David Beckham zadebiutował w nowej roli właściciela klubu i wszyscy są zgodni, że jako człowiek skazany na sukces również tutaj zrealizuje swoje plany. Przyjrzeliśmy się z bliska projektowi życia, który rozwija w Miami były reprezentant Anglii i gwiazda kilku europejskich potęg.
Gdy w niedzielne, wczesne popołudnie natknąłem się w windzie na Gordona Ramsaya – wybitnego restauratora i specjalisty od wszystkiego co przepyszne (chociaż na Wyspach Brytyjskich znanego również jako „Ramsay numer dwa”, bo – w przeciwieństwie do sir Alfa – nie poprowadził reprezentacji Anglii do mistrzostwa świata), szybko zrozumiałem, że czeka mnie wydarzenie wyjątkowe. Nie każdego dnia jednak David Beckham, najsłynniejszy piłkarz, który kiedykolwiek trafił do Major League Soccer, debiutuje w roli właściciela klubu.
BLASK W LOŻY VIP
Tego dnia Inter Miami rozgrywał pierwsze oficjalne spotkanie na stadionie najlepszej drużyny poprzedniego sezonu zasadniczego LAFC. Ramsay przyszedł, aby emocjonalnie wspierać swojego dobrego kumpla, oglądając mecz wraz z nim (a także Victorią oraz grupą znajomych, w tym aktorką Liv Tyler) w eleganckiej loży Banc of California Stadium. Poza tym pozował w mediach społecznościowych z szalikiem klubu z Południowej Florydy. „Becks”, uśmiechnięty od ucha do ucha, fotografował się z grupką kibiców Interu. Jednocześnie na pewno odczuwał ulgę. Po siedmiu długich latach przygotowań jego ambitny projekt wreszcie wystartował. Na razie bez wielkiej gwiazdy na pokładzie, ale – znając Beckhama – to tylko kwestia czasu.
Historię Major League Soccer można śmiało podzielić na dwa okresy: przed i po przyjściu Beckhama w 2007 roku. 31-letni wówczas kapitan reprezentacji Anglii przychodził u szczytu popularności, po zdobyciu mistrzostwa Hiszpanii z Galacticos, czyli ekipą Realu Madryt, podpisując lukratywny kontrakt z Los Angeles Galaxy, których – pomimo fatalnego początku i dwóch sezonów bez play-offów – ostatecznie poprowadził do dwóch mistrzowskich tytułów, dogadując się jakoś, pomimo początkowych turbulencji, z lokalnym gwiazdorem Landonem Donovanem.
Jednocześnie, negocjując z pozycji siły, zastrzegł sobie prawo do tego, aby w przyszłości zasilić MLS własnym klubem. Jego wybór padł na Miami. Wreszcie, po siedmiu latach przygotowań i wielu problemów, o czym za chwilę, jego piłkarskie dziecko zostało ochrzczone na boisku potencjalnie najlepszej drużyny w lidze.
DRUGIE ŻYCIE KLUBU
– To była długa droga i momentami bardzo trudna – powiedział Beckham, dodając: – Nigdy jednak nie wątpiłem, że Miami jest właściwym wyborem. Nie brałem pod uwagę żadnej innej lokalizacji.
Anglik doskonale zdaje sobie sprawę, że poprzednia próba zbudowania silnego futbolowego zaprzecza w pobliżu legendarnej South Beach, zakończyła się kompletną klapą. Miami Fusion dołączyło do MLS w 1998 roku, ale przetrwało zaledwie cztery sezony, zanim uległo samorozwiązaniu. Nie pomogła nawet obecność w składzie słynnego Kolumbijczyka Carlosa Valderramy. W ostatnim sezonie Fusion mieli najgorszy wynik w lidze w kwestii frekwencji na trybunach i wpływu ze strony sponsorów. Ten projekt zupełnie się nie sprawdził. Właściciele klubu starali się utrzymywać go przy minimum nakładów, ciągle prosząc Dona Garbera, ówczesnego oraz obecnego komisarza MLS, o kolejne dotacje. Ten w końcu uderzył pięścią w stół i zamknął cały interes. Miami czekało więc na profesjonalny klub prawie dwadzieścia lat. Teraz jednak sprawy w swoje ręce wziął gość znacznie poważniejszy. – Zawsze mówiłem Donowi, że moja współpraca z MLS będzie większa niż tylko kontrakt z Galaxy. To jest mój następny przystanek w tej podróży. Odniosłem sukces jako piłkarz w Los Angeles. Teraz pragnę tego samego jako właściciel w Miami – stwierdził Becks.
BEZ STADIONU
Do byłego gwiazdora Manchesteru United dołączyli, między innymi, prezes Softbank Group Raul Marcelo Claure oraz bracia Jorge i Jose Mas z firmy Mastec. Cała grupa została nazwana w mediach, na cześć popularnego, również w Polsce, serialu z lat 80-tych z Donem Johnsonem w roli głównej – „Miami Vice”.
Beckham w 2013 roku zakończył karierę w Paris St Germain i już w dwa dni po rozegraniu ostatniego meczu, co przyznał w niedawnym wywiadzie, wsiadł na pokład samolotu do Miami i rozpoczął przygotowania do kolejnego, równie ważnego etapu życia.
– Myślałem, że zajmie mi to co najwyżej dwa lata. Nie wiedziałem, że czeka mnie aż siedem lat ciężkiej pracy – stwierdził słynny Anglik. Od samego początku problemów jednak nie brakowało i to praktycznie na każdym kroku. Zacznijmy od tego, że na razie zespół nie ma… własnego stadionu. Pierwsze dwa sezony Inter spędzi w pobliskim Fort Lauderdale, ale już od 2022 roku do użytku zostanie oddany supernowoczesny Miami Freedom Park, mogący pomieścić 25 tysięcy widzów z ekskluzywnymi lożami dla VIP-ów i celebrytów, otoczony przez dziesiątki restauracji i klubów nocnych. Całość ma kosztować prawie miliard dolarów!
UWAGA, ARSZENIK!
W przyszłości ma także przynieść wielkie zyski, ale… Błyskawicznie właściciele pobliskich terenów zaczęli domagać się olbrzymich odszkodowań, zaprotestowały firmy zajmujące się ekskluzywnymi rejsami, a do tego w gruncie, na którym ma zostać wybudowany obiekt, znaleziono ślady trującego arszeniku.
– To największe stężenie arszeniku na terenie miasta. Rodzi poważne obawy – komentował szef specjalnej komisji Ken Russell. Dodatkowe czyszczenie terenu może zwiększyć koszty o kolejnych 50 milionów dolarów. – To jest zespół z Miami, który tylko tymczasowo będzie rozgrywać mecze w Fort Lauderdale. Dlatego będziemy wywierać presję, aby rozwiązać sprawę stadionu najszybciej, jak tylko się da. Obecny obiekt to prehistoria, muszą się stamtąd błyskawicznie wyprowadzić” – mówił komisarz ligi.
Garber, który spotkał się z dziennikarzami na trybunie prasowej Banc of California w niedzielne popołudnie, pozostaje jednak optymistą: – Zaczynamy widzieć, ile ten zespół może znaczyć dla lokalnej społeczności. Właściciele to ambitni ludzie, mocno zaangażowani w cały projekt. Wiedzą, co robią.
Dodatkowym problemem okazała się… nazwa klubu. Szefowie Interu Mediolan nie byli zachwyceni – zwłaszcza, że cenią sobie wpływy z rynku amerykańskiego i prowadzą tam intensywną kampanię marketingową, a projekt Beckhama nie ma z nimi żadnego związku. Powstał skomplikowany impas prawny, który na razie nie znalazł żadnego rozwiązania. Prawnicy z Mediolanu domagają się zmiany nazwy klubu, o czym w Miami nie chcą słyszeć.
MARZENIA O RONALDO I MESSIM
W tak skomplikowanych okolicznościach działaczom pozostało zbudowanie zespołu na inauguracyjny sezon. Także to nie było łatwym zadaniem. Właścicielom marzyło się pozyskanie wielkiej gwiazdy i na celowniku znaleźli się m.in. tacy gracze jak Gareth Bale czy Edinson Cavani. Na razie nic z tego nie wyszło, ale... Na tydzień przed rozpoczęciem sezonu Beckham zjawił się w popularnym talk-show Jimmy’ego Fallona. – Jako piłkarz nigdy nie myślałem, że zostanę właścicielem, zwłaszcza w tak niesamowitym mieście jak Miami. Mamy tam duże możliwości. Wielu zawodników zgłosiło zainteresowanie grą w naszym klubie. Jako właściciel chcę oczywiście zatrudniać najlepszych piłkarzy, takich jak Cristiano (Ronaldo) czy Leo Messi. Obu bardzo podziwiam. Jeśli możemy ich ściągnąć – świetnie. Na razie mamy wielu młodych graczy oraz kilku doświadczonych, ale marzenia są potrzebne – skomentował Becks.
Anglik długo zwlekał z zatrudnieniem trenera, ponieważ – jak komentowano w kuluarach – do końca liczył na pozyskanie Patricka Vieiry. Słynny Francuz, który debiutował jako szkoleniowiec w MLS z New York City FC i wykonał na tyle dobrą robotę, że później trafił do francuskiego Nice, nie chciał jednak zamieniać Lazurowego Wybrzeża na South Beach. Beckhamowi marzył się również Carlo Ancelotti, ale ten, co zrozumiałe, wolał wrócić raz jeszcze do Premier League i wyprowadzić z kryzysu Everton.W tej sytuacji wybór padł na Urugwajczyka Diego Alonso, który niedawno poprowadził Monterrey do mistrzowskiego tytułu w mocnej lidze meksykańskiej.
Wielkim zwolennikiem jego kandydatury był dyrektor sportowy Paul McDonough, wcześniej odpowiedzialny za zbudowanie mocnego klubu od podstaw w Atlancie. – Zwróciłem na niego uwagę, gdy ograł nasz zespół (Atlanta United) w Lidze Mistrzów strefy CONCACAF. Każdy klub w MLS lubi zatrudniać zwycięzców, a my właśnie to uczyniliśmy – tłumaczył McDonough. Tymczasem Alonso, znany z tego, że bardzo energicznie reaguje na wydarzenia na boisku przy linii bocznej, demonstrując prawdziwie latynoską pasję i temperament, skomentował: – To jest bardzo ambitny projekt, a to mi właśnie chodzi w futbolu.
Urugwajczyk ściągnął do pomocy 35-letniego Tony’ego Pulisa i jeśli wydaje wam się, że to nazwisko brzmi znajomo, to macie racje. Chodzi bowiem o syna jednego z najsłynniejszych angielskich trenerów, byłego opiekuna Grzegorza Krychowiaka w West Bromwich Albion, także Tony'ego, znanego głównie z wieloletniej pracy (z powodzeniem) w Stoke City. Młody szkoleniowiec do niedawna pracował z St Louis FC w niższej lidze USL, a teraz dołączył do listy osób zatrudnianych przez Beckhama. Gdy rozmawiałem z nim niedawno przez telefon, przygotowując materiał do światowej edycji „FourFourTwo”, zdradził mi, że – cytuję: „wzoruje się na ojcu” i „codziennie dywaguje z nim na tematy związane z futbolem, zwłaszcza dotyczące taktyki”.
CZEKAJĄ NA GWIAZDĘ
Piłkarzem namaszczonym na lidera zespołu został doskonale znany Alonso – 26-letni ofensywny pomocnik reprezentacji Meksyku Rodolfo Pizarro. W Miami liczą, że dla Interu będzie takim zawodnikiem, jakim dla LAFC jest od dwóch lat Carlos Vela – gwiazdą MLS o podobnym wpływie na drużynę. Już w pierwszym meczu doszło do bezpośredniego starcia, w którym jednak zdecydowanie górą okazał się Vela, strzelając cudownego, zwycięskiego gola, gdy minął dwóch rywali, a następnie przelobował doświadczonego bramkarza Luisa Roblesa, wcześniej przez wiele sezonów strzegącego bramki New York Red Bulls. Później pod szatnią drużyny gości czekały na niego tłumy.
Jak wyjaśniła mi koleżanka z meksykańskiej telewizji, większość przyjechała na ten mecz zza południowej granicy. Specjalnie dla Pizarro. – Wiedzieliśmy, że pierwszy mecz przeciwko jednej z najlepszych drużyn w lidze będzie dużym wyzwaniem. Graliśmy naprawdę dobrze i tylko szkoda, że nie wykorzystaliśmy kilku sytuacji. Pokazaliśmy jednak, że będziemy niezłym zespołem – stwierdził pomocnik Interu.
Obok niego o sile zespołu stanowi doświadczony, 33-letni obrońca Roman Torres, mistrz z ubiegłego sezonu ze Seattle Sounders i autor historycznego gola, który dał Panamie awans na mundial w Rosji, młody i utalentowany napastnik Robbie Robinson oraz 19-letni supertalent amerykańskiej piłki (jeden z „desygnowanych” kontraktów) Matias Pellegrini. W Miami wszyscy czekają jednak na początek lipca. Wtedy mają zobaczyć upragnioną gwiazdę, wielkie nazwisko, kogoś kto ma podziałać na wyobraźnię dziesiątków tysięcy, zaszczepić modę na futbol… Beckham złożył obietnicę, więc można oczekiwać, że słowa dotrzyma.