Jeśli zostajesz najmłodszym debiutantem w historii reprezentacji, która swoje mecze rozgrywa od prawie 90 lat – nie możesz być pierwszym lepszym nastolatkiem, którego „warto sprawdzić”. A co dopiero, gdy w debiucie wychodzisz w podstawowym składzie i jesteś najlepszym graczem na boisku? To rzeczywistość Jeremy’ego Sochana, o którym zrobiło się głośno.
Urodzony w Stanach Zjednoczonych, wychowany w Wielkiej Brytanii, mający mamę Polkę i tatę Amerykanina – Sochan od samego początku swojego życia był „obywatelem świata”. Stereotypowo jego miłość do koszykówki powiązalibyśmy z amerykańską stroną pochodzenia młodego zawodnika, jednak znaczny wkład w rozwój jego pasji miała mama Aneta, była koszykarka Polonii Warszawa. To od niej Polski Związek Koszykówki dowiedział się, że jest pewien młody chłopak w brytyjskim Milton Keynes, który bez problemu może i chce reprezentować Polskę.
PODRĘCZNIKOWA DROGA DO GWIAZD
Szybko okazało się, że ten chłopak ma talent, którego w Polsce nie można odpuścić. Sochan trafił do juniorskich reprezentacji Polski i po raz pierwszy dał o sobie znać całemu środowisku, kiedy został MVP mistrzostw Europy dywizji B do lat 16. Polacy zresztą – w dużej mierze dzięki niemu – ten turniej wygrali. Od tego momentu sprawa wydawała się być przesądzona – reprezentacja Polski to miejsce, w którym Jeremy widzi się w przyszłości, mimo że mógłby ze spokojem zdecydować się na inny kraj.
W międzyczasie zdecydował, że w Wielkiej Brytanii zaczyna się robić nieco ciasno i dobija do maksimum możliwości, które może tam osiągnąć. Stąd pomysł o wyjeździe do La Lumiere, liceum, które w ostatnich latach znacznie zwiększyło swój prestiż w koszykarskim środowisku w Stanach Zjednoczonych. Aktualnie szkoła z Indiany ma serię aż trzech z rzędu draftów NBA, w których ich absolwenci zostali wybrani w pierwszej rundzie – w 2018 roku był to Jaren Jackson junior z Memphis Grizzlies, w 2019 Jordan Poole z Golden State Warriors, a w 2020 Isaiah Stewart z Detroit Pistons.
Sochan był tam stosunkowo krótko, jednak ten czas był na tyle udany, że dostał oferty stypendium z co najmniej kilku uniwersytetów. Wybrał uczelnię Baylor, która przekonała go atmosferą i rodzinnym podejściem. Miejscowi Bears nie należą co prawda do ścisłego topu najmocniejszych drużyn w kraju, ale w dorobku mają też całkiem sporą grupę wydraftowanych zawodników z Taureanem Princem jako ostatnim przykładem.
Wygląda to wręcz na podręcznikową drogę dla młodego koszykarza z Europy, chcącego wybić się aż do NBA – początki w lokalnych akademiach, w szkole średniej transfer do Stanów Zjednoczonych, a zaraz potem uczelnia i rozgrywki NCAA. Następnym idealnym krokiem byłby stabilny rozwój i draft, czego życzylibyśmy sobie jako kraj niemający w NBA ani jednego reprezentanta.
REKORDZISTA
Zanim jednak (i o ile w ogóle) do tego dojdzie, minie jeszcze kilka lat, a Sochan ma kilka innych spraw „do załatwienia”. W trakcie pandemii musiał wrócić do Europy, ponieważ rozgrywki licealne zostały zawieszone. Trafił więc do akademii w niemieckim Ulm, gdzie spotkał się chociażby z innym Polakiem, Igorem Miliciciem juniorem. A teraz obaj dostali powołania do „dorosłej” reprezentacji. Sam fakt powołania dla obu graczy był czymś, co zwróciło uwagę sportowego środowiska, ponieważ rzadko dostajemy duet tak zdolnych i młodych debiutantów, których nazwiska w dodatku – jak na naszą reprezentację – brzmią nieco egzotycznie. Obaj jednak są Polakami, przez rodziców i/lub miejsce urodzenia, a jednocześnie jednymi z naszych największych koszykarskich nadziei, co zresztą bardzo szybko zdołaliśmy zobaczyć w warunkach meczowych.
Kibice liczyli na jakiś niewielki przydział czasowy dla każdego z nich w meczu z Rumunią, który nie miał dla nas większego znaczenia w kontekście awansu do Eurobasketu. Niewielu jednak spodziewało się, że trener Mike Taylor wystawi Sochana w pierwszym składzie. Nawet sam zawodnik był tym faktem kompletnie zaskoczony. Nie wpłynęło to jednak na jego koncentrację, bowiem w niecałe 30 minut rzucił 18 punktów, zebrał trzy piłki i popisał się kilkoma efektownymi akcjami, m.in. wsadami, akcją 3+1 czy potężnym blokiem na jednym z Rumunów.
Razem z Michałem Michalakiem byli najlepsi na boisku, jednak to na Sochanie skupiły się wszystkie kamery. Po meczu nastolatek onieśmielony odpowiadał na pytania mediów, ciesząc się i nie wierząc do końca w szansę, jaką dostał (i być może przede wszystkim – w to jak ją wykorzystał).
PRZYSZŁOŚĆ
Po takim występie oczywistym jest, że fani zaczynają snuć plany o polskim skrzydłowym w NBA, jednak do tego, rzecz jasna, wciąż bardzo daleka droga. Nie będziemy jednak powstrzymywać tych, którzy zaczną snuć wizję coraz mocniejszej reprezentacji Polski, bo Sochan nie jest jedynym powodem, by tak uważać. Jeremy może zostać twarzą tej pozytywnej zmiany, ale obok niego są przecież jeszcze inny debiutant Milicić (18 lat), myślący o NBA Aleksander Balcerowski (20), Łukasz Kolenda (21), Marcel Ponitka (23) czy Aleksander Dziewa (23). Dodając tę grupę do graczy pokroju Mateusza Ponitki, Adama Waczyńskiego czy A.J. Slaughtera, możemy mieć bardzo ciekawą mieszankę wybuchową
Szansa już niedługo, bo reprezentacja Polski wciąż liczy się w walce o igrzyska olimpijskie. Turniej kwalifikacyjny będzie jednak najtrudniejszymi zawodami, które w ostatnim czasie naszą reprezentację spotkały i powiedzieć, że nie będziemy faworytami, to nie powiedzieć nic.
Jeśli się nie uda, będziemy oglądać jak nasze młode talenty się rozwijają i pomagają reprezentacji, jednocześnie marząc, by gdzieś za kilka lat komisarz NBA Adam Silver wyczytał z kartki, że jedna z drużyn ligi wybiera pewnego polskiego skrzydłowego z uniwersytetu w Baylor.