Podobno polską cechą narodową jest podjarka sukcesami rodaków za granicą. Pewnie dlatego w weekend internet zachwycał się angażem Marcina Dorocińskiego do dwóch ostatnich części Mission: Impossible.
Wierzcie w swoje marzenia i nie poddawajcie się. Wasz wielki sen, wyczekane marzenia mogą czekać za rogiem – napisał na swoim facebookowym profilu Marcin Dorociński, informując o tym, że po dekadzie starań otrzymał rolę w dwóch zbliżających się częściach serii Mission: Impossible. Podobno przez lata wysłał aż 1200 taśm i udało się dopiero teraz. Można? Można. Inna sprawa, że nie trafiło na byle kogo; Dorociński to czołówka polskich aktorów i człowiek otrzaskany z realiami zagranicznych planów, przecież nie tak dawno temu pojawił się w Gambicie królowej. Całkiem możliwe, że to był dla niego poważny handicap, producenci M:I mogli zapamiętać jego kreację z tego hitowego serialu.
Jak duża będzie to rola? Nie wiadomo. Oby jak największa. Bo jeśli Marcin Dorociński raz wskoczy na karuzelę międzynarodowej rozpoznawalności, to przy sprzyjających wiatrach może szybko z niej nie zeskoczyć. Przyjrzyjmy się innym polskim aktorom i aktorkom, którym udało się złapać rolę w zagranicznym kinie i telewizji. Jednym wyszło to lepiej, innym gorzej.
Alutka w Bondzie, w głowach się nie mieści
Czy aktor lub aktorka z nieanglojęzycznego kręgu kulturowego może otrzymać rolę w hollywoodzkiej produkcji? To trudne, ale nie niemożliwe. Przede wszystkim tacy szczęśliwcy muszą zostać zauważeni. I to nie wyciągnięci ze stosu CV, ale legitymujący się ważną, rozpoznawalną rolą. Tak chociażby potoczyły się kariery Duńczyka Madsa Mikkelsena i Francuza Matthieu Amalrica, którzy poprzez głośne produkcje ze swoich krajów dostali angaż do filmów o przygodach Jamesa Bonda, grając, oczywiście, czarne charaktery. Ich drogą miał pójść Tomasz Kot, który kreacją w nagradzanej na całym świecie Zimnej wojnie otarł się o nominację do Oscara. I to on miał być złym w No Time To Die, ale finalnie reżyser Danny Boyle (któremu na Kocie zależało) stracił pracę ze względu na konflikt z producentami i Danielem Craigiem. Plotki mówiły, że pożarli się właśnie o Tomasza Kota; producenci bali się wykładać pieniądze na film z mało znanym aktorem w ważnej roli. Ostatecznie w Bondzie zagrał o wiele bardziej rozpoznawalny Rami Malek, a zagraniczna kariera Tomasza Kota to mniej znane produkcje Przestroga i Wróg doskonały czy wojenny serial Świat w ogniu: początki, gdzie obok niego wystąpili m.in. Agata Kulesza, Zofia Wichłacz i Borys Szyc.
Nie mieliśmy czarnego charakteru w Bondzie, za to mieliśmy dziewczynę Bonda! W 1995 roku Polska oszalała na punkcie mało znanej wówczas Izabelli Scorupco, która w Goldeneye zagrała Natalię – rosyjską dziewczynę agenta 007 – w jego roli debiutował wówczas Pierce Brosnan. Producenci szukali nazwisk z naszego kręgu kulturowego, zapraszając na castingi dziesiątki osób; może trudno w to dzisiaj uwierzyć, ale jedną z aktorek, która otrzymała taką propozycję była Joanna Trzepiecińska, czyli... Alutka z Rodziny zastępczej. Ostatecznie zdecydowano się na Scorupco, występującej w Goldeneye u boku Brosnana i inną, mniej znaną, europejską aktorkę, Holenderkę Famke Janssen. Niestety Izabella Scorupco wielkiej kariery po tym nie zrobiła; za granicą pojawiła się w paru produkcjach dla masowego widza, ale raczej z tych mniej kojarzonych, bo i ręka w górę, kto widział Granice wytrzymałości, Władców ognia czy Egzorcystę: Początek. My o wiele bardziej kojarzymy ją z roli Heleny w Ogniem i mieczem.
Szukasz Rosjanina – szukaj w Polsce
Większego pecha miała Katarzyna Figura, która również w połowie lat 90. dostała angaż do głośnej hollywoodzkiej produkcji – Pret A Porter Roberta Altmana, satyry na świat mody. Na planie m.in. Julia Roberts, Forest Whitaker czy Sophia Loren, a Figura dosłownie mignęła na ekranie; zresztą podobnie jak lata później Rafał Zawierucha, grając u Quentina Tarantino. O wiele więcej do zagrania miał w filmie Salt Daniel Olbrychski. Pamiętacie jeszcze ten thriller z Angeliną Jolie w roli głównej? Olbrychski wystąpił tam jako tajny rosyjski agent Orlow i wypadł bardzo dobrze. Zresztą od razu trzeba dodać, że po nasze aktorki i aktorów Hollywood lubi sięgać wtedy, kiedy trzeba kogoś do obsadzenia roli Rosjanki albo Rosjanina. Pytanie o to, czy ten trend utrzyma się w najbliższych latach jest otwarte – może być i tak, że nasi zwyczajnie nie będą chcieli ich grać.
Z dzisiejszej perspektywy to w ogóle science fiction, ale paru polskich aktorów i aktorek odnosiło niemałe sukcesy w kinematografii rosyjskiej. Przede wszystkim grywający tam sporo Paweł Deląg, choć 20 lat temu na ekrany kin w całej Europie trafił też historyczny obraz Córka kapitana z Mateuszem Damięckim i Karoliną Gruszką w rolach głównych. To działało zresztą w drugą stronę – rosyjski aktor Aleksander Domogarow wystąpił w Ogniem i mieczem, a bodaj najzagorzalszy zwolennik Władimira Putina spośród słynnych reżyserów, Nikita Michałkow, pojawił się w filmie Persona Non Grata Krzysztofa Zanussiego. Pozostając w filmowym uniwersum sąsiadów – w Czechach znakomicie przyjęto rolę Michaliny Olszańskiej, grającej tytułową bohaterkę dramatu Ja, Olga Hepnarova. Z kolei, spoglądając na południe, od lat wielką gwiazdą włoskiej kinematografii jest Katarzyna Smutniak. Pojawiła się choćby w hitowym Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie.
A przecież był jeszcze Piotr Adamczyk w marvelowskim Hawkeye, Joanna Kulig w The Eddy, Alicja Bachleda-Curuś w Trade czy Weronika Rosati, pojawiająca się u boku Dustina Hoffmana w serialu Luck. Był pochodzący z Bielska-Białej aktor i tancerz Jacek Koman, grający i w Moulin Rouge! – bynajmniej nie ogony – i w Australii, i Ludzkich Dzieciach czy Top Of The Lake. Było wreszcie zupełnie zwariowane cameo reżysera Jerzego Skolimowskiego w... Avengersach. Brakuje jednak naprawdę poważnej kariery pokroju choćby Madsa Mikkelsena – i niech Marcin Dorociński przełamie tę klątwę. W końcu nie jest to żadne mission impossible, he, he.

Komentarze 0