Ma dopiero 30 lat i czeka go jeszcze co najmniej kilka sezonów gry w NFL, a mimo to już jest pewniakiem do futbolowej Galerii Sław. W ostatnich latach nie ma bardziej dominującego obrońcy niż on, a jego wielkość w porównaniu do zawodników z tej samej pozycji sprawia, że dyskusji na temat „najlepszego” nawet się nie prowadzi. Kariera Aarona Donalda toczy się idealnie, jednak brakuje jej ukoronowania w postaci mistrzowskiego tytułu. Los Angeles Rams, z Donaldem w składzie, już raz przegrali w najważniejszym meczu sezonu. Teraz mają szansę na rehabilitację, a ich największa gwiazda obsesyjnie szuka sposobu, żeby porażka się nie powtórzyła.
Jeśli zapytacie ekspertów i fanów NFL, kto jest najlepszym rozgrywającym w lidze, opcji będzie wiele – pojawi się oczywiście Patrick Mahomes, ale także Aaron Rodgers czy Josh Allen, a do momentu zakończenia kariery zawsze ktoś wskazałby Toma Brady’ego. Taka sama sytuacja będzie miała miejsce, jeśli zapytacie o skrzydłowego, biegacza, cornerbacka czy jakąkolwiek inną pozycję. Poza jedną. Na pytanie o najlepszego defensive tackle’a odpowiedź w większości będzie szybka i bardzo jednoznaczna – Aaron Donald.
NISZCZYCIEL
Pozycja defensive tackle’a jest zresztą dość specyficzna. Zazwyczaj mówimy tu o naprawdę potężnych futbolistach, którzy stoją na środku linii defensywnej. Ich zadaniem jest często bycie „kotwicą”, która nie pozwoli przebić się biegaczowi z piłką albo skupianie na sobie uwagi przeciwnika (lub dwóch), by ich znacznie szybsi i bardziej eksplozywni koledzy z boków linii mogli łatwiej zaatakować rozgrywającego. Dlatego też zdarza się, że nawet czołowi gracze na tej pozycji nie rzucają się w oczy przeciętnego kibica – odwalają brudną, niewidoczną robotę, czego nie widać w statystykach i gdy ich bardziej medialni koledzy mają po kilkanaście sacków (powaleń rozgrywającego), i kilkadziesiąt innych powaleń, oni kończą na przeciętnych liczbach, których nie doceni ktoś nieznający specyfiki pozycji.
Są jednak wyjątki, które przebijają się do świadomości fanów, a nie ma w tym wypadku lepszego przykładu niż Aaron Donald. Jest absolutnym niszczycielem, który od początku swojej kariery (w roku 2014) nie miał nawet słabszego sezonu. Dla wielu dobrych graczy na jego pozycji osiem sacków w roku jest naprawdę porządnym rezultatem, a dla Donalda… to najsłabszy sezon w karierze.
Obrońca regularnie notuje ponad dziesięć, a w sezonie 2018 dokonał rzeczy absolutnie niemożliwej – miał ich 20,5. Rekord ligi wynosi 22,5, ale jest dzielony przez dwóch zawodników grających z boku linii – Michaela Strahana i T.J. Watta. Wielu ekspertów dość wyraźnie zaznaczało, że wynik Donalda, grającego przez większość czasu na mniej medialnym środku linii, jest znacznie bardziej imponujący. Niektórzy wysuwali nawet jego kandydaturę na MVP całej ligi, co w przypadku gracza defensywnego byłoby precedensem.
Statystyka sacków z trudniejszej pozycji jest tylko jednym z wielu wyznaczników wielkości Donalda. We wszystkich ośmiu sezonach, w których zagrał, został wybrany do Pro Bowl (meczu gwiazd NFL). W siedmiu wybierano go do najlepszej drużyny ligi, a trzykrotnie został Obrońcą Roku. Przy czym tę ostatnią nagrodę spokojnie mógłby dostać więcej razy – dużo mówi się o tym, że Donald jest co roku tak oczywistym kandydatem (często najlepszym), że wybierający szukają możliwości, by uhonorować innych zawodników.
Porównuje się to nawet do casusu Billa Belichicka – być może najlepszego trenera w historii, który przez 20 lat dynastii New England Patriots (dziewięć występów w Super Bowl, sześć zwycięstw), tytuł trenera roku zdobył zaledwie trzy razy. Powodem jest fakt, że jego klasa i dobre rezultaty na tyle spowszedniały, że przestaje się je powoli zauważać. To samo z Donaldem – kilkanaście sacków i masa innych statystyk co sezon to zawsze wybitny wynik dla defensive tackle’a, ale Aaron robi to co sezon, więc wszyscy zdążyli się przyzwyczaić.
Nie przyzwyczaili się jednak koordynatorzy ataku drużyn przeciwnych. Jeśli chcecie wiedzieć, jaki wpływ na ligę ma Donald, zapytajcie właśnie tych panów, którzy spędzają całe noce na wymyślaniu sposobów, jak go zatrzymać. Najczęściej kończy się na podwajaniu, a nawet potrajaniu blokujących, co wydaje się opcją najlepszą. Rzecz w tym, że wtedy odkrywa się swoje słabości gdzie indziej, a sam Donald jest na tyle mocny, by i te bloki czasem przebijać. Nawet jeśli nie dotrze do rozgrywającego czy gracza z piłką, to sieje tak duże spustoszenie w linii ofensywnej rywali, że psuje im cały plan na mecz. Żaden obrońca w lidze nie zajmuje głowy przeciwnikom tak bardzo, jak Donald. To gwiazdora Los Angeles Rams każdy atak boi się najbardziej.
ZA MAŁY NA SUKCES?
Co więcej, mimo dużego talentu, w Donalda wątpiono już od liceum, najczęściej podając za powód jego warunki fizyczne. Może się to wydawać dziwne, biorąc pod uwagę, że mówimy o zawodniku, który aktualnie wygląda niemal jak kulturysta i to jeszcze taki, który przy nabieraniu masy mięśniowej nic a nic nie stracił z szybkości i eksplozywności, ale Donald ma zaledwie – jak na jego pozycję – 185 centymetrów wzrostu. No i trzeba też przyznać, że w czasach liceum jego „rzeźba” była daleka od aktualnej.
Dlatego też wychodząc z liceum był uznawany za 37. najlepszego gracza w kraju na swojej pozycji. Otrzymał od skautów trzy oceniające gwiazdki w skali do pięciu i oferty stypendiów pojawiły się zaledwie z kilku drugorzędnych uczelni. Wybrał więc uniwersytet w Pittsburghu, jego rodzinnym mieście. Był tam gwiazdą w liceum, był również w rozgrywkach akademickich. Przez całą szkolną karierę przewijał się zresztą ten sam motyw – gra świetnie, ale jego „rozmiary” mogą być na NFL niewystarczające.
Do draftu przystępował jako jeden z najbardziej utalentowanych, o ile nie najbardziej utalentowany futbolista, jednak próżno go było szukać w czołówce w eksperckich przewidywaniach. Wiele drużyn uznawało go za talent na dalsze rundy, ze względu na ryzyko związane z warunkami fizycznymi. Nie jest to jednak przypadek wiecznego underdoga Toma Brady’ego, wybranego w rundzie szóstej ani żadnego z niewydraftowanych zawodników, którzy później robili kariery. W talent Donalda wielokrotnie wątpiono, ale był on zbyt duży, żeby ominęli go wszyscy. St. Louis Rams wybrali go z numerem trzynaście.
REWANŻ
Ci sami Rams są aktualnie w Los Angeles, jednak mimo przeprowadzki i wielu zmian, jedno pozostało takie samo – Donald jest jednym z najlepszych graczy ligi bez podziału na pozycje. Minęło kilka lat, nim przyszedł nowy trener Sean McVay, a drużyna wokół Donalda zaczęła rosnąć w siłę. Talent całej ekipy wybuchł w 2018 roku, gdzie najlepsza ofensywa ligi, wsparta obroną z Donaldem jako liderem, dotarła do Super Bowl, w którym zmierzyła się ze wspominanym Belichickiem i New England Patriots. Niestety dla Rams, to właśnie w meczu z nimi Patriots zdobyli swój szósty tytuł mistrzowski, a samo spotkanie było jednym z najbardziej defensywnych w historii.
Wynik 13:3 świadczy nie tylko o wielkości Belichicka, który całkowicie zamknął najlepszy atak ligi, ale też o obronie Rams, dowodzonej przez Donalda. Wina leżała po stronie ataku Rams, ale sam zawodnik miał też do siebie nieco pretensji – świetna linia ofensywna Patriots jako jedna z nielicznych była w stanie go zatrzymać. Przez całe spotkanie Aaron był podwajany, a Brady wyrzucał piłkę najszybciej jak potrafił. Nie udało się go powalić, mimo że Donald dwukrotnie był blisko. A największy zarzut do samego siebie miał po kluczowej serii ofensywnej Patriots w czwartej kwarcie i wyniku 3:3. Był już tak wymęczony ciągłymi podwójnymi blokami i siłą ofensywnych liniowych przeciwnika (głównie Trenta Bronwa), że nie miał siły na kolejne akcje. Trenerzy Patriots to zauważyli i po raz pierwszy w meczu zostawili go sam na sam z guardem Patriots, Joe Thuneyem.
Wymęczony Donald nie był już tym samym zawodnikiem i Thuney – będący jednym z najlepszych guardów w lidze – zdołał go w całej serii utrzymać. To pozwoliło lepiej chronić Brady’ego gdzie indziej, a najlepszy rozgrywający w historii bardzo szybko to wykorzystał. Te kilka minut skończyło się jedynym, zwycięskim przyłożeniem w meczu.
Minęły trzy lata, a Rams ponownie są w Super Bowl. Zmienił się rozgrywający – przeciętnego Jareda Goffa zmienił Matthew Stafford, który wyrwał się ze słabych Detroit Lions. To sprawia, że możemy wierzyć w więcej niż trzy punkty dla Rams. A po drugiej stronie piłki Donald ma nowych kolegów – jednego z najlepszych cornerbacków w lidze, Jalena Ramseya czy świetnych bocznych defensywnych liniowych w postaci Vona Millera i Leonarda Floyda – obaj sprawiają, że podwajanie Donalda jest niezwykle ryzykowne, bo wszyscy trzej są w stanie dotrzeć do rozgrywającego a różne sposoby.
Rams wydali swoją przyszłość (wybory w drafcie), by ściągnąć do siebie Stafforda, Ramseya czy Millera. Weszli „all-in” i nic poza zwycięstwem w Super Bowl ich nie interesuje. Dokładnie tak samo jak Donalda, który indywidualnie ma już wszystko – potrzeba tylko największego sukcesu drużynowego. To dlatego lideruje swojej obronie w kluczowych momentach, mimo że na co dzień rzadko się odzywa. Doskonale wie, jak ważnym ogniwem jest w ewentualnej wygranej Rams i spełnia swoją rolę idealnie.
Do wymarzonego rewanżu i pierścienia mistrzowskiego potrzeba jednak, żeby cała drużyna wypełniła swoją rolę. O tym Donald już coś wie. Jego zadaniem będzie wykorzystać linię ofensywną Cincinnati Bengals, która jest ich słabym punktem przez cały sezon. A wtedy cała drużyna będzie miała znacznie łatwiej. Po drugiej stronie nie stoi teraz Tom Brady, a Joe Burrow i banda utalentowanych dzieciaków z Cincinnati.
Teraz to Rams są faworytem. I mają w swoich szeregach jednego gościa, który chce to wykorzystać jak nikt inny na boisku.