Czwarty tytuł WTA z rzędu, seria 23 zwycięstw i absolutna dominacja od Australian Open – tak wygląda aktualnie sytuacja Igi Świątek w tenisowym tourze. Turniej w Stuttgarcie był pierwszym na ulubionej dla Polki nawierzchni ziemnej, a to oznacza, że wchodzimy w sezon „mączki” z najważniejszym French Open na horyzoncie. Czy turniej wielkoszlemowy jest w zasięgu Polki? A może fantastyczna seria zakończy się właśnie w tym okresie?
Korespondencja ze Stuttgartu
Miami, Indian Wells, Doha, Stuttgart – biorąc pod uwagę, że mamy dopiero kwiecień, lista trofeów Igi Świątek jest w tym sezonie niezwykle imponująca. Dołóżmy do tego serię 23 zwycięstw, co już stawia ją na ósmym miejscu na liście najdłuższych takich osiągnięć od 2000 roku (jeśli chcecie mieć obraz jak dawno to było to przypomnijmy, że Igi nie było jeszcze wtedy na świecie) i mamy pełny obraz tego, jak dominujący jest to okres w wykonaniu naszej najlepszej tenisistki. Co dalej?
– Zaskoczyłam sama siebie, znowu – powiedziała dziennikarzom po meczu Świątek. – Tym że potrafię wygrać taki turniej nie będąc w zasadzie w stuprocentowej formie i samopoczuciu. Mimo to dalej jestem w stanie grać dobry tenis – skwitowała.
Z jednej strony są to powody do zadowolenia. Oglądaliśmy po raz kolejny Igę dominującą i potrafiącą odwrócić wynik meczu na swoją korzyść (półfinał z Ludmiłą Samsonową, który jest też najdłuższym w karierze meczem Polki – trwał trzy godziny i trzy minuty), a sama zainteresowana mówi, że nie była przygotowana na sto procent. Jak więc będzie grała w najlepszej formie?
Z drugiej strony bycie nie do końca przygotowanym może oznaczać pierwsze małe trudności Świątek w tym sezonie. Trudności wynikające… z wygrywania.
W przypadku tenisistów ten paradoks jest dość prosty do wyjaśnienia – im więcej się wygrywa, tym dłużej jest się w turniejach. A im dłużej jest się w turniejach, tym mniej czasu na przygotowania do kolejnych, które często zaczynają się kilka dni później. Przez to każda taka seria musi się kiedyś skończyć i najczęściej, nawet w przypadku najlepszych zawodniczek i zawodników, dzieje się to m.in. ze zmęczenia. Od 2000 roku najdłuższe tego typu osiągnięcia mieli Venus Williams (35 w 2000 roku) i Novak Djoković (43 w latach 2010-11). Jak utrzymywać taką formę, kiedy dopiero za kilka tygodni najważniejszy turniej tej części sezonu, czyli French Open?
– Szczerze mówiąc nie mam pojęcia, bo takie seryjne wygrywanie to dla mnie nowość – odpowiedziała Iga na zadane przez nas pytanie na konferencji.
– Utrzymywanie świeżości i dobrej formy nie jest łatwe, ale ja mam bardzo dobry sztab i ufam, że oni zrobią wszystko co się da, by mnie przygotować – podsumowała.
Najważniejszą w kwestiach fizycznych osobą jest tam oczywiście Maciej Ryszczuk, trener przygotowania fizycznego. To jemu dziękowała Iga po finale (między najdłuższym meczem w karierze z Samsonową i spotkaniem z Areną Sabalenką minęło zaledwie kilkanaście godzin) i to on będzie odgrywał niezwykle ważną rolę w kolejnych turniejach, w tym w szlemie na kortach Rolanda Garrosa. Odegra też ważną rolę… przy wyborze nowego Porsche, które Polka wygrała w ramach turnieju w Stuttgarcie.
– Mój fizjoterapeuta wie dużo o samochodach, więc na pewno mi w tym pomoże. Nie wiem czy wiecie, ale ja sama nie jestem zbyt dobra w podejmowaniu decyzji – stwierdziła z rozbrajającą szczerością Iga w wywiadzie dla WTA.
Nie można bowiem zapominać o tym, co Świątek osiągnęła już do tej pory. Wszyscy będziemy patrzeć w stronę kolejnego szlema, gdzie nasza tenisistka będzie faworytką i będzie miała szansa na dodatkowe ulegitymizowanie bycia światowym numerem jeden, ale przecież ta seria sama w sobie jest już dla polskiego tenisa historyczna. I obejmuje trzy zwycięstwa w turniejach z cyklu WTA 1000, najważniejszego po szlemach.
Stuttgart był akurat turniejem WTA 500, ale rekompensata w postaci nowego samochodu jest całkiem niezłą opcją przy mniejszych punktach. Niemiecki turniej był też dla Polki wejściem na swoją ulubioną nawierzchnię ziemną, choć akurat ta „mączka” była nieco inna niż wszystkie, o czym mówił chociażby jej tata, Tomasz. Piłki zachowywały się na niej inaczej, więc wejściem na taką prawdziwą „mączkę” będzie zaczynający się za chwilę Madryt. Potem Rzym, w którym Polka będzie broniła tytułu i Paryż, turniej wielkoszlemowy, który też już wygrywała. A to wszystko w roli nowego numeru jeden, mającego ponad 2000 punktów przewagi nad kolejną zawodniczką w rankingu, więc całej sytuacji nie zmieni nawet nieudany szlem.
– Zdaję sobie sprawę, że jako „jedynka” jestem teraz wszędzie faworytką – mówiła na konferencji nasza tenisistka. – To jednak niczego nie zmienia w moim podejściu i w mojej głowie. Dalej skupiam się na pojedynczych meczach i zwycięstwach, tak jak było wcześniej – stwierdziła.
To kolejny przykład, po którym widać podejście jej sztabu. Trenera Tomasza Wiktorowskiego i psycholożki sportowej Darii Abramowicz nie było z Igą w Niemczech, ale to nie znaczy, że się z nią nie kontaktowali. A za to, żeby głowa zawodniczki była we właściwym miejscu, Abramowicz odpowiada od dawna. Część środowiska sportowego krytykowała ją za końcówkę sezonu, kiedy Świątek nie do końca radziła sobie z emocjami, ale długofalowo wygląda to na błąd krytykujących. Stara część sztabu (Abramowicz, Ryszczuk) z nowym trenerem Wiktorowskim wygląda na znakomite połączenie, które jak na razie służy Idze idealnie.
Można się obawiać, że znakomita seria Igi skończy się właśnie na kortach Rolanda Garrosa. Jeśli nadal będzie wygrywać, to mniej więcej wtedy zacznie zbliżać się do najlepszych serii kobiecych XXI wieku i być może będzie musiała je przebić, by myśleć o swoim drugim triumfie wielkoszlemowym.
Pół-żartem, pół-serio można nawet stwierdzić, że naszej zawodniczce przydałaby się porażka w Rzymie lub Madrycie, żeby zdjąć z siebie dodatkowy ciężar oczekiwań, ale tego oczywiście jej nie życzymy. Najlepiej, żeby przez kolejne turnieje, włącznie z French Open, przeszła jak burza, tak jak do tej pory. Jeśli się nie uda, i tak będzie to fantastyczny fragment sezonu. A jeśli się uda, możemy być świadkami czegoś wybitnego.
Ostatnie tygodnie są same w sobie bardzo dominujące, to co dopiero gdyby Iga wygrała szlema? Tu potrzebne jest obowiązkowe przypomnienie – tak ogromnego talentu polski tenis jeszcze nie widział. Światowy w ostatnich latach również i nie wydaje się, żeby ten talent miał nam gdzieś zniknąć.
Komentarze 0