Opowiada o tym, jak w nowoczesnym społeczeństwie radzi sobie radykalny islam. I robi to tak, że wbija w fotel, a my zastanawiamy się, czy właśnie nie przekroczyliśmy granicy podglądactwa; na tak intymnych nutach grana jest ta historia.
Uwięziona w Syrii Szwedka Pervin, muzułmanka, uczęszczająca do sztokholmskiego liceum - Sulle oraz Fatima, agentka tropiąca muzułmańskich radykałów w Szwecji. Losy tych trzech kobiet łączy planowany atak terrorystyczny. Miniserial Wilhelma Behrmana zadebiutował najpierw w szwedzkiej telewizji i został najczęściej oglądaną serią w historii SVT Play, a w marcu wylądował na Netfliksie.
Od samego początku trafiamy w sam środek dramatycznych wydarzeń. Oglądając Kalifat często ma się wrażenie, że dosłownie zaglądamy z kamerą do domów terrorystów, przygotowujących się do ataku, że ze zbyt bliska przyglądamy się szwedzkiej rodzinie, w której córka skłania się ku radykalizmowi, a do tego drugim okiem uczestniczymy w działaniach szwedzkich służb, żeby zapobiec zamachowi. Jedna historia, wiele spojrzeń. I wszystko się ze sobą zgrywa! To fabuła, ale momentami przypomina dokument. I poniekąd to też komplement, bo aktorzy grają tak, jakbyśmy oglądali prawdziwe postaci, a napięcie narasta zupełnie naturalnie, nie czuć tu ręki scenarzysty. Tymczasem to właśnie on zrobił przy Kalifacie największą robotę.
Istotnych wątków jest tu mnóstwo, bo Kalifat prezentuje Państwo Islamskie z kilku różnych perspektyw. Pervin, czyli szwedzkiej uciekinierki, która nieświadomie zdecydowała się wyjechać do Rakki, gdzie żyje w otoczeniu dżihadystów. Z perspektywy Fatimy wygląda to już zupełnie inaczej: agentka służb specjalnych trafia na ryzykowną misję uniemożliwienia ataku, której całkowicie się poświęca. A jeszcze inaczej na islamskich radykałów patrzy Sulle i jej najlepsza przyjaciółka Kerima. Pozbawione autorytetów nastolatki traktują tę ideologię jako intrygującą przygodę, pozwalającą im wyrwać się ze swojego środowiska. Odmiennym historiom głównych bohaterek towarzyszy jednocześnie przejmująca rozgrywka kontrwywiadu z grupa terrorystyczną.
Co równie istotne, poza walką z czasem, zarówno o życie setek ludzi, jak i odzyskanie dziewczyn, które szybko przechodzą na radykalny islam, serial porusza także problem integracji imigrantów w Szwecji oraz niemoc nowoczesnych instytucji przeciwdziałających radykalizacji. Podróżnik bez problemu werbuje kilkoro młodych ludzi, znajdujących się na życiowym zakręcie, którzy niepostrzeżenie przesiąkają ideologią do tego stopnia, że w kilku przypadkach nie mają już szansy na odwrót.

To bardzo ważne tematy dla współczesnego widza. Niby żyjemy w czasach nowoczesnego globalizmu, a jednak w dalszym ciągu fanatyzm jest lepem na młodych, zagubionych ludzi, którzy po prostu chcą przez chwilę czuć się potrzebni. W końcu najłatwiej zagubić się w tłumie. Dlatego jeśli - a wierzymy, że nie będzie do tego pretekstu - kiedyś, w przyszłości, ktoś zapyta, dlaczego ten czy ten młody człowiek niespodziewanie wziął udział w zamachu, bo przecież był miły i sympatyczny, odpowiedzi może szukać właśnie w tym serialu. Przejmującym, często nieprzyjemnym w odbiorze, ale niezbędnym, by zrozumieć pewne mechanizmy, jakie rządzą współczesnym światem.
Do ostatniej minuty nie wiemy, jak ta opowieść się zakończy - finał spada na nas zupełnie nieoczekiwanie, ale może stanowić także zapowiedź kolejnych części. Bo pomimo tak mocnej i dosyć kompletnej historii zabrakło przynajmniej jeszcze jednego odcinka, który postawiłby kropkę nad i. Ale może to i dobrze, dobrych produkcji nigdy za wiele. Na ten moment Kalifat to najważniejsza premiera tego roku.
