To ten sam człowiek, który był odpowiedzialny za Moją Panienkę, czyli jeden z bardziej kuriozalnych hitów ery hip-hopolo. A wiecie, że akurat wtedy było w czym wybierać. Tyle że dzisiaj wszystko to, co było jego słabością, paradoksalnie może zadziałać odwrotnie.
Przypominamy, bo to jedna z największych zbrodni, jakie kiedykolwiek dokonano na polskiej muzyce. Gdyby Moja panienka była piłkarzem, byłaby Kariusem w finale Ligi Mistrzów.
A przecież Nowator zasłynął jeszcze z Przez chwilę, kawałka, który trochę brzmiał, jakby nagrali go Timon i Pumba z Króla Lwa...
...oraz chyba najbardziej jednostronnego beefu w historii rapu, czyli pojedynku z Tede.
Mija 13 lat i ta jedna z najbardziej wyszydzanych w branżypostaci wykręca nagle wyniki na poziomie 8 milionów odsłon na YouTube. O co chodzi?
Być może Nowator kiedyś uważał się za rapera, ale miał trochę czasu, by skumać, że środowisko nigdy go nie zaakceptuje. I tak jak wtedy, w połowie minionej dekady jego letnie, dance'owe numery spotykały się z masowym ostracyzmem - pamiętajmy, że Nowator trafił w sam środek masowego hejtu na hip-hopolo - tak dziś tego typu nagrywki nikogo już nie bulwersują, skoro szlak prowadzący z rapu do wiejskich remiz przetarli mu inni, z legendarnym Monopolem na czele. Dziś to po prostu coś pomiędzy dance'em a disco polo, wzbogaconym rapowanymi fragmentami. I dla discopolowej publiczności Nowator jest faktycznie mocną nazwą, zwłaszcza, że niby świeży, ale już skądś tam kojarzony.
Poza tym teraz generalnie można więcej. Skoro w rapowym mainstreamie bez burzy z piorunami przechodzą wersy o dotykaniu siusiakiem, to i refren hitowego Z lewa do prawa nie sprawi, że ludzie będą zgrzytać zębami. Przesłuchaliśmy trochę jego aktualnych propozycji i generalnie to nie jest facet, który rzuca jakimiś wybitnie kompromitującymi linijkami, jakie na przykład mogłyby zmieścić się w naszym zestawieniu najgorszych wersów na podryw. Nie, Nowator atakuje raczej radiówkami poniżej średniej krajowej i częstochowszczyzną typu: jedni znajdują setki, drudzy szukają bletki, można powiedzieć: niechaj żyje bal. Przeżyliśmy już tyle, że ten Nowator nie robi na nas wrażenia.
Można dziś mówić chyba o czymś takim, jak renesans twórców hip-hopolo, nie tyle komercyjny, ile... światopoglądowy. Słuchaczom pierwszej fali rapu Mezo, Doniu, Liber czy Jeden Osiem L kojarzą się z najgorszym gównem, ale już współcześni 18-24-latkowie lubią ich z sentymentu, bo to właśnie kawałki spod szyldu UMC przypominają im dzieciństwo. Dlatego Nowator ma handicap na starcie - wielu utożsamia go z czymś fajnym, jakkolwiek ciężko pisze nam się te słowa.
Jeszcze w tym roku Nowator wyda swój pierwszy po 13 latach album Co tu jest grane? W międzyczasie raper artysta wokalista wyrusza w długą trasę, obejmującą przede wszystkim mniejsze miejscowości. I wydaje się, że chłop znalazł swój target - ludzi słuchających i disco polo, i mięciutkiego eskowego popu. Bez świrowania rapera, za to z zestawem konkretnych potupajów. To, że nie da się tego słuchać, to inna sprawa, ale ksywa Nowatora będzie przewijać się przez YouTube'a jeszcze długo.
