Nie ma mocnych na Kamaru Usmana. Czy zmieni to rewanż z Leonem Edwardsem?

Zobacz również:Wszystko, co trzeba wiedzieć o walce Błachowicz - Reyes. Gościliśmy Dorotę Jurkowską, menedżer Janka (WIDEO)
Kamaru Usman - UFC 268
Fot. Jeff Bottari/Zuffa LLC via Getty Images

Zestawienie walk na gali UFC 278 prawdopodobnie nie należy do najmocniejszych, jakie może stworzyć najlepsza federacja świata, szczególnie jeśli popatrzymy na co najmniej kilka innych kart z tego roku. Główną historią będzie to czy najlepszy w UFC zawodnik bez podziału na kategorie wagowe, Kamaru Usman, znajdzie w końcu swojego pogromcę. A do tego wszystkiego będziemy mieli polski akcent w postaci Marcina Tybury.

Od dłuższego czasu Usman przebijał się na szczyt nie tylko wagi półśredniej, ale i całego UFC. W karierze ma zaledwie jedną porażkę i to na samym jej początku, prawie dziesięć lat temu. Od tamtej pory zdominował swoją kategorię, włączając w to jego przygodę z federacją Dany White’a – 15 walk, 15 zwycięstw, 5 przed czasem, od ponad trzech lat posiadacz pasa wagi półśredniej, którego bronił już pięciokrotnie.

To wszystko sprawiło, że jest też oficjalnie uznawany za najlepszego fightera UFC bez podziału na kategorie wagowe. W takich sytuacjach od razu nasuwa się pytanie – gdzie szukać pogromcy?

EDWARDS RAZY DWA

Dwie walki z Colbym Covingtonem, dwie z Jorge Masvidalem i jedna obrona przeciwko Gilbertowi Burnsowi – tak wygląda czas Usmana jako mistrza wagi półśredniej. Zdania w tym temacie są zresztą podzielone. Jedni twierdzili, że waga jest po prostu słabo obsadzona, a drudzy, że to czempion jest taki mocny.

Nie bardzo było też kogo posłać z nim do oktagonu. Covington jest powszechnie uważany za najlepszego „półśredniego” po „Nigeryjskim Koszmarze”, a przegrał z nim już dwa razy. W zasadzie tylko dwa zasługujące nazwiska jeszcze nie dostały swojej szansy – Leon Edwards i Chamzat Czimajew. Stwierdzono, że na robiącego furorę Czimajewa jeszcze za wcześnie i z Usmanem zawalczy Edwards. Co więcej, Edwardsa Usman także już pokonał – z tą różnicą, że było to w 2015 roku i obaj fighterzy od tamtego momentu nie przegrali ani jednej walki.

Problem z Edwardsem jest taki, że na rozkładzie nie ma żadnego z aktualnych czołowych zawodników swojej kategorii. Nie walczył z Covingtonem, Burnsem czy – tu rzecz oczywista – Czimajewem. W ostatnim czasie pokonywał byłe gwiazdy federacji, będące już raczej po drugiej stronie rzeki – Nate’a Diaza i Rafaela dos Anjosa. Z czołowej piątki rankingu kategorii półśredniej do oktagonu wszedł jedynie z Belalem Muhammadem. Starcie zakończyło się bez rezultatu po przypadkowym palcu w oko.

Nie przeszkadza to jednak Brytyjczykom w nakręcaniu „historii odkupienia” Edwardsa, nawiązując oczywiście do pierwszej walki z Usmanem. Dla nich to zresztą wielka sprawa. Z brytyjskich fighterów jedynie Michael Bisping był mistrzem UFC, a Edwards od dobrych kilku lat jest ich główną nadzieją na powiększenie tego stanu. Skoro więc dostał szansę, to trzeba szukać opcji, jak ją wykorzystać. I to wszystko mimo tego że na stronie UFC i w trakcie walk przy Edwardsie pojawia się flaga Jamajki, z której pochodzi.

Pytanie gdzie szukać słabości u tak dominującego mistrza, jak Usman. Może w jego pewności siebie? To ostatnio uśpiło chociażby Amandę Nunes, która potrzebowała rewanżu z Julianną Peną, żeby odzyskać swój pas mistrzowski. Tymczasem Nigeryjczyk już snuje plany o walce o pasy z wyższych kategorii wagowych, nawet przez starcie… z Janem Błachowiczem.

Cała sytuacja miała miejsce oczywiście pół żartem, ale niedługo po tym Usman stwierdził całkiem poważnie, że raczej nie miałby problemu z przeskoczeniem o więcej niż jedną kategorię. Mistrz nie jest może arogantem, jakich widywaliśmy w UFC wielokrotnie, ale widać, że w ostatnim czasie stał się bardziej medialny i pewny swego. Trudno się dziwić, ma ku temu powody, ale nie tacy fighterzy z pewnością w oktagonie przesadzali. Czy z Edwardsem? Szanse na to Brytyjczyk ma niewielkie, ale Peña miała przecież jeszcze mniejsze.

BYŁE LEGENDY I POLSKI AKCENT

Wspomnieliśmy, że karta UFC 278 nie jest zbyt mocna. Tak jest, jeśli spojrzymy na walki patrząc w pełnym kontekście sytuacji. Jeśli chodzi o nazwiska jest bowiem znacznie lepiej. Jest chociażby dwóch byłych mistrzów – Luke Rockhold i Jose Aldo. Ten pierwszy jednak zdecydowanie nie jest już tym samym zawodnikiem. To będzie jego pierwsza walka od trzech lat, czyli od momentu, w którym ciężko znokautował go Jan Błachowicz. Ogólnie od momentu utraty pasa wagi średniej (w 2016 roku), Rockhold walczył tylko trzy razy, wygrywając raz – z Davidem Branchem. Porażki przez nokaut z Yoelem Romero i Błachowiczem wysłały go na przymusową przerwę.

Teraz wraca na walkę z Paulo Costą i mówiąc w skrócie – bylibyśmy mocno zaskoczeni, gdyby skończyło się to innym wynikiem niż kolejna porażka. Co innego u Aldo. On jakiś czas temu zmienił kategorię wagową (mistrzem był w piórkowej, teraz walczy w koguciej) i jest numerem 3 w rankingu. Teraz sprawdzi go Gruzin Merab Dwaliszwili, a walka powinna być znacznie równiejsza niż Costy z Rockholdem.

Kartę uzupełnią starcia Wu Yanan z Lucie Pudilovą i Tysona Pedro z Harrym Hunsuckerem, co jest trochę dziwne, biorąc pod uwagę, że w karcie wstępnej zawalczy chociażby Marcin Tybura. Polak zmierzy się z Aleksandrem Romanowem, a obaj panowie są znacznie wyżej notowani od całej wymienionej czwórki. Nie da się jednak ukryć, że Polak jest uznawany za fightera, którego walki nie są zbyt emocjonujące, co pewnie też miało wpływ na i tak niezrozumiałą decyzję o przesunięciu go do karty wstępnej.

Teraz Marcin ma wszystko w swoich rękach. po pierwsze, musi wygrać, żeby wrócić do pierwszej dziesiątki rankingu wagi ciężkiej (jest jedenasty), po drugie, musi się pokazać z dobrej strony, by otrzymać kolejne ciekawe walki.

Pojedynek nie będzie łatwy. Romanow w swojej karierze jest na razie niepokonany (16-0, 5-0 w UFC), choć trzeba przyznać, że nie ma za sobą zwycięstw z żadnymi poważnymi nazwiskami. Jest za to efektowny – wszystkie pięć pojedynków wygrał przed czasem (choć jeden po kontrowersyjnej decyzji i nielegalnym uderzeniu przeciwnika). Co ciekawe, Tybura i Romanow mieli się już spotkać w 2020 roku, jednak wtedy Mołdawianin wypadł z karty ze względu na pozytywny wynik testu na koronawirusa. Od tego momentu Tybura znacząco poszedł w górę w rankingu i walka nie miała większego sensu – aż do teraz, kiedy Polak w końcu przegrał.

„Tybur” może się spodziewać częstych akcji w parterze. Wcałej karierze Romanow skończył w ten sposób dziewięć pojedynków, w tym trzy w UFC. Będzie to dla Polaka ciekawe zestawienie – Marcin znany jest z tego, że potrafi przyjąć dużo ciosów w stójce, a potem odgryzać się przeciwnikowi tak skutecznie, żeby skończyło się to przed czasem. Jak to się skończy z zawodnikiem, który raczej w stójce nie będzie chciał długo zostać?

Przekonamy się już niedługo. Tak jak zresztą tego, czy Usman znajdzie swojego pogromcę i czy nieco słabsza od kilku poprzednich karta będzie w stanie przebić niewygórowane oczekiwania

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Uniwersalny jak scyzoryk. MMA, sporty amerykańskie, tenis, lekkoatletyka - to wszystko (i wiele więcej) nie sprawia mu kłopotów. Współtwórca audycji NFL PO GODZINACH.
Komentarze 0