Na Elland Road doskonale rozumieją, że piłka nożna ma być przede wszystkim rozrywką dla kibiców. W tym sezonie nikt nie dostarcza jej tak wiele, co piłkarze Marcelo Bielsy. I choć tak otwarty futbol niesie ze sobą duże ryzyko, to Leeds zdaje się nic sobie z tego nie robić. Z korzyścią dla wszystkich widzów Premier League.
Jeśli solą piłki są bramki, to Leeds United ma jej tak dużo, że pod miastem mogłoby otworzyć kopalnię niczym ta w Wieliczce. Jak do tej pory po 16 meczach w spotkaniach z udziałem beniaminka Premier League padło ich w sumie aż 60 – 30 dla zespołu Bielsy i tyle samo do jego siatki. Pawie właśnie nabiły sobie licznik, pokonując West Bromwich Albion 5:0. Cztery gole strzeliły do przerwy, co jest ich najlepszym wynikiem od 2002 roku, czyli ostatnich czasów, w których klub liczył się w czołówce Premier League.
ZUPEŁNIE NIE JAK BENIAMINEK
Najlepiej ten mecz skwitował Sam Allardyce. Stary lis liczył pewnie, że po remisie na Anfield jego drużyna będzie w stanie wytrzymać napór Leeds, a tymczasem rzeczywistość okazała się brutalna. Big Sam przed telewizyjnymi kamerami tylko zwiesił głowę. – Widzieliśmy mecz dwóch beniaminków, ale jaka była między nami różnica – mówił.
Rzecz jednak w tym, że Pawie beniaminkiem są tylko z nazwy. Po pierwsze to duży na angielskie standardy klub – trzykrotny mistrz, zdobywca FA Cup oraz Pucharu Ligi, dawny finalista Pucharu Mistrzów oraz Pucharu UEFA, półfinalista Champions League. Po drugie grają zupełnie nie jak drużyna, która wchodzi do Premier League i pierwsze o czym myśli, to utrzymanie się.
Pokazuje to kilka ciekawostek statystycznych. Leeds to zespół najbardziej aktywny w pressingu w całej lidze. Jego intensywność liczy się najczęściej poprzez to, na ile średnio podań pozwala dany zespół zanim wykona próbę odbioru – im niższa liczba, tym lepiej. W przypadku drużyny Bielsy ta średnia wynosi poniżej 7, co stanowi najlepszy wynik w Premier League, niższy od takich ekip jak Manchester City i Liverpool czy Southampton, które kojarzymy z takim stylem.
DOMINUJĄ I RADUJĄ
W całej lidze tylko The Reds mają wyższą liczbę celnych strzałów. Patrick Bamford indywidualnie oddaje ich najwięcej z pola karnego, a w czołowej trójce klasyfikacji graczy z najwyższą liczbą uderzeń na mecz znajduje się wraz z nim brazylijski skrzydłowy Raphinha. Tylko Manchester City i Liverpool mają wyższe średnie posiadanie piłki.
Leeds również najczęściej łapie przeciwników na spalonym, co wskazuje na grę bardzo wysoko ustawioną linią obrony. To potrafi się zemścić, bo ze plecami defensorów zostaje dużo miejsca i duża liczba traconych bramek pokazuje, że rzeczywiście się mści. Ale na Elland Road wychodzą z założenia, że choćby stracili kilka goli, to i tak są w stanie strzelić ich więcej.
To wszystko sprawia, że wyniki Leeds w tym sezonie wyglądają nieraz jakby losował je jakiś generator. Wygrywali już 4:3, 3:0, 5:2 i 5:0. Przegrywali z kolei 3:4, 1:4, 1:4, 1:3 oraz 2:6. Pełen przekrój. Rollercoaster z górkami i dołkami pozbawiony hamulców. Niegdyś takim beniaminkiem było Newcastle, które w połowie lat 90. pod wodzą Kevina Keegana nazywano „The Entertainers”, „Zabawiaczami”. Leeds jednak wynosi to na jeszcze wyższy poziom. W najbardziej spektakularnym sezonie Srok w tamtym okresie w meczach z ich udziałem padło 113 goli. Drużyna Bielsy ma tempo na... 142.
UPÓR W DĄŻENIU DO CELU
Takie podejście ma swoje minusy. Wspomniana porażka 2:6 przyszła na Old Trafford, kiedy Pawie odsłoniły się zupełnie na początku i już po trzech minutach przegrywały 0:2. Ani przez moment nie były jednak poza grą i choć skończyło się stratą aż sześciu bramek i wysoką przegraną, to wielu ekspertów zachwycało się nimi. Była jednak też duża frakcja, która zaczęła narrację, że w taki sposób nie da się osiągać sukcesów. Bielsa tuż po końcowym gwizdku musiał odpowiadać na pytania, czy takie porażki skłonią go do zmiany stylu, ale szybko ucinał dyskusję.
Ta jednak trwała jeszcze przez kilka dni, więc Argentyńczyk znów zabrał głos. Tym razem poświęcił aż 50 minut konferencji prasowej, by wnikliwie opowiedzieć, dlaczego jego zespół gra tak ofensywnie i nic tego nie zmieni.
Bielsa zagłębił się w najdrobniejsze detale, zresztą nie po raz pierwszy podczas tego typu wystąpień zamienił standardowe odpowiedzi i pytania od dziennikarzy na okazję do wygłoszenia wykładu na temat futbolu. Konkluzja była jasna – mogą być tacy, którzy na styl gry Leeds kręcą nosem i wydaje im się, że beniaminek wpędza się tym w problemy, ale w klubie nikogo to nie obchodzi. Będzie takie granie, albo żadnego.
ZOSTAWIĆ COŚ PO SOBIE
Argentyńczyk wychodzi również z założenia, że taki styl czegoś jego zawodników nauczy. Okopywanie się we własnym polu karnym i czekanie na ruch rywala nie rozwija. Piłkarz dobry to piłkarz podejmujący ryzyko, wykazujący inicjatywę i ciężko pracujący na całym boisku. Bielsa jako trener jest nauczycielem, chce, by jego gracze pamiętali współpracę z nim jako czas zyskiwania wiedzy i lepszego pojęcia o futbolu. Dla niego czyjeś słowa o tym, że wywarł na jego karierę największy wpływ to największy możliwy komplement.
W tej drużynie nie ma wielkich gwiazd. Bielsa woli rozwijać zawodników i to mu się udaje. Jego wpływ na karierę Mateusza Klicha jest polskim kibicom doskonale znany. Bamford wciąż sporo pudłuje, ale wciąż z gracza, na którym kilka klubów postawiło krzyżyk stał się dziś jednym z czołowych snajperów ligi. Luke Ayling obrońcą jest tylko z nazwy i często wciela się w rolę kreatora, podobnie jak Stuart Dallas. Kalvin Philips jako cofnięty rozgrywający już dostaje powołania do reprezentacji Anglii, a niebawem to samo może spotkać Jacka Harrisona. Jeszcze przed sezonem te nazwiska dla wielu były anonimowe, a dziś tworzą jedenastkę drużyny, która jest najprzyjemniejsza do oglądania w całej stawce.
Bielsa rozumie też, że futbol ma być przede wszystkim rozrywką dla fanów. I choć jego podejście czasami obraca się przeciwko niemu, to na Elland Road nie za bardzo ktokolwiek się tym przejmuje. W ostatecznym rozrachunku jakie to ma bowiem znaczenie, czy skończy się na miejscu 9. czy na 15.? Liczą się emocje, jakich dana drużyna dostarcza. Dla spragnionych piłki na najwyższym poziomie kibiców Leeds to dobra wiadomość. I choć czasami będą musieli przeboleć wysokie porażki, to przynajmniej na długo zapamiętają popisy swojej drużyny. Pawie nie liczą się z ryzykiem i ignorują głosy krytyki. Im dłużej będą to robić, tym lepiej dla wszystkich.