Nie szukajcie w piłce logiki. Real Madryt podpisał cyrograf na Ligę Mistrzów

Zobacz również:To twój czas, chłopaku. Piłkarze, dla których to może być przełomowy sezon Premier League
realmadrycarlettoancelotti.jpg
Fot. Angel Martinez/Getty Images

Real Madryt, Santiago Bernabéu i Liga Mistrzów – nawet nie próbujcie tego tłumaczyć racjonalnie. Nad tym tercetem czuwa wyjątkowa mieszanka siły, niezłomności i charakteru. Zmieniają się trenerzy, piłkarze i generacje, ale nad madridismo cały czas unosi się niezwykła moc. Nie ma Sergio Ramosa, więc jego zadania przejmie Nacho Fernandez. Nie ma Cristiano Ronaldo, lecz brylują brazylijskie dzieciaki Vinicius & Rodrygo. Tylko Królewscy mogli sobie zapewnić finał Champions League, grając mniej widowiskowo od Chelsea i Paris-Saint Germain, a w rewanżu z Manchesterem City przy dwubramkowej stracie oddając pierwszy celny strzał w 90. minucie. Porzućcie logikę i przewidywania, bo kiedy Real jest w grze w Lidze Mistrzów, działa przede wszystkim magia tego klubu.

Wymowne jest wideo krążące po sieci, gdy Sergio Aguero razem z Carlosem Tevezem oglądają to spotkanie. Nagle były piłkarzy Barcelony rzuca: „Napisał do mnie Leo Messi: przestań pieprzyć, stary, niemożliwe, że oni znowu to zrobili”. Nawet dla takich postaci jak Argentyńczyk, które zjadły zęby na piłce i bazują na darze z góry, wydaje się to nierealne. Realu Madryt w Lidze Mistrzów nie tłumaczysz logiką. Każdy wiedział, że jeśli utrzymasz ich w grze w samej końcówce, mogą zaskoczyć przeciwnika. Ale w 90. minucie gry Manchester City miał dwie bramki przewagi, przed chwilą Jack Grealish nie trafił do pustej bramki i zmarnował kolejną doskonałą sytuację, a gospodarze nie mieli jeszcze nawet celnego strzału na bramkę Edersona. I wtedy zaczyna się dziać niemożliwe. W 90. minucie trafia Rodrygo, w 90+1 dorzuca kolejnego gola, a po chwili może mieć hat tricka. Na boisku nie ma już trio Kroos-Modrić-Casemiro, a dzieciaki Camavinga (19 lat) i Rodrygo (21 lat) zaczynają harcować.

Jak mówi klasyk: 90 minut na Bernabeu potrafi być bardzo długie. A 120 minut tym bardziej. Nie można powiedzieć, że Real nie stanął na wysokości zadania w rewanżu, ale raczej nie miał zbyt wielu klarownych sytuacji, by opowiadać o jakiejś niesprawiedliwości. Pep Guardiola również niczego nie zepsuł i żal będzie słuchać mitów, jakoby znów przekombinował. Nie można go rugać za to, że jego zawodnicy nie zamknęli spotkania w dogodnych sytuacjach. Kiedy na Bernabeu zaczyna się sypać, przestajesz mieć jakąkolwiek kontrolę nad sytuacją. W dogrywce nie stworzyli żadnej dobrej okazji, ich xG wynosiło 0,0, a Real Madryt kończył mecz w zaskakującym składzie personalnym z Marco Asensio i Danim Ceballosem w ataku, a także zapomnianym Jesusem Vallejo w obronie. 25-latek przez cały sezon ledwo uzbierał 100 minut we wszystkich rozgrywkach, a kiedy trzeba było, wybijał piłki z Obywatelami jak na zawołanie. To właśnie urok Realu, że niezależnie, czy Carvajal musi kończyć zawody na środku obrony, czy Ancelotti musi łapać się ostatniej deski ratunku w postaci Vallejo – oni zwykle dźwigną najtrudniejsze momenty. Steve McManaman powiedział w studiu: „Od razu po meczu mieli koszulki: idziemy po 14. Puchar Świata. I to najlepiej świadczy o ich mentalności. Wiedzieli, że to wezmą”.

To będzie piąty finał Ligi Mistrzów dla Królewskich w ciągu ośmiu lat. 0:4 z Barceloną pobudziło ich i zupełnie zmieniło trajektorię tego sezonu. Zadziałało jak płachta na byka. Carlo Ancelotti może czuć się wielkim zwycięzcą, wygrywając ligę hiszpańską już w kwietniu i doprowadzając drużynę do kolejnego finału Champions League. Nadal czuje się związany z Evertonem, więc decydujący mecz z Liverpoolem tym bardziej będzie miał dla niego sentymentalne znaczenie. Spotkania jego drużyny były najbardziej emocjonującymi w tej edycji Champions League. Nie byli wyraźnie lepsi od PSG ani Chelsea, ale przeszli dalej. Nie stworzyli więcej sytuacji niż Manchester City, a jednak zagrają w finale. W rewanżu z PSG do 60. minuty przegrywali w dwumeczu 0:2. W rewanżu z Chelsea w 80. minucie przegrywali 3:4. Z Manchesterem City w 90. minucie było 3:5, co pokazuje, że Realu nie wolno skreślać nawet w najbardziej skrajnych sytuacjach.

Tym razem wśród największych bohaterów nie znalazł się duet Vini & Benzema, bo Brazylijczyk został konkretnie wyłączony przez Kyle’a Walkera, ale w jego buty wszedł rodak Rodrygo. Brasininos, jak zwykło się mówić o tej dwójce, wymieniają się zadaniami i niezmiennie pokazują, że warto było zainwestować konkretne pieniądze w potencjał tej dwójki. Rodrygo to prawdziwy Mr Champions League, który odwraca losy rywalizacji. Rzadko kiedy gra od początku, ale jego wejścia mają złoty dotyk. Ma już 10 bramek i 6 asyst, a rozegrał dopiero 1154 minuty w Lidze Mistrzów. Zupełnie zmienił zarówno dwumecz z Chelsea, jak i ten półfinałowy.

Na wysokości zadania po raz kolejny stanął też Thibaut Courtois, który znowu utrzymywał madrytczyków przy życiu swoimi interwencjami. Już Villarreal przekonał się, że bez klasowego bramkarza nie można myśleć o sukcesie na tym poziomie. Zresztą Real też miał z tym problemy w poprzednich latach. Tak jak kiedyś ter Stegen był nazywany Messim pola karnego, tak Courtois stał się Benzemą własnej szesnastki. W tym sezonie jest drugim największym po Karimie, który wydaje się w nieunikniony sposób zmierzać po Złotą Piłkę z takimi statystykami – ma 57 wypracowanych bramek, w czym wyprzedza go nieznacznie tylko Kylian Mbappe. Jedynymi poważnymi konkurentami dla Francuza wydają się Mohamed Salah albo Sadio Mane. Przy czym pierwszy ma „dopiero” 44 udziały bramkowe, a drugi wygrał Puchar Narodów Afryki. Indywidualny wpływ na grę jest znacznie większy w przypadku Benzemy rozgrywającego niemal idealną fazę pucharową – hat trick z PSG, 4 gole z Chelsea, 3 bramki i asysta z City.

Ktoś mógłby mówić, że to niezasłużony finał dla Realu Madryt, ale w rzeczywistości wyeliminował dwie najbogatsze, najbardziej rozpasane kluby świata, a do tego zwycięzcę poprzedniej edycji Chelsea. Mohamed Salah prosił o rewanż za finał z 2018 roku z Kijowa i właśnie go dostał. Nadal siedzi w nim faul Sergio Ramosa czy błąd Lorisa Kariusa. Z tamtego składu nie ma już Keylora Navasa ani Cristiano Ronaldo. Latem pożegnano Raphaela Varane’a i wspomnianego Ramosa, co wydawało się skrajną nieodpowiedzialnością, ale znów wyszło na stronę Florentino Pereza. W kolejce do pożegnania latem czekają Marcelo, Isco oraz Gareth Bale. Zaraz z tamtej jedenastki pozostaną jedynie Carvajal, wielkie trio w środku pola i Karim Benzema, a mimo wszystko Real rzuca cały czas ten sam urok. Jak trzeba, Nacho staje na wysokości zadania, a Asensio jest ostatnim zmiennikiem. Bernabeu przeszło przebudowę, kadra również gruntowny remont, szaleją młode wilki pokroju Rodrygo, Viniciusa, Fede czy Camavingi, Carlo Ancelotti wrócił na ławkę po kilku latach, przyszła kolejna generacja, a wyjątkowy duch madridismo pozostaje u nich niezmienny.

„Niech Bóg zejdzie na ziemię i to wytłumaczy” – brzmi pomeczowa okładka Marki. Można próbować tłumaczyć to niezłomnością, wyjątkową wiarą i pewnością siebie, mocą charakteru i zawzięcia do ostatniej minuty, ale wydaje się to naprawdę niewiarygodne, gdy w taki sposób kontrolę tracą kolejni trenerzy pokroju Pepa Guardioli czy Thomasa Tuchela. Z całym szacunkiem dla Carlo Ancelottiego, ale taktycznie ma mniej do zaoferowania niż dwaj wymienieni wyżej, a mimo wszystko nie przeszkadzało mu to w popsuciu ich marzeń. Sukcesy madrytczyków wyglądają bardziej na zwycięstwa piłkarzy niż trenera, ale przecież on też stoi za trafionymi zmianami. To on oszczędził Rodrygo na ostatnie minuty, by znów zdobył bramkę przy pierwszym celnym uderzeniu. To on szykował Edu Camavingę, aby nastolatek kolejny raz odwrócił losy meczu. To on zaufał w odpowiednim momencie Daniemu Ceballosowi. „Wielkością Carlo jest to, że nie boi się pytać i prosić o rady. W dogrywce konsultował zmiany z weteranami. Ma w sobie pokorę, dlatego zaszedł tak daleko” – tłumaczył to Toni Kroos.

Teraz Real ma prawie miesiąc luźniejszego czasu, kiedy naprawdę może ruszyć na mistrzowską fiestę i świętować genialny sezon. „Nikt nie spodziewał się nas w finale. Nie myśleli, że tu dojdziemy jeszcze kilka miesięcy temu” – powiedział Carlo Ancelotti. Teraz Włoch ma pełen spokój i zaufanie, chociaż przy jego powrocie wielu kibiców pukało się w głowie, mając w pamięci epizod w Evertonie. Dzisiaj Karim Benzema czeka na Złotą Piłkę, Vinicius przeszedł drastyczną przemianę, Thibaut Courtois zgłasza akces po najlepszego bramkarza świata, a młodzież szaleje aż miło. 28 maja pojadą do Paryża na Stade de France po 14. Puchar Europy (to byłoby dwa razy więcej niż drugi w klasyfikacji Milan) i Kyliana Mbappe, bo trudno będzie mu odrzucić propozycję Realu po tak doskonałym sezonie. Nie szukajcie logiki w meczach tego klubu. Nie muszą być najlepsi taktycznie, ale wystarczy, że są najsilniejsi mentalnie. Lata mijają, a oni znowu to zrobili na własnych, zrozumiałych tylko sobie warunkach.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Uwielbia opowiadać o świecie przez pryzmat piłki. A już najlepiej tej grającej mu w duszy, czyli latynoskiej. Wyznaje, że rozmowy trzeba się uczyć. Pasjonat futbolu i entuzjasta życia – w tej kolejności, pamiętajcie.