Mimo tego że w ostatnich czterech latach Dawid Kubacki bywał czołowym, czy nawet najlepszym skoczkiem świata, przed igrzyskami olimpijskimi w Pekinie nie mogliśmy zbyt wiele oczekiwać. Nawet już w Chinach to Kamil Stoch i Piotr Żyła dawali nam większe nadzieje medalowe. Mimo to dostaliśmy niespodziankę, na którą po cichu liczyliśmy. Kubacki zdobył brązowy medal igrzysk olimpijskich!
Igrzyska dla Polaków nie mogły zacząć się gorzej. Po covidowym chaosie z Natalią Maliszewską w roli głównej trudno było nastawiać się optymistycznie na kolejne dni, szczególnie że to ona była uznawana za jedyną dużą nadzieję reprezentacji Polski. Pozostali, w tym skoczkowie, mieli wokół siebie znaki zapytania i mimo dobrego nastawienia, które mieliśmy w ich stosunku po pierwszych treningach, trudno było stawiać ich w roli głównych faworytów. Szczególnie na skoczni, która pokazała, że potrafi być mocno nieprzewidywalna w kontekście warunków atmosferycznych.
Wie coś o tym Piotr Żyła, który w pierwszej serii konkursu olimpijskiego wpadł w wietrzną dziurę z niższej belki i odlecieć się nie dało, mimo tego że w serii próbnej był w czołówce. Wiedzą to również niektórzy faworyci, jak Marius Lindvik czy cała reprezentacja Niemiec. W najlepszej sytuacji byli ci, którzy już na treningach radzili sobie dobrze - Kamil Stoch, Peter Prevc, Manuel Fettner, a nawet reprezentanci Rosyjskiego Komitetu Olimpijskiego - to oni stworzyli czołówkę wraz z fenomenalnym Ryoyu Kobayashim, który po pierwszej serii mógł się czuć jak Adam Małysz na skoczni Miyanomori podczas mistrzostw świata w Sapporo. W 2007 roku „Orzeł z Wisły” w zasadzie zamknął konkurs już w pierwszej serii, kiedy inni męczyli się w trudnych warunkach. Teraz dokładnie to samo zrobił Kobayashi. Był liderem z bardzo dużą przewagą i jedynym przedstawicielem czołowej dziesiątki Pucharu Świata w pierwszej ósemce zawodów po pierwszej serii. A tę ósemkę zamykał Kubacki.
Całą przerwę między seriami oraz początek drugiej tury skoków spędziliśmy na zastanawianiu się, czy trzeci Kamil Stoch, który na treningach skakał mocno nierówno, będzie w stanie powtórzyć pierwszy skok i utrzymać miejsce na podium. Tymczasem to Kubacki bardzo mocno zaatakował, obejmując po swojej drugiej próbie prowadzenie z całkiem sporą przewagą.
Przez chwilę zdawało się, że możemy mieć sytuację, w której przed skokiem Stocha Kubacki nadal będzie pierwszy, a to by oznaczało pewny medal dla Polski. Dawida wyprzedził jednak Manuel Fettner - ten sam Manuel Fettner, który w Pucharze Świata skacze od 2001 roku, „kończył się” już ze cztery razy i zawsze był gdzieś z tyłu największych austriackich skoczków. Nigdy nie był wyżej niż na trzecim miejscu w Pucharze Świata, a jedyne dotychczasowe medale miał w rywalizacji drużynowej. I to tylko dwa (złoto MŚ 2013 i brąz 2017), bo nie zawsze się do tej mocnej drużyny kwalifikował.
Teraz - po słabszym skoku Stocha - miał pewny brąz, a my zaczęliśmy powoli godzić się z losem, że nie tylko nie będzie medalu Stocha (ostatecznie szósty), ale i Dawid Kubacki może skończyć na nieszczęśliwym czwartym miejscu. Sytuację „uratował” Peter Prevc - ten, który przegrywał złoto ze Stochem w Soczi, teraz przegrał brąz z Dawidem Kubackim. I to zaledwie o pół punktu. Całkowicie zasłużone złoto dla Kobayashiego, który w mijającym czteroleciu potrafił dominować całe sezony, ale dwie pozostałe historie medalowe (Fettner i Kubacki) to także piękne opowieści o sportowej wytrwałości.
Szkoda byłoby, gdyby po tak świetnym dla polskich skoczków czteroleciu Polska nie zdobyła medalu olimpijskiego. Długo się na to zapowiadało, ale na szczęście już przy pierwszej możliwej okazji sprawa została załatwiona. Teraz napięcie nieco zeszło, a my wiemy, że skoczkowie są w naprawdę dobrej formie. Kubacki - to jasne. Stoch również, mimo gorszego drugiego skoku, a i Żyła pokazywał, że nawet w walce o czołowe miejsca nie należy go skreślać. Mamy konkurs na dużej skoczni i mamy też zawody drużynowe - jeśli ktoś z dwójki Stefan Hula/Paweł Wąsek będzie się dobrze czuł na większym obiekcie, to kto wie? Nie jesteśmy tutaj jedyną drużyną, która ma swoje problemy. W zasadzie mają je wszyscy - Niemcy, Austriacy i Słoweńcy z wahaniami formy, Norwegowie z koronawirusem, a Japończycy z głębią za Kobayashim.
Teraz jednak cieszmy się z fantastycznej historii Kubackiego. Zawodnika, który w tym sezonie Pucharu Świata ani razu nie był wyżej, niż na 13. miejscu. W drugiej dziesiątce był zaledwie dwukrotnie, a był moment, że uznawano go za najsłabszego z naszych czołowych skoczków. Nie pomógł wyjazd do Ramsau, pomógł spokojny trening przed igrzyskami. Dzięki temu w naszej kadrze mamy już dwóch indywidualnych medalistów olimpijskich. I z samych igrzysk polska kadra nie wróci z niczym, o co mogliśmy się nieco obawiać. Zdobywamy medale na każdych zimowych igrzyskach w XXI wieku - to jest passa, której polskie sporty zimowe nigdy nie widziały.