Najwyższe ceny, największe rozczarowanie. Sezon drogich niewypałów w Premier League

Zobacz również:Najbardziej romantyczny beniaminek od czasów Newcastle Keegana. Czy Leeds zderzy się ze ścianą?
Jack Grealish - Manchester City
Fot. Harry Langer/DeFodi Images via Getty Images

Gdyby w tym sezonie Premier League wybierać najlepszy transfer, to nie warto szukać kandydatów do tego miana na szczycie listy tych piłkarzy, za których przed rozpoczęciem rozgrywek zapłacono najwięcej. Duże oczekiwania towarzyszyły powrotom do Anglii Romelu Lukaku i Jadona Sancho, a Jack Grealish przechodząc do Manchesteru City bił brytyjski rekord, jednak każdy z nich zaliczył mniej lub bardziej rozczarowujący sezon.

Ich transferami latem zeszłego roku żyli wszyscy fani Premier League. Lukaku, Sancho i Grealish razem kosztowali blisko 275 mln funtów, ale zamiast podbić Anglię, za nimi rozczarowujący sezon. Ci trzej gracze uzbierali w sumie 13 trafień w Premier League. To tyle samo, co na dwie kolejki przed końcem sezonu ma Wilfired Zaha z Crystal Palace, a tylko jednego gola mniej w lidze strzelił Ivan Toney z Brentfordu.

Sumując wszystkie rozgrywki, Lukaku, Sancho i Grealish zdobyli 25 bramek. Powiedzieć, że to niewiele, to jak nie powiedzieć nic. Tylu goli spodziewano się pewnie po samym Lukaku, który miał być w Chelsea brakującym elementem układanki, tymczasem on sam w Premier League ma ich tylko osiem. Belg jest najlepszy z całej trójki, choć to marne pocieszenie, bo znajduje się na 26. miejscu w klasyfikacji i na tym samym poziomie, co Maxwel Cornet z Burnley czy Leandro Trossard i Neal Mauapy z Brighton.

To nie miało tak wyglądać. Każdy z nich był drogim transferem, który miał do drużyny wnieść nową jakość. Padały hasła o brakujących elementach i spodziewano się, że dzięki nim ich kluby staną się królami polowania, a wszyscy trzej zaliczyli falstart. W przeliczeniu wychodzi, że Chelsea wydała około 6,5 mln funtów za każdego gola Lukaku, Manchester United około 15 mln za każde trafienie Sancho, a Manchester City za każde trafienie Grealisha już 20 mln.

Tak postawiany argument pokazuje, skąd wynika frustracja kibiców, ale każdy z tych trzech przypdaków trzeba potraktować indywidualnie. Powody niepowodzenia są różne i warto zaznaczyć, że pierwszy nieudany sezon nie oznacza jeszcze, że Lukaku, Grealish lub Sancho zupełnie się nie nadają i trzeba się ich szybko pozbyć. Warto raczej zastanowić się, co poszło nie tak i poszukać rozwiązania na przyszłość.

WYMARZONY POWRÓT

Najgłośniejszy jest przypadek Lukaku. Po tym jak Thomas Tuchel w ciągu kilku miesięcy odmienił Chelsea i poprowadził ją do zwycięstwa w Lidze Mistrzów, transfer belgijskiego napastnika wydawał się pokazem siły i jasnym sygnałem, że triumf w Champions League to dopiero początek drogi na szczyt.

Takich głosów było wtedy mnóstwo. Podkreślano, że Tuchel dysponuje młodą, rozwijającą się drużyną i na wielu pozycjach ma liderów na lata. Niemiec umiejętnie poukładał The Blues po Franku Lampardzie i potrafił zamaskować brak klasowego napastnika, wystawiając na szpicy coraz częściej Kaia Havertza. To on okazał się bohaterem finału LM przeciwko Manchesterowi City (1:0), jednak nie mógł pozostać jedyną opcją na kolejny sezon. Gdy okazało się więc, że Inter po mistrzostwie Włoch musi sprzedawać najlepszych piłkarzy i że sam Lukaku chętnie spogląda w stronę Stamford Bridge, Chelsea ruszyła do ofensywy.

Transfer udało się dopiąć już w dniu rozpoczęcia nowego sezonu i wszystko wydawało się sielankowe. Piłkarz mówił o tym, że spełnia się jego marzenie, przypominano, że jako nastolatek kibicował The Blues i wzdychał do Didiera Drogby oraz to, że już przecież był w klubie, ale wtedy nie dostał odpowiedniej szansy, by zaistnieć. Teraz koło się miało zamknąć. Lukaku wracał jako dojrzalszy zawodnik i czołowa dziewiątka świata. Dziewiątka, której w układance Tuchela brakowało.

NAJLEPSZY, A TO WCIĄŻ ZA MAŁO

Minęło jednak dziewięć miesięcy i Lukaku w Chelsea towarzyszą inne nastroje. Wprawdzie już w obecności nowego właściciela klubu Todda Boehly'ego 29-latek strzelił dwa gole przeciwko Wolverhampton (2:2), a potem dołożył kolejne trafienie z Leeds (3:0), jednak to był dopiero drugi przypadek w tym sezonie, kiedy trafiał do siatki w dwóch ligowych meczach z rzędu. Z Wilkami przełamał się po 10 występach w Premier League bez bramki i tylko przypudrował swój dorobek. Ogólnie z 15 golami we wszystkich rozgrywkach jest najlepszym strzelcem klubu w tym sezoniem, jednak to wciąż mniej niż oczekiwano. Tym bardziej, że w lidze ma ich tylko osiem i wyprzedza go Mason Mount.

Temat Lukaku ostatnio trochę ucichł, ale mimo wszystko w pewnym sensie zdominował ten sezon na Stamford Bridge. A przynajmniej w rozumieniu sportowym, bo od rozpoczęcia wojny na Ukrainie uwaga skupiła się oczywiście wokół zawirowań właścicielskich. Jak brakujący element układanki Belg wyglądał zaraz po transferze. W pierwszym meczu po powrocie do Chelsea świetnie zagrał z Arsenalem (2:0) – strzelił gola i był koszmarem dla obrońców rywali. Uczestniczył w budowaniu akcji, jednak przede wszystkim widać było, że szybko złapał nić porozumienia z Reece'em Jamesem, Masonem Mountem i Mateo Kovaciciem. Dwa tygodnie później przeciwko Aston Villi (3:0) strzelił kolejne dwa gole i wydawało się, że londyńczycy mają dzięki niemu spore szanse na walkę o tytuł.

Romelu Lukaku - Chelsea v Aston Villa - Premier League
Fot. Eddie Keogh/Getty Images

Załamanie formy przyszło w październiku. Najpierw Lukaku doznał kontuzji kostki w październikowym meczu Ligi Mistrzów z Malmö (4:0), a chwilę później złapał koronawirusa. Do tego momentu zdążył zagrać w dziesięciu meczach, w których miał udział przy pięciu bramkach, czyli nie było najgorzej. Wrócił do gry półtora miesiąca później i wtedy zaczęły się kłopoty.

PĘKNIĘCIE W RELACJACH

Tuchel w międzyczasie wrócił do systemu z wiosny i bez Lukaku jego drużyna potrafiła rozbić Juventus na Stamford Bridge (4:0) w być może najlepszym występie w jej wykonaniu przez cały sezon, a w lidze z łatwością poradziła sobie z Norwich City (7:0), Newcastle (3:0) i Leicester City (3:0). Po wyleczeniu kontuzji kostki Belg wchodził jedynie z ławki w czterech meczach Premier League z rzędu i strzelił gola z Zenitem w LM, ale później była wspomniana choroba i znów wypadł ze składu.

To wtedy doszło do załamania. Była połowa grudnia, czyli najbardziej intensywny okres sezonu w Anglii, a Lukaku znów został na bocznym torze. Wrócił do zdrowia w sam raz na święta i przeciwko Aston Villi (3:1) zaliczył bramkę i asystę po wejściu z ławki, a po kilku dniach dorzucił gola z Brighton (1:1). Chelsea w międzyczasie straciła jednak pozycję lidera Premier League i zbliżał się kluczowy mecz z Liverpoolem.

Mimo tego przed spotkaniem wszyscy mówili tylko o jednym. Hit przysłonił wówczas wywiad Lukaku z włoskim Sky, w którym zawodnik narzekał m.in. na to, w jaki sposób jest ustawiany na boisku. Wybuchła burza, zaraz pojawiły się plotki o szybkim powrocie do Interu, a Tuchel musiał łagodzić atmosferę. W mediach opowiadał o rozczarowaniu postawą swojego napastnika, którego odsunął od meczu z Liverpoolem, ale jednocześnie tłumaczył, że sprawa jest rozdmuchana i panowie wszystko sobie wyjaśnili.

Mimo tego w słowach Lukaku doszukiwano się prawdy (u nas chociażby jego rolę w systemie Tuchela ciekawie analizował Michał Zachodny) i od tego momentu widać wyraźne pęknięcie. Nie chodzi nawet o relacje na linii piłkarz-menedżer, ale chyba przede wszystkim o relacje pomiędzy piłkarzem a kibicami Chelsea. Ci witali Lukaku z otwartymi ramionami i wierzyli, że dzięki niemu drużyna wzbije się na wyższy poziom. Zamiast tego zaczęli widzieć w nim egoistę i zarzucać mu brak zaangażowania. Choć oczywiście sam Tuchel też zaczął brzmieć bardziej ozięble, gdy mówił o Lukaku.

KLUCZOWE LATO?

To wymowne, że wspomniane gole z Wolves i Leeds są jego pierwszymi w Premier League od niesławnego wywiadu. Wiosną był najczęściej drugoplanową postacią. W Lidze Mistrzów w dwumeczach przeciwko Lille i Realowi Madryt wystąpił dwukrotnie przez łącznie 42 minuty. Przebłysk miał jedynie w Klubowych Mistrzostwach Świata, gdzie strzelił jedynego gola w półfinale z Al-Hilal, a potem trafił też w finale z Palmeiras (2:1) i Chelsea zdobyła trofeum.

Tuchel w ostatnich tygodniach zmiękczył nieco podejście do Lukaku, ale z wypowiedzi obu panów nie bije jakiś wielki entuzjazm. Niemiecki menedżer radził niedawno swojemu napastnikowi, by ten brał przykład z Timo Wernera i niepowodzenia przekuwał na motywację do treningów oraz pracę na rzecz zespołu. Inni podkreślali, że to nie jest taki sam typ gracza i że Tuchel faktycznie nie wykorzystuje odpowiednio umiejętności Belga. Ten poprawił ostatnio formę i mowę ciała i coraz częściej słychać też, że nie odejdzie latem z klubu. Wydaje się jednak, że szczera rozmowa jest tu konieczna.

Nowi właściciele mogą być kluczowi, ale Tuchel przyznał ostatnio, że sam jest zaskoczony tym, jak słaby i nierówny sezon ma za sobą Lukaku. – To niespodzianka również dla mnie i mojego sztabu. Sami myśleliśmy, że napastnik o tej charakterystyce to ktoś, kogo nam brakowało i że dzięki Romelu łatwiej nam będzie zdobywać bramki – mówił Niemiec. Być może cały okres przygotowawczy przepracowany wspólnie, w dodatku w lecie bez międzynarodowego turnieju, pozwoli Lukaku faktycznie zostać kimś takim, ale w tym przypadku nie można chyba wykluczyć żadnego wyjścia, łącznie z powrotem do Włoch, bo tamtejsze media ciągle grzeją ten temat.

ZBĘDNY LUKSUS GUARDIOLI

Podobny jest przypadek Jacka Grealisha. Wprawdzie nie mówimy o napastniku, ale głosy o niedopasowaniu do systemu Manchesteru City przewijają się równie często, co w kontekście Lukaku i Chelsea, jednak zaczęły się nawet jeszcze wcześniej. Rozgrywający kosztował 100 mln funtów i stał się najdroższym Anglikiem w historii, ale już wtedy zastanawiano się, czy jest on w ogóle mistrzom Anglii potrzebny.

fot. Matt McNulty - Manchester City/Manchester City FC via Getty Images

To zawsze trudna przesiadka, kiedy przechodzisz z drużyny, w której wszystko kręciło się wokół ciebie do takiej, w której nie brakuje klasowych graczy. Szczególnie na twojej pozycji. Grealish w Aston Villi odpowiadał za strzelanie goli, kreowanie sytuacji, zaliczał najwięcej kontaktów z piłką, dryblował i miał swobodę w poruszaniu się. Dean Smith wystawiał go i w środku pola, i na lewej stronie, gdzie mógł schodzić w pole karne, a Grealish do momentu kontuzji w lutym odwdzięczał się w poprzednim sezonie najlepszą grą w życiu.

Wiadomo było jednak, że w Manchesterze City tak nie będzie. Na jego pozycji Pep Guardiola miał Phila Fodena, Kevina De Bruyne, Ilkaya Gündogana czy Bernardo Silvę, a gdyby myślał o Angliku w roli skrzydłowego, to dochodzą jeszcze Raheem Sterling czy Riyad Mahrez oraz Gabriel Jesus, który spędził na tej pozycji większość minut w tym sezonie. Wiadomo było również, że Guardiola powoli wprowadza nowych piłkarzy do zespołu (co może być pewną wskazówką w kontekście Haalanda), bo to samo widzieliśmy już w przypadku Mahreza czy Bernardo zaraz po przyjściu do Anglii. Mimo tego Grealish miał miejsce w składzie na początku sezonu. Poniekąd mogło to wynikać z kontuzji De Bruyne i rotacji, ale Grealish grał w wyjściowej jedenastce w pierwszych siedmiu kolejkach z rzędu i w dziewięciu z pierwszych dziesięciu meczów w Premier League.

Jego wkład w bramki był jednak minimalny i od listopada jego rola stała się bardziej ograniczona. Ponadto w przypadku Guardioli wymowna jest Liga Mistrzów. Przeciwko najważniejszym rywalom i w fazie pucharowej Hiszpan zazwyczaj wystawia najsilniejszy możliwy skład, a Grealish nie zagrał w drugim meczu grupowym z PSG, za to wiosną w sześciu meczach ze Sportingiem, Atletico i Realem nie wyszedł w pierwszej jedenastce ani razu, gromadząc w sumie 64 minuty na boisku. To powodowało, że transfer zaczęto oceniać jako zbędny luksus.

JEDEN Z WIELU

Mimo tego wychowanek Aston Villi mogł być bohaterem City. W końcówce meczu na Santiago Bernabeu miał dwie świetne okazje, ale jeszcze lepiej bronił Thibaut Courtois i piłkę wybijał z linii Ferland Mendy. Następnego dnia ruszyła cała lawina wniosków o tym, że pudła Grealisha kosztowały jego zespół odpadnięcie i potwierdzają one, że jest niewypałem. Kilkanaście centymetrów różnicy i mówilibyśmy, że w najważniejszym momencie sezonu Anglik udźwignął presję i poniósł drużynę, dlatego nie ma sensu tworzyć akuray tutaj związku przyczynowo-skutkowego. To, że Grealish nie spełnia oczekiwań, można udowodnić na innych przykładach niż dorabiać teorii do świetnych interwencji graczy Realu.

26-latek stał się w Manchesterze City tym, co przepowiadano tuż po transferze, czyli jednym z wielu. To już nie jest Aston Villa, gdzie wszystko zbudowane było wokół niego. We wszystkich rozgrywkach Grealish strzelił tylko pięć gol i zanotował cztery asysty. W Premier League spędził na boisku tylko 56% możliwych minut, a w LM jedynie 42%. Łącznie więcej minut od niego rozegrało dwunastu graczy The Citizens. W punktacji kanadyjskiej jest za to dziewiąty, a spadki widać w każdej statystyce. Rzadziej i krócej znajduje się przy piłce, oddaje mniej strzałów (śr. 1,5 na mecz w tym sezonie przy 1,95 w poprzednim), wykonuje mniej kluczowych podań (śr. 3,2 na mecz spadła do 2), rzadziej drybluje, wykonuje średnio mniej podań i jest rzadziej faulowany.

Guardiola mówił, że dziś za mocno koncentrujemy się w piłce na liczbach, jednak w tym wypadku mówią one wiele. W najsilniejszej na teraz jedenastce Manchesteru City nie dałoby się umieścić Grealisha. Guardiola też to wie, skoro nie wystawił go od początku z PSG, Atletico i Realem w Lidze Mistrzów, a w dziesięciu spotkaniach przeciwko klubom z Big Six w Premier League robił to sześciokrotni, ale cztery z nich miały miejsce do połowy października. W nich Grealish zaliczył jedną asystę, a do tego dorzucił gola z Liverpoolem w półfinale FA Cup. Pozostali rywale, z jakimi notował w tym sezonie jakiekolwiek liczby, to RB Lipsk (gol i asysta), Norwich City, Brighton, Leeds, Newcastle i Peterborough.

Nie ulega wątpliwości, że to rozczarowujący dorobek, ale jest dla Grealisha światełko w tunelu. Guardiola powoli wymienia kolejne elementy w zespole i transfer Anglika można poniekąd traktować jako ruch wykonany na przyszłość, choć o rok wcześniej. Niepewna jest bowiem przyszłość Gündogana, mówi się też o odejściu Gabriela Jesusa, szczególnie po transferze Haalanda, a i Sterling po raz kolejny pojawia się w pogłoskach transferowych.

Ponadto przykładem dla Grealisha powinien być Mahrez. Dziś Algierczyk to najlepszy strzelec City, sumując wszystkie rozgrywki, a pierwszy sezon w klubie miał podobny. Rozegrał wówczas 1339 minut w lidze (Grealish ma już ponad 1800) i zaczynał tylko 14 meczów Premier League w pierwszym składzie (Grealish już 21). Też zastanawiano się, czy skrzydłowy o jego charakterystyce pasuje do drużyny, podobnie jak dziś trwają debaty o tym, czy lubiący holować piłkę i wdawać się w pojedynki Grealish to zawodnik do gry Guardioli. Ten sezon to w jego wykonaniu duży niewypał, ale o ile w przypadku Lukaku nie można zamykać opcji z odejściem, tak tutaj temat nie istnieje. Kolejny sezon powie nam więcej i to on będzie większą wyrocznią.

WTOPIŁ SIĘ W MARAZM

Ostatnim, a zarazem najtańszym zawodnikiem z tego grona jest Jadon Sancho. W jego przypadku oczekiwania też były nieco niższe, bo po pierwsze jest najmłodszy z całej trójki, a poza tym Manchester United latem sięgał po Cristiano Ronaldo i Raphaela Varane'a i to oni mieli być wzmocnieniami „na już”. Tak czy inaczej przechwycenie Sancho było dużym triumfem Czerwonych Diabłów. Klub zabiegał o niego już rok wcześniej, ale transfer udało się dopiąć dopiero po Euro i to w dodatku za kwotę mniejszą niż początkowo podawano.

Sancho wracał do Anglii po bardzo udanym sezonie w Borussii Dortmund (udział przy 20 golach w Bundeslidze i przy 36, licząc wszystkie rozgrywki) i wszyscy wierzyli, że będzie świetnym uzupełnieniem linii ofensywnej MU. Miało to wyglądać tak, że Marcus Rashford będzie grał z lewej strony ataku, Ronaldo na środku, a Sancho z prawej strony, ale każdy miał się wymieniać pozycjami niczym w czasach Ronaldo, Rooneya i Teveza. Dodatkowo atutem Anglika był wiek – razem z Rashfordem i Masonem Greenwoodem miał tworzyć tercet, w którym najstarszy gracz ma 23 lata i zadbać o świetlaną przyszłość na Old Trafford.

Początki są jednak mizerne. O takim rozwojowym tercecie szybko trzeba było zapomnieć, bo Rashford stracił w tym sezonie formę, a Greenwood został aresztowany. W ogóle ten sezon wykoleił się Manchesterowi United w spektakularny sposób i Sancho wpisał się w ogólną zapaść, choć dla niego i tak ten rok nie układał się dobrze już od początku. Z Solskjaerem zdążył przepracować 17 spotkań, ale tylko sześć z nich zaczynał w pierwszym składzie. Norweg uspokajał, tłumaczył, że młody piłkarz musi się przystosować do wymagań w trudniejszej lidze, a za nim intensywny poprzedni sezon, ale koniec końców pod jego wodzą Sancho nie strzelił ani gola, ani nie zaliczył asysty.

Jadon Sancho
Fot. Naomi Baker/Getty Images

NOWE OTWARCIE

Nadzieją na poprawę był Ralf Rangnick. Niemiec od początku mówił, że chce zobaczyć tego samego Sancho, który czarował w Bundeslidze, a system 4-2-2-2, na jaki miał postawić, bardziej pasował do umiejętności skrzydłowego. I faktycznie dopiero za kadencji Rangnicka 22-latek ustabilizował formę i zaczął błyszczeć. W lutym i marcu miał serię sześciu meczów w Premier League, w których brał udział w sześciu akcjach bramkowym. Highlightem był gol z Manchesterem City, jednak później United przegrało 1:4 i każdy zdążył o tym zapomnieć. Gorsza wiadomość jest taka, że na tym liczby Sancho stanęły. W lidze ma trzy gole i trzy asysty i wszystkie uzbierał właśnie w tamtym okresie. W kwietniu doznał ostrego zapalenia migdałków i przeszedł zabieg i w tym sezonie już go nie zobaczymy.

Sancho musi liczyć na to, że odbuduje swoją pozycję u Erika Ten Haga. Manchester United czeka kadrowa rewolucja, ale jego ona ominie i jeżeli ktoś ma przyczynić się do poprawy w przyszłości, to młody Anglik jest jedną z największych nadziei kibiców. Owszem, ten sezon to niewypał, jednak mowa o 22-latku, który już prezentował wysoki poziom w Borussii i w reprezentacji, a pojedyncze momenty w Premier League też każą wierzyć, że drzemie w nim ogromny potencjał.

Ten Hag lubi pracować z ofensywnymi graczami o tej charakterystyce i jeśli szukamy zawodników Czerwonych Diabłów, którzy pod wodzą nowego menedżera mogą najbardziej zyskać, to Sancho obok Rashforda wysuwa się na pierwszy plan. W tym sezonie na Old Trafford nie ułożyło się tak wiele rzeczy, że i nowemu piłkarzowi było w tym środowisku trudno o stabilazację. Nie wszystko da się jednak zrzucić na okoliczności, dlatego sam Sancho musi wyraźnie pokazać Ten Hagowi, że można na nim oprzeć odbudowę MU.

NAUKA NA PRZYSZŁOŚĆ

Te trzy przykłady z minionego lata mogą posłużyć w Premier League jako przestroga. Często mówi się, że idąc do Anglii, trzeba nałożyć na piłkarzy pewien „podatek” i nie oczekiwać tak dobrych liczb jak w innych rozgrywkach. To tyczy się Lukaku i Sancho, choć i w przypadku Grealisha można mówić, że znacząco podniósł sobie poprzeczkę – tym bardziej, że Aston Villa to klub słabszy od Interu czy Borussii.

To także nauczka dla ludzi zajmującyhc się tą ligą, by nie rzucać zbyt wcześnie haseł o brakujących elementach układanki. Kimś takim mieli być Lukaku i Sancho, a teraz podobne głosy towarzyszą transferowi Haalanda. Podobnie teraz nie warto całej trójki skreślać. Na ich usprawiedliwienie można dodać jedynie, że mało który z nowych nabytków faktycznie okazał się w tym sezonie hitem. Dużo lepiej od ruchów z lata wyglądają te zimowe jak Dejan Kulusevski w Tottenhamie czy Luis Diaz w Liverpoolu.

Mimo wszystko od każdego z trójki oczekiwaliśmy więcej, bo mowa o trzech najdrożej sprowadzonych zawodnikach latem 2021 roku. Czy można nazywać ich niewypałami? Zdecydowanie, patrząc na ten sezon. Wydawało się, że to pomiędzy nimi rozstrzygnie się rywalizacja o miano największego wzmocnienia w tym sezonie Premier League, a zamiast tego kibice mogą licytować się, który jest większym rozczarowaniem.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Futbol angielski i amerykański wyznaczają mu rytm przez cały rok. Na co dzień komentator spotkań Premier League w Viaplay. Pasję do jajowatej piłki spełnia w podcaście NFL Po Godzinach.
Komentarze 0