Doczekaliśmy się pierwszego romantycznego serialu, który spodoba się nawet tym, co nie lubią dostawać kwiatów. Produkcja Hulu w reżyserii Lenny’ego Abrahamsona, będąca ekranizacją powieści Sally Rooney, to i lekki, i emocjonujący seans.
Serial natychmiast stał się hitem na miarę netfliksowego Gambitu Królowej. Normalni ludzie są najchętniej oglądaną produkcją BBC 2020 roku - od kwietnia do końca listopada, kiedy seria była dostępna jedynie na BBC iPlayer, zebrała ponad 62 miliony wyświetleń. Na początku grudnia wszystkie odcinki pierwszego sezonu zadebiutowały na HBO GO. Zupełnie nie dziwimy się tym znakomitym wynikom.
Największą siłą Normalnych Ludzi jest to, że… rzeczywiście mamy do czynienia z normalnymi ludźmi. Wszystkie przedstawione sytuacje - choć często ckliwe i romantyczne - są niezwykle autentyczne i przyziemne. Produkcja jest najbardziej przenikliwym spojrzeniem na skomplikowane relacje damsko-męskie, jakie widzieliśmy od lat.
Marianne i Connella poznajemy jeszcze jako licealistów - ona to niezwykle zdolna, ale zbuntowaną outsiderka, przez co jest nielubiana przez swoich rówieśników. A on - gwiazda szkolnej drużyny. Różnice pomiędzy nimi dotyczą także kwestii finansowych - dziewczyna pochodzi z bogatego domu, a chłopak jest wychowywany jedynie przez matkę, która na dodatek pracuje jako pomoc domowa w domu Marianne. Jednak pomimo z pozoru dzielącej ich przepaści licealiści zbliżają się do siebie. I tu serial, który na początku może trochę się dłużyć, wciąga widzów na huśtawkę emocjonalną zaprojektowaną przez zakochanych nastolatków… ale nie tylko z myślą o nich.
Marianne i Connella bez wątpienia łączy tak silne i obezwładniające uczucie, że niejednokrotnie oboje próbują od niego uciec. Ich relacja nie jest idealnym związkiem - ba, z pewnością zbierając wszystkie wylane przez bohaterów łzy okazałoby się, że częściej bywało gorzko niż słodko. Ale to jedna z niewielu produkcji, w której wątek pierwszej miłości, do bólu przemielony przez hollywoodzkie komedie romantyczne, nabiera ludzkich kształtów. I to właśnie ta naturalność i prostota jest największą siłą Normalnych ludzi. Mało? No to przyjrzyjcie się głównym bohaterom.

Każda scena z udziałem Daisy Edgar-Jones, która wcieliła się w Marianne i grającego Connella Paula Mescale, sprawia wrażenie, jakbyśmy weszli z kamerą do domu dwóch irlandzkich nastolatków, którzy właśnie przeżywają pierwsze powroty i rozstania. Czuć pomiędzy nimi rzadko spotykaną chemię, a każde spojrzenie czy dotyk trudno nazwać jedynie znakomitą grą aktorską.
Nie znamy skutecznego przepisu na serial w całości poświecony jednej parze, ale twórcom produkcji udało się go stworzyć minimalną liczbą składników. A w czasach powierzchnych relacji i swipe’owania na podstawie jednego zdjęcia ten sześciogodzinny miłosny rollercoaster ogląda się niczym czarno-białe filmy sprzed lat. Piękna sprawa.
