Obejrzeliśmy już netflixowy dokument Jeffrey Epstein: obrzydliwie bogaty. To nie było miłe doświadczenie

Zobacz również:Adam Sandler, Kevin Garnett, The Weeknd i... świetne recenzje. Na ten netflixowy film czekamy jak źli
epstein.jpg

Nie spodziewajcie się fajerwerków, jakie pamiętacie z Króla Tygrysów czy Evil Genius. To nie jest historia, w której znajdziecie szereg dziwacznych postaci. Bohater jest jeden - ale wyjątkowo okrutny.

Zmarł w sierpniu ubiegłego roku, oficjalnie popełniwszy samobójstwo w celi... choć wokół tej śmierci narósł szereg wątpliwości; postronni obserwatorzy zastanawiali się, czy nikt mu w tym nie pomógł. W każdym razie Netflix zareagował bardzo szybko. Zaledwie dziewięć miesięcy po śmierci Jeffreya Epsteina na platformę trafił czteroodcinkowy minidokument Jeffrey Epstein: obrzydliwie bogaty, opowiadający nie tyle o życiu milionera, ile seksualnym skandalu, którego stał się główną postacią.

I tu pojawia się pierwsze pytanie - skoro to o skandalu, dlaczego w tytule jest podkreślone bogactwo? Jedno wynikało z drugiego. Dzięki sukcesowi założonej przez siebie firmy inwestycyjnej Assets Group Epstein dorobił się nieprawdopodobnej fortuny, która przez długi czas ratowała mu skórę. Nie tylko płacił setkom młodych kobiet za seks, ale i płacił za milczenie. Zwoził je na jedną z wysepek archipelagu Wysp Dziewiczych, którą nazywano Wyspą Orgii - oczywiście od tego, co się na niej działo. Poza tym dzięki ogromnym pieniądzom Jeffrey Epstein stał się wpływowym człowiekiem w świecie wpływowych ludzi. Znajomości z ważnymi politykami i sędziami doprowadziły do absurdów; gdy oskarżony o nakłanianie do prostytucji Epstein stanął w końcu przed sądem, zamiast 15 lat więzienia (co wynikałoby z postawionych mu zarzutów) dostał ledwie 18 miesięcy odsiadki. Co więcej - w odosobnionym skrzydle więzienia. Co więcej - przez 6 dni w tygodniu mógł wychodzić z celi na 12 godzin i spokojnie jechać do pracy. I co więcej - odsiedział ledwie 13 z 18 miesięcy, potem dostał rok aresztu domowego, regularnie go łamał, latając po całym świecie... i nikogo to nie obchodziło, nikt nic mu nie zrobił. Dlaczego? Epstein znał tych, których powinien znać.

Ten miniserial nie jest efektowną, zaskakującą na każdym kroku produkcją, do czego ostatnio zdążyły nas przyzwyczaić kryminalne serie Netflixa. To raczej oparta na doskonałym researchu i dziesiątkach godzin wywiadów dziennikarska robota, która krok po kroku odsłania odrażające zainteresowania Epsteina, który przez lata bezkarnie gwałcił nie tylko dorosłe kobiety, ale i młode dziewczyny, a nawet dzieci. Robił to z pełną premedytacją, wybierając ofiary spośród tych, które wywodziły się z biedy i desperacko poszukiwały pieniędzy. Był przy tym doskonałym manipulatorem, potrafił owładnąć sobą młode kobiety. Najbardziej poruszające momenty dokumentu to te, w których dawne ofiary miliardera mówią wprost do kamery o tym, co im robił i jak te wydarzenia wpłynęły na ich dalsze życie. A wiele z nich musiało leczyć traumę w narkotykach i alkoholu, niektóre uciekły na drugi koniec świata, inne zastanawiały się nad samobójstwem. Przekaz jest jasny: ten człowiek zniszczył życia dziesiątkom, setkom kobiet, na co otrzymał pełne przyzwolenie ze strony swoich wpływowych znajomych. Którzy swoją drogą także korzystali z nieletnich lub ledwie co pełnoletnich dziewcząt, którymi otaczał się Epstein.

Bardzo, bardzo trudno ogląda się ten serial. Ale seans obowiązkowy - chociażby po to, by zobaczyć, jak okropnych patologii dopuszczają się ci, nazywani zwykle elitą. Przypomina się jedno z opowiadań Charlesa Bukowskiego, w którym sąsiad zapytał pisarza, oskarżonego o molestowanie nieletnich: dlaczego ty to właściwie robisz, przecież masz wszystko? Nie wiem - odparł pisarz. Chyba po prostu cholernie mi się nudzi.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Różne pokolenia, ta sama zajawka. Piszemy dla was o wszystkich odcieniach popkultury. Robimy to dobrze.