Bracia Duffer już oficjalnie ogłosili, że ze względu na strajk ostatni sezon ich serialu ulegnie opóźnieniu. Zwrócili przy tym uwagę na superważną kwestię: prace nad scenariuszem nie kończą się, gdy na planie pada pierwszy klaps. O przyczyny i reperkusje czarnych dni w Fabryce Snów zapytaliśmy Łukasza Muszyńskiego z Filmwebu.
Głośno zrobiło się również o tym, że – kilkanaście dni przed finałem zdjęć do drugiego sezonu Władcy Pierścieni: Pierścieni Władzy – scenarzyści musieli zejść z planu. Tak, jakby mało było nieszczęść z tym srequelem.
Wiedzieliście, że ma powstać nowy Blade z Mahershalą Alim w roli głównej? Nad kolejną wersją tekstu siedział Nic Pizzolatto, czyli twórca Detektywa, ale z początkiem miesiąca dołączył do protestu. Trzeba było zaprzestać preprodukcji, a czerwcowy termin zdjęć w Atlancie to raczej mrzonka.
Kolejny przypadek – Marvel robi właśnie nowego Kapitana Amerykę i też musi radzić sobie bez scenarzysty. Wiadomo – scenariusz jest gotowy przed wejściem na plan, ale przy dużych produkcjach nieuniknione są poprawki i zmiany na gorąco. W tym momencie reżyserzy i aktorzy zostają z tym wszystkim sami. A przecież do legendy przeszła historia „Quantum of Solace”, gdy w związku ze strajkiem z 2007 roku, reżyser Marc Forster każdego wieczora zamykał się w hotelu z Danielem Craigiem i na własną rękę pracowali nad tekstem. Efekt był, jaki był – przypomina Łukasz.
No i mamy powtórkę z rozrywki. Przekładanie zdjęć, zamieszanie z premierami, a w perspektywie także flopy i upadek produkcji. Jak wtedy, kiedy – znowu powrót do poprzedniego protestu – George Miller (Mad Max) był w zasadzie o krok od startu realizacji Ligi Sprawiedliwości, ale skasowano mu to przedsięwzięcie.
Skąd przymusowy zastój w Hollywood, rozpoczęty drugiego maja? Z jednej strony chodzi o to, jak scenarzyści są zatrudniani. W dużej mierze na umowy śmieciowe, a dodatkowo za najniższa możliwą gażę, jaka została wynegocjowana między Gildią Scenarzystów, a Stowarzyszeniem Producentów Filmowych i Telewizyjnych. Zmienił się przy tym model realizowania seriali, które są kluczowe w tym kontekście. W przeszłości było tak, że seriale miały po dwadzieścia kilka odcinków emitowanych przez trzy czwartek roku, więc scenarzysta dostawał stałe zatrudnienie. Plus – taką produkcję pokazywano potem w innych stacjach, co zapewniało mu dodatkowe środki. Streaming wywrócił taki porządek realizacji. Sezon ma kilka epizodów, Netflix puszcza go w całości jednego dnia, a to przekłada się na czas zatrudnienia. Scenarzyści mniej zarabiają. Jest problem ze składkami zdrowotnymi; ubezpieczeniem. Ponadto zespoły scenariuszowe są znacznie mniejsze ze względu na oszczędności – tłumaczy redaktor Filmwebu. Gildia Scenarzystów zaproponowała rozwiązania, które kosztowałyby producentów około 430 milionów dolarów rocznie więcej, natomiast Stowarzyszenie Producentów twierdzi, że jest w stanie wysupłać maksymalnie 86 milionów. Ale znowu – ktoś wyliczył, że szefowie największych wytwórni zarabiają w ciągu roku 800 milionów, a to jest 8 osób. To dobitnie pokazuje, jak scenarzyści są tam traktowani. Jako tania siła robocza – dodaje.
Fabryka Snów może jawić się więc jako kraina mlekiem, miodem i dolarami płynąca, ale – niczym w popularnym memie – metaforyczna herbata Lipton to jest dla zarządu. A cała reszta musi zadowolić się Sagą; co najwyżej. Łukasz odnotowuje, że jeżeli ktoś nie jest gwiazdą, jak Aaron Sorkin czy Shonda Rhimes, czyli twórczyni Chirurgów, którzy podpisują gigantyczne deale, musi żyć niemal na granicy ubóstwa. I wspomina historię scenarzysty The Bear, który... wziął kredyt na smoking, jak dostał nominację do Emmy.
Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze – jakżeby inaczej – najmodniejsze ostatnio zagadnienie sztucznej inteligencji. I tutaj kolejny pat. Scenarzyści chcieliby wprowadzenia specjalnych zapisów, które nie pozwoliłyby wytwórniom i serwisom streamingowym na korzystanie z AI przy pisaniu. Tymczasem włodarze widzą w tej technologii szansę na to, żeby po linii najmniejszego oporu realizować rozrywkową mielonkę, która wymaga jedynie sprawnego rzemiosła.
Strajki scenarzystów to w Hollywood nie pierwszyzna, a wręcz pewnego rodzaju tradycja. Nie chodzi wyłącznie o ten, który miał miejsce od listopada 2007 roku do lutego 2008 roku i przyniósł dla branży straty szacowane nawet na 2 miliardy dolarów. Podobne zawirowania miały miejsce również w latach sześćdziesiątych i osiemdziesiątych. Za każdym razem strajkujący osiągali to, czego chcieli. I wiele wskazuje na to, że tym razem będzie podobnie. Choć środowiskowy układ sił – jak zwraca uwagę Łukasz – zaraz może mocno się skompliować.
Pod koniec czerwca kończą się kontrakty dwóch ważnych Gildii w Hollywood, aktorskiej i reżyserskiej. Myślę, że te dwa obozy uważnie przyglądają się bieżącej sytuacji. Jeżeli aktorzy i reżyserzy zaczną strajkować, czeka nas poważny paraliż. Czyli, cytując klasyka, we will say what time will tell.
Komentarze 0