. A jeszcze następne małżeństwo trwało cztery dni, bo aktor zawarł związek... po pijaku.
Przez wiele lat uchodził za jednego z najbardziej rozrzutnych i najostrzej melanżujących aktorów Hollywood. Urząd skarbowy zarzucił mu niesłuszne odpisanie od podatku kwot wydanych na limuzyny, podróże i wizyty w restauracjach. Swego czasu zalegał fiskusowi aż 6,5 miliona dolarów. W dodatku Cage wydawał pieniądze jak opętany – sami nie wiemy, czy dziwniejszy był zakup nawiedzonego domu w Nowym Orleanie (w szczytowym momencie posiadał aż piętnaście rezydencji na całym świecie), czy czaszki dinozaura albo węży albinosów. Nic dziwnego, że do akcji wkroczyli księgowi i oznajmili laureatowi Oscara, że wpadł w spiralę długów. Żeby je spłacić, musiał brać każdą rolę.
Przelecieliśmy na szybko przez filmografię Cage'a i wygląda na to, że w rejony dna zaczął pukać wraz z początkiem minionej dekady. Przedtem praktycznie każdy film z jego udziałem trafiał do regularnej dystrybucji kinowej. Ale od 2011 Nicolas Cage obrał sobie trzy aktorskie drogi: główną, nietypową i... w miarę ambitną. Zobaczcie sami:
1
Sensacyjne kino klasy B
Poczułem się dziwnie, kiedy któregoś dnia włączyłem przed snem telewizor, a tam grali film, w którym Nic Cage szmuglował białego jaguara – taki komentarz znaleźliśmy na jednym z amerykańskich blogów. Chodziło o Instynkt pierwotny, rok 2019. Jeden z tych filmów, które kupuje się na stacjach benzynowych za 4,99. Żeby uzmysłowić sobie, w jakie rejony trafił Cage, porównajcie sobie jego filmografie z pierwszej i drugiej dekady XXI wieku.
2001-2010: Pan życia i śmierci, Adaptacja, World Trade Center, Skarb Narodów, Ghost Rider, Zły porucznik, Kick-Ass
2011-2020: Piekielna zemsta, Połowanie na łowcę, Zabójca z przeszłości, Wrota zaświatów, Powrót z zaświatów, Pakt krwi, Domino śmierci
Nie blockbustery, ale solidne kino mainstreamowe kontra przegląd kina klasy B z czeluści serwisu CDA. Mniej więcej dekadę temu Cage puścił lejce selekcji i zaczął hurtowo grać w totalnym syfie. W takim tempie za parę lat tu faktycznie może wjechać nowa produkcja Patryka Vegi. Co ciekawe, każdy z tych filmów ma prawo reklamowania się na plakatach tym, że współtworzył go laureat Oscara. Oczywiście, gdyby którykolwiek z nich miał swój plakat.
2
Ambitnie, ale nie wychodzi
Na przestrzeni ostatniej dekady Cage pojawił się w dwóch mniej znanych filmach, ale cenionych w pewnych kręgach reżyserów, które faktycznie miały ambicje, niestety w obu przypadkach coś nie zagrało. Joe Davida Gordona Greene'a to historia prawego drwala po odsiadce, który opiekuje się zagubionym nastolatkiem z patologicznej rodziny. W tle ponury portret zniszczonego, zapijaczonego Południa, które stało się w ostatnich latach czymś w rodzaju amerykańskiego Radomia, ulubionym sztafażem tych reżyserów, którzy za wszelką cenę muszą pokazać, że ten kraj się sypie. Szkoda tylko, że – może to przez tego drwala – Joe jest grubo ciosanym filmem z czytelnym morałem. Ale faktycznie, na tle reszty najświeższej oferty Cage'a prezentuje się dobrze.
Z jeszcze innej bajki jest Kolor z przestworzy naczelnego outsidera amerykańskiego kina gatunków, Richarda Stanleya. Facet zasłynął w latach 90.; najpierw jako 24-latek, który nakręcił postapokaliptyczne Hardware, nazywane indie-Terminatorem, a potem, gdy parę lat później zrobił Wyspę Doktora Moreau i ponosząc za jej sprawą totalną klęskę; żeby było zabawniej Stanley podobno wynajął szamana, żeby rzucał czary na Romana Polańskiego, który też miał chrapkę na ten scenariusz. Kolor z przestworzy to zwariowany horror science-fiction, który udanie eksploatuje estetykę b-movies, żeby stworzyć coś innego i jakościowego; fani gatunku byli zachwyceni, ale reszta odebrała film jako balas o błyskającym meteorycie na czyimś podwórzu.
3
Bóg rzeczy małych
Ktoś może czuć zgrzyt – w tytule piszemy, że to jest piękne, a potem w tekście dodajemy, że Nicolas Cage został niejako zmuszony do przejścia w odmęty b-movies. Tak, ale od pewnego momentu nietrudno zauważyć, że on zaczął się tym wszystkim po prostu dobrze bawić. Najlepszy przykład to absolutnie szalona Mandy Panosa Cosmatosa, pastisz wypożyczalnianych hitów z lat 90., w którym Cage znów wciela się w rolę drwala. Ale drwala-demiurga zemsty. Kiedy członkowie tajemniczego kultu porywają mu żonę, bohater zakasa rękawy, ostrzy narzędzia i przy wtórze doom metalu urządza surrealistyczną rzeź. Ten film jest tak memiczny jak kot, przemierzający kosmos na klawiaturze!
Mało? To może horror Mama i tata z cudownie absurdalną fabułą: jakaś zaraza powoduje, że rodzice zaczynają pałać żądzą zabicia własnych dzieci. Cage jest tu tak przerysowany, jakby Clark Griswold z Witaj, święty Mikołaju nażarł się sterydów i ruszył z krwawą wendetą pośród domków typowego przedmieścia; nikt nie jest w stanie wmówić, że nie miał przy tym potwornego ubawu. Jest też Prisoners of the Ghostland, gdzie gra herosa z bombą uczepioną do jądra. I to jądro mu w pewnym momencie eksploduje. Był Nieznośny ciężar wielkiego talentu, w którym Cage otwarcie szydził z samego siebie, a teraz do kin wjeżdża Renfield – tu z kolei aktor wciela się w Drakulę.
Ta kariera poszła w naprawdę osobliwą stronę!
Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!
Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.
Współzałożyciel i senior editor newonce.net, współprowadzący „Bolesne Poranki” oraz „Plot Twist”. Najczęściej pisze o kinie, serialach i wszystkim, co znajduje się na przecięciu kultury masowej i spraw społecznych. Te absurdalne opisy na naszym fb to często jego sprawka.
Komentarze 0