Serial ESPN i piekło zza krat. Nowe życie Oscara Pistoriusa

Zobacz również:Bliskie związki marihuany ze światem sportu. Niewinna rekreacja czy realne wykroczenie?
pistorius.jpg
fot. Marco Longari / AFP / Pool/Anadolu Agency/Getty Images

Oscar Pistorius wiedzie nowe życie: ma długą brodę, prowadzi kółko biblijne, nadal siedzi w więzieniu i zostanie w nim przynajmniej do 2023 roku. ESPN właśnie wypuścił serial dokumentalny na jego temat. Kolejny raz wracają pytania o to, jakie demony w głowie kazały mu pociągnąć za spust.

Ludzie szybko zapominają. Ale on wraca. Na razie w formie książek i zeznań po latach. Teraz też w formie serialu. Pistorius jest zgniły, RPA jest zgniła, w tej historii wszystko jest zgniłe, jakby ktoś nagle odkrył, co kryje się na końcu tęczy. Nie ma już bohatera narodowego. I nie ma też inspiracji milionów niepełnosprawnych. Znikła kolejka reklamodawców oraz bajka o przekraczaniu granic. Facet, który całe życie szukał sposobu na jak najszybsze dotarcie do mety, dzisiaj – choćby chciał – to biec nie ma gdzie. Przed sobą widzi szarą ścianę więzienia w Pretorii.

Daniel Gordon, autor dokumentu w ramach cyklu „30 for 30” w ESPN dalej nie wie, co o tym sądzić. Zdanie zmienia w zależności od tego, którą część filmu obejrzy. Podstawowe fakty są jednak znane. Pistorius zabił. Zrobił to w Walentynki 2013 roku, pistoletem, który trzymał obok łóżka. Najpopularniejszy niepełnosprawny sportowiec świata czterema strzałami w drzwi łazienki zamordował swoją dziewczynę Reevę, bo myślał, że to włamywacz. Potem był proces stulecia i wymioty na sali sądowej. Sceny rozpaczy, gdy stanął przed sędzią na kikutach nóg, próbując wzbudzić współczucie. Wszystko na oczach kamer.

Tak upadał mit wielkiego Oscara. A w tle palił się ogień: od dyskusji o apartheidzie po walkę płci. W RPA średnio co osiem godzin kobieta ginie z rąk męża albo partnera. Każdego dnia 118 zgłasza policji, że zostało ofiarą gwałtu.

OSZUKAĆ PRZEZNACZENIE

Był globalnym bohaterem, wicemistrzem świata z Daegu i złotym medalistą igrzysk paraolimpijskich. Mówiono, że to „Łowca Androidów”, ponieważ biegał na specjalnych protezach. Wygrał nawet walkę w sądzie z IAAF, by jako pierwszy w historii biegacz niepełnosprawny wystartować z pełnosprawnymi czterystumetrowcami. Dzisiaj brzmi to jak żart, ale on naprawdę stanowił przykład jak żyć i przełamywać bariery. Urodził się bez wykształconych kości podudzia. Nogi stracił w wieku 11 miesięcy. Ojciec powtarzał mu: nie jesteś niepełnosprawny, tylko inaczej uzdolniony. A on z tą mentalności szedł w świat, zawsze z podniesioną głową, choć jako dzieciak przeżył rozwód rodziców, a matka zmarła, kiedy miał 15 lat.

Niektórzy mówią, że to wtedy powstała pierwsza emocjonalna wyrwa. Bomba zegarowa zaczęła odliczanie. Pistorius wypełniał pustkę kolejnymi kobietami. Coraz mocniej rozpychał się w świecie sportu. To była historia jak z filmu: chłopak bez nóg zakłada protezy i biegnie najszybciej w kraju. Za moment mówią o nim w świecie. A zaraz potem jest w takim miejscu, że na igrzyskach olimpijskich w Londynie w 2012 roku robi za drugą największą gwiazdę lekkoatletyki po Usainie Bolcie. Rósł, bo nie dość, że był świetnym sportowcem, to jeszcze spotykał się z niepełnosprawnymi dziećmi i przekazywał darowizny. Ludzie kochali ten wizerunek: uśmiechnięty, tryskający optymizmem facet, który oszukuje przeznaczenie. W Nike twierdzono, że to będzie gwiazda na lata.

Naród też pokochał tę opowieść. Ludzie w RPA mówili, że jego historia przypomina historię kraju. Był torturą i upokorzeniem. Ale też nadzieją, że można. Odrodzeniem jak wtedy, gdy w 1994 roku Nelson Mandela został prezydentem, a segregacja rasowa zniknęła. Kiedyś jeden z kolegów Pistoriusa opowiedział o tym, jak zobaczył jego krwawiące kikuty. Dopiero wtedy zrozumiał ile ten facet włożył determinacji, by wejść na szczyt. Zatrudniał najlepszych naukowców i prawników, by dać sobie szansę na rywalizację z najlepszymi. W Londynie przybiegł na metę ósmy, ale i tak wiedział, że dopiął swego. Podczas ceremonii zamknięcia igrzysk niósł południowoafrykańską flagę. Świat patrzył i gratulował. A on już powoli wybiegał w przyszłość. Mówił o igrzyskach w Rio. Myślał o historycznym podium dla pierwszego niepełnosprawnego.

I nagle koniec. Bańka prysła.

Dzień po informacji o śmierci Reevy Steenkamp wszystkie billboardy w RPA zostały usunięte. Jeszcze wczoraj kraj go kochał, dzisiaj już nienawidził. Znowu stał się symbolem, tym razem złych mężczyzn, trzymających spluwę pod poduchą i traktujących kobiety jak przedmiot. Lulu Xingwana, ministra w rządzie RPA powiedziała wprost: „Ten kraj wychował facetów w taki sposób, że kobiety są ich własnością. Dlatego mogą zabijać”.

Wróciła też stara narracja z czasów apartheidu pt. „biały bogaty mężczyzna może wszystko”. Bo Pistorius, choć zabił, to na początku wyszedł z więzienia za kaucją 110 tysięcy dolarów. Rok pozostawał na wolności. Cały czas zasłaniał się tym, że działał w samoobronie. W październiku 2014 roku sąd skazał go na sześć lat więzienia, ale w 2017 roku jeszcze raz przyjrzał się zeznaniom, zamykając sprawę na 13 latach i 5 miesiącach. Najwcześniej o warunkowe zwolnienie Pistorius może ubiegać się w 2023 roku.

TELEFON DO SALONU TATUAŻU

Ludzie cały czas szukają prawdy. Skoro Pistorius działał w samoobronie, to dlaczego zaraz po śmierci dziewczyny zamiast na policję zadzwonił po znajomego? Pracownikom agencji ochrony, słyszących strzały, powiedział, że wszystko jest w porządku. Ciekawą sprawą jest też jego iPhone – nie było w nim ani historii połączeń, ani części smsów wysłanych już po strzałach w łazience. Dwójka sąsiadów zeznała, że wcześniej słyszała jak para się kłóci. Dochodzi też sprawa specyficznej psychiki lekkoatlety. Tego, że od dawna słynął z porywczych zachowań, czasem wręcz absurdalnych, gdy cierpiąc na bezsenność z nudów zadzwonił do salonu tatuażu i poprosił o usługę.

Wymieniać można długo: rozbita motorówka i 180 szwów na twarzy, gwałtowne strzały z pistoletu przez szyberdach, haniebna sprawa z zabitym psem, gdy ten wbiegł pod koła samochodu, a Pistorius wyszedł zza kierownicy i wycelował mu w łeb. Gdy pławił się w triumfach, nikt o tym głośno nie mówił. Ale z czasem puzzle ułożyły się w całość. Jeden z dziennikarzy „New York Times” opowiadał jak któregoś dnia jechał z lekkoatletą 250 km/h na godzinę i autentycznie bał się o życie. W tym czasie rozwścieczony kierowca pisał smsy z dziewczyną – kolejną z kategorii tych, które mają załatać emocjonalną pustkę.

Jedna z matek takiej dziewczyny po latach napisała nawet książkę. Oscar przedstawiony jest w niej jako szaleniec, płytki egocentryk, który zwariował, gdy pojawiła się sława. Dowodów nie ma, ale kilku świadków zeznało, że miał problemy z alkoholem. Często wybuchał w miejscach publicznych. Nie pomogło mu też wyraźne zainteresowanie bronią.

Kiedyś tłumaczył się, że to tylko hobby i rzecz w RPA dozwolona. Ale potem zaczęły się opowieści ludzi i nagrania, gdzie dźwięk rozpadającego się arbuza porównuje do odgłosu postrzelonej głowy. Wyciągnięto też wywiad z „New York Times”, gdzie chwycił 9-centymetrowy pistolet i uczył dziennikarza poprawnego strzału. Zapytany, jak często praktykuje dziwne hobby, Pistorius powiedział: „Rzadko. Tylko wtedy, gdy nie mogę spać”.

NAWRÓCENIE

Reevę Steenkamp poznał w listopadzie 2012 roku. On był świeżo po Igrzyskach, ona właśnie pojawiła się w reality-show o gotowaniu. To miał być związek idealny: bohater narodu i znana wszystkim modelka, obaj z bogatych białych rodzin, do tego z silnymi charakterami.

Reeva dzień przed śmiercią zrobiła dla niego pamiątkową różową kartkę. Napis brzmiał: „Dziś jest chyba dobry dzień, by powiedzieć, że Cię kocham". W podobnym tonie pisała też na Twitterze z hashtagiem Walentynek. Byli ze sobą tylko trzy miesiące, ale wydawało się, że Pistorius w końcu znalazł kobietę życia. Jeden z przyjaciół modelki powiedział: „Gdyby poprosił ją o rękę, na pewno by się zgodziła”. Dopiero kuzyn Kim Martin w sądzie powiedział, że miał z Reevą rozmowę z prostym pytaniem: „Czy jesteś szczęśliwa?”. Odpowiedź brzmiała: „Tak, ale musimy o tym porozmawiać”. Poczuł wtedy, że muszą się spotkać na dłużej.  Żałuje, że nie spytał o szczegóły.

Być może chodziło o podwójną osobowość Pistoriusa. W mediach bywał czarujący. Na bieżni chwytał za serce. W życiu prywatnym też potrafił wzbudzać sympatię, ale prawie każda dziewczyna, z jaką był, zwraca uwagę na jego chorobliwą zazdrość. Niektóre mówią: bał się porzucenia. Inne dodają, że żył nieustannym lękiem i nawet do końca nie potrafił go nazwać.

To dlatego przy łóżku trzymał broń, raz zresztą zszedł do ogrodu z nabitym Magnumem, po czym okazało się, że to tylko fałszywy alarm. Dzisiaj często szufladkuje się go jako „typowego maczo” z RPA, sięgającego po siłę za każdym razem, gdy nie radzi sobie z emocjami. Ludzie widzą w nim wytwór całego społeczeństwa. Stąd naciski, by zmienić pierwotną „śmiesznie pobłażliwą” karę w trzynastoroczną odsiadkę. Tak, by biali i bogaci nie mieli łatwiej tylko dlatego, że są biali i bogaci.

Historię Pistoriusa często porównuje się do sprawy O.J. Simpsona. Słynny gracz NFL w 1994 roku został oskarżony o zabójstwo byłej żony Nicole Simpson i jej przyjaciela Rona Goldmana. Serial ESPN na ten temat został uhonorowany Oscarem i w pewnym sensie wyznaczył nowe kanony dokumentu sportowego. Daniel Gordon, który podjął się opowiedzenia historii Pistoriusa też słyszał te porównania. Ale różnica jest prosta: Simpson był lustrem Ameryki, przed sądem nie stawał jedynie on, ale też obowiązujący porządek społeczny i jego instytucje. Był w centrum uwagi przez lata. Pistorius to opowieść o innej sile rażenia, choć też tragiczna i mocna.

Były szkolny nauczyciel biegacza, Bill Schroder cztery razy odwiedził go w więzieniu w Pretorii. Zobaczył człowieka z gęstą brodą, palącego papierosy, do tego namiętnie czytającego Biblię i dwa razy w tygodniu prowadzącego kółko rozmów o słowie Bożym. Wersja zdarzeń Pistoriusa dalej mówi o wypadku, o tym, że człowiek obudzony w środku nocy, w sytuacji strachu nie jest do końca sobą. Schroder nie wie, gdzie leży prawda. Ale ostatnio powiedział mu wprost: „Gdybyś zrobił to mojej córce, nigdy bym ci nie wybaczył. Jedyne, co możesz zrobić, to przebaczyć samemu sobie”.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Żebrak pięknej gry, pożeracz treści, uwielbiający zaglądać tam, gdzie inni nie potrafią, albo im się nie chce. Futbol polski, angielski, francuski. Piszę, bo lubię. Autor reportaży w Canal+.