Nie widzę, nie słyszę, nie mówię. Oto najwięksi przegrani tegorocznych oscarowych nominacji

Zobacz również:„Jackass” powraca! Pierwszy trailer nowego filmu to czyste szaleństwo
Palm Springs
fot. materiały prasowe

Za nami ogłoszenie nominacji do tegorocznych Oscarów, które zwykle wiąże się z większymi lub mniejszymi emocjami. Co prawda w tym roku obyło się bez większych skandali, ale nie oznacza to, że Akademii udało się całkowicie uniknąć wpadek.

Okej, nie da się zadowolić każdego, to jasna sprawa. Zawsze znajdzie się ktoś, komu nie będzie pasowała selekcja w poszczególnych kategoriach, tak dla zasady. Natomiast inną sprawą jest, że Amerykańska Akademia Filmowa zawsze popełnia mniejsze lub większe błędy, nie zauważają filmów zasługujących na uznanie i rozgłos, a przyznają nominacje tym, którzy regularnie otrzymują je za dokonania lub za podjęcie tematu perfekcyjnie skrojonego pod klucz trafiający w gusta Amerykańskiej Akademii Filmowej. Zresztą o siedmiu największych oscarowych wpadkach ostatnich lat pisaliśmy tutaj.

Ale to nie tekst w rodzaju krytycznym okiem o Oscarach, to jedynie próba zauważenia kilku filmów, które spokojnie mogłyby w tym roku powalczyć o wciąż najbardziej prestiżową statuetkę w kinematografii, a z jakichś powodów nie powalczą wcale. Lub - na osłodę - w pomniejszych kategoriach.

1
Palm Springs

Najprzyjemniejszy film trzeciej fali koronawirusa? Bardzo możliwe, że jeśli poszliście w lutym do kina, to właśnie na Palm Springs. Seans komedii opartej na motywie pętli czasowej w stylu Dnia Świstaka dostarczył nam tak niezbędnego luzu, zabawy, oderwania się od trudnej rzeczywistości, a do tego dowiózł pod względem aktorskim i nie trącił banałem. O ile w przypadku Złotych Globów film Maxa Barbakowa został zauważony, o tyle oscarowa kapituła postanowiła wykonać ostentacyjne gesty naśladujące trzy japońskie małpki: Mizaru, Iwazaru i Kikazaru. Chociaż za scenariusz się należało, no kaman!

Jedyny zrozumiały powód, dla którego zabrakło Andy’ego Samberga i spółki, a sequela Borata już nie, to upolitycznienie tego drugiego i impakt społeczny, jaki mogły wywrzeć przygody fikcyjnego, kazachskiego dziennikarza i jego córki. Zbyt lajtowy film na trudne czasy? Inaczej tego nie widzimy.

2
Może pora z tym skończyć

Kiedy Charlie Kaufman wydaje nowy film, w momencie premiery zawsze towarzyszy mu spora ekscytacja. Później bywa różnie, a Może pora z tym skończyć jest tego najlepszym przykładem. Film o rozpadającym się związku i demonach siedzących w naszych głowach spolaryzował widzów do granic możliwości. Jedni się zachwycali, drudzy niewiele zrozumieli, trzeci wyłączyli po 15 minutach, a jeszcze inni ziewali przez cały seans. Niezależnie od tego, do której grupy należycie, przyznacie, że nieco dziwi brak jakiejkolwiek uwagi ze strony Akademii.

A potencjał był spory, bo i znakomite aktorstwo na pierwszym i drugim planie, i jak zwykle wyróżniający się, nieoczywisty scenariusz. Ale jak się niestety okazało, był to zbyt twardy orzech do zgryzienia. Tym bardziej, że nowojorczyk jest przecież ulubieńcem wszelkich kapituł przyznających nagrody, a tu proszę, w 2021 obejdzie się smakiem.

3
Babyteeth

To nic, że Babyteeth ukazał się w 2019 roku, bo przecież dostał nominację do tegorocznych nagród BAFTA czy AACTA. Trochę dziwi, że jest to film zupełne przeoczony przez Oscary, bo de facto całkiem skrzętnie wpisuje się w akademickie kryteria. Poruszający wyciskacz łez, traktujący o poważnych, życiowych sprawach, do tego rzetelnie zagrany. Poza tym to pełnometrażowy reżyserski debiut Shannon Murphy, docenionej za kunszt właśnie przez brytyjską branżę filmową. Tym razem nie pykło, ale czujemy w kościach, że następne dzieło załapie się do oscarowego wyścigu.

4
Pięciu braci

Ale zaraz, ale jak to? Przecież najnowsze dzieło Spike’a Lee nie zostało całkowicie pominięte. No nie zostało, ale z przewidywanych co najmniej kilku (pole do popisu było szerokie: reżyseria, kreacje Delroya Lindo i Clarke’a Petersa lub zdjęcia Newtona Thomasa Sigela), zakończy się na walce o statuetkę za najlepszą muzykę. Za ścieżkę dźwiękową odpowiedzialny jest stały współpracownik amerykańskiego twórcy - Terence Blanchard. Wybitny jazzman spróbuje zdobyć swojego pierwszego Oscara po raz drugi, bo pierwszą nominację udało mu się zgarnąć za ścieżkę dźwiękową do BlacKkKlansman. Nie mielibyśmy nic przeciwko, gdyby tym razem się poszczęściło.

I żeby było jasne: Pięciu braci to nie jest film wybitny - jakby to było wyznacznikiem Oscarów - ale obstawialiśmy, że chociaż ze 3 nominacje dostanie. Konkluzja jest prosta: Spike Lee może być zawiedziony.

5
Zabij to i wyjedź z tego miasta

To chyba najsmutniejsze z naszej perspektywy faux pas oscarowej Akademii. Brak nominacji dla wybitnego, powstającego 14 lat dzieła Mariusza Wilczyńskiego zakrawa o celową ignorancję. Być może w oczach kapituły Zabij to i wyjedź z tego miasta okazał się zbyt eksperymentalny w formie, być może zbyt przygębiający i niosący ze sobą za duży ciężar emocjonalny.

Patrząc na nominowane w tej kategorii animacje można dojść do takiego wniosku, bo przecież wszystkie pozycje z zestawu Soul, Onward czy Over the Moon należą do tej samej - nomen omen - bajki. Z całego grona warstwą wizualną najbardziej wyróżnia się Wolfwalkers i to właśnie irlandzka produkcja wydaje się czarnym koniem zestawienia. Tak czy inaczej - niesmak pozostaje.

6
A Sun

Nie bez powodu rekomendowaliśmy ten tajwański dramat rodzinny w tekście o skrywających filmowe skarby zakątkach Netfliksa. Pisaliśmy wtedy: Tajwański dramat może się okazać jednym z głównych pretendentów do nieanglojęzycznego Oscara. Film Mong-Hong Chunga został początkowo całkowicie przeoczony przez krytyków i dopiero pod koniec 2020 roku zrobiło się wokół niego więcej szumu. A Sun to przykład sugestywnego, przytłaczającego kina, które nie posiada w zasadzie żadnych mankamentów. Psychologiczny ciężar rodzinnej tragedii, wspaniałe, chwytające za serce aktorstwo i przepiękne zdjęcia, w których światło, wąskie i szerokie ujęcia oraz doskonałe kadrowanie powodują, że ten film się po prostu chłonie całym sobą.

Jak widać, zapeszyliśmy z tą nominacją. Kto wie, może do kapituły nawet nie dotarła informacja o tym, że taki film istnieje, a to byłoby już naprawdę zaskakujące. Nie ujmując nic żadnemu z nominowanych uważamy, że A Sun jest kinem najwyższej próby i jeśli jeszcze nie widzieliście tego filmu, to czym prędzej nadrabiajcie. A na koniec i tak pewnie wygra Na rauszu.

7
Tenet

Przez wielu uważany za najgorszy film Christophera Nolana. Przez nas również, bo nawet jeśli Tenet był jednym z niewielu ubiegłorocznych blockbusterów, który dane nam było obejrzeć na wielkim ekranie, to okazał się spektakularnym flopem. Powiedzieć o nim, że to przerost formy nad treścią, to jakby stwierdzić, że powołanie niegrającego w klubie Kamila Grosickiego do reprezentacji to normalna sprawa. Poza kilkoma scenami: pościgu w Tallinie, finałowej potyczki czy pełnych napięcia ujęć z lotniska w Oslo, jedenasty obraz brytyjskiego reżysera to pseudointelektualna wydmuszka z drewnianym (Washington, Debicki) i przeszarżowanym (Branagh) aktorstwem. Nie tak to miało wyglądać.

To teraz wytłumaczymy, dlaczego niesłusznie pominięto Tenet w oscarowych nominacjach. Pewną formą pocieszenia jest obecność w dwóch kategoriach: efekty specjalne i scenografia, ale nas zadziwia brak nobilitacji dla Ludwiga Göranssona za soundtrack oraz dla Hoyte van Hoytemy za zdjęcia, bo oba te elementy były wyróżniającymi się na tle reszty aspektami całego filmu. No nic, najwyraźniej pokręcona logika jet wpisana w żywot tego obrazu.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Dziennikarz i deputy content director newonce. Prowadzi autorskie audycje „Vibe Check” i „Na czilu” w newonce.radio. W przeszłości był hostem audycji „Status”, „Daj Wariata” czy „Strzałką chodzisz, spacją skaczesz”. Jest współautorem projektu kolekcje. Najbardziej jara go to, co odkrywcze i świeże – czy w muzyce, czy w popkulturze, czy w gamingu.