Oby „Running Up That Hill” nie było tylko viralem. Niech to będzie rok Kate Bush

Zobacz również:W mordę jeża! „Świat według Kiepskich” ma zejść z anteny po 23 latach
Kate Bush
fot. Sunday Mirror / Mirrorpix / Getty Images

Dziwniejsze rzeczy niż w samym Stranger Things zadziały się na światowych listach przebojów. Oby to był tylko początek.

Kate Bush od końca lat 70 jest jedną z wiodących postaci współczesnego świata muzyki. Do jej hitowych utworów zaliczają się m.in. „Wuthering Heights”, „Breathing” czy „Babooshka”. Wokalistka, songwriterka oraz producentka właśnie odniosła swój największy sukces w USA za sprawą singla „Racing Up That Hill” z jej najnowszego albumu „Hounds of”… „Hounds of”…

Prowadząca wywiad z Kate Bush w programie Live at Five w stacji WNBC, Sue Simmons nie tylko nie potrafiła zapamiętać nazwy Hounds of Love – albumu, który okazał się być najbardziej wpływową płytą w dziedzinie art i alt-pou – ale także przekręciła nazwę otwierającego go numeru. Dzisiaj, gdy Running Up That Hill jest popularniejsze niż kiedykolwiek wcześniej, nie popełniłaby zapewne tego błędu. Musiałaby także skorygować dane dotyczące sprzedaży singla. Kilka tygodni po staniu się artefaktem, który pozwolił Max ze Stranger Things pokonać wewnętrzne demony, klasyczny utwór – drugi tydzień z rzędu – znajduje się w piątce najlepiej sprzedających się singli w Stanach (plus – trzeci tydzień w czołowej dziesiątce). Trafił też na szczyt analogicznego zestawienia w UK.

Kate Bush – w możliwie najbardziej niespodziewanym momencie swojej kariery – wbiegła na wzgórze i – być może – właśnie staje się gwiazdą, którą zawsze miała być.

Ale po kolei. Natura virali potrafi być szlachetna i okrutna zarazem. To, że miliony nowych odbiorców zostało wystawionych na działanie numeru wspaniałego i kuloodpornego to oczywiście przykład dobrych skutków wpięcia do sieci; oraz dowód potęgi Netfliksa. Wszechobecne fenomeny mają jednak tendencje do szybkiego męczenia z racji wszędobylskości. Gorzki posmak może powodować także fakt, że potrzeba było – przesyconego miłością do estetyki retro – serialu, by ponownie wypromować utwór, który w idealnym świecie powinien obronić się sam. I już teraz być jednym z hitów wszech czasów.

Korozja, którą wywołują wszelkiego rodzaju trendy, zaczęła w pewien sposób zżerać Running Up That Hill. YouTube pęka w szwach od coverów piosenki – epickich (to cytat z tytułu) fortepianowych wykonów, rockowych i całkiem niestrawnych wersji czy przegiętych i rozpaczliwie emocjonalnych interpretacji. Na żywo wykonuje ją ostatnio także Halsey. Jest duża szansa, że numer stanie się niespodziewanym festiwalowym hitem w wersji rozmaitych artystów i artystek. Tym bardziej ochoczo będą też grali go Placebo czy Kim Petras, która wypuściła swoją interpretacje ledwo kilkadziesiąt godzin przed premierą ostatniego sezonu Stanger Things.

Jesteśmy o krok do zmielenia kompozycji przez memiczne tryby trollerskich społeczności. Właściwie już się to dzieje, co zademonstrował raper Viper. Tak – ten od You'll Cowards Don't Even Smoke Crack. Jego – dość liberalna formalnie– przeróbka numeru podtytuł Crack Dealin' Wit God.

Można się obawiać internetowego echa, które potrafi zniekształcać pierwotny przekaz. Warto bowiem pamiętać, że Kate Bush to nie tylko autorka świetnych piosenek. To artystka, która – w dobie rockowych bogów i ładnych pań śpiewających covery – odważyła się być niezależna i zmuszała wysoko postawionych krawaciarzy ze swojej wytwórni do drapania się po głowie. Artystyczną oryginalność i – wykonawczą oraz interpretacyjną – innowacyjność wywalczyła sama. I została usłyszana. Ale nigdy nie została do końca zrozumiana. Przełomowe dla niej Wuthering Heights było bowiem długo odbierane jako novelty song, kładące się cieniem na reszcie kariery. Skupienie się na rodzinie i odłożenie muzyki na boczny tor było także związane ze zmęczeniem pionierskim marszem, który ostatecznie przetarł drogę setkom albo i tysiącom artystek, liczących na poważne traktowanie.

Niech to nie będzie mem i viral. Niech ten rok stanie się przełomowy w karierze Kate Bush i uczyni ją – w głowach kolejnego pokolenia – najgorętszą muzyczną postacią 2022 roku. W dobie okropieństw i absurdów późnego kapitalizmu chociaż chwilowym antidotum może się okazać kontakt z tak wybitnymi płytami jak The Dreaming, The Sensual World i – oczywiście – Hounds of Love; czy świetnymi Lionheart, The Kick Inside oraz Aerial. Pokuszę się nawet o utopijną wizję, w której rapowe głowy sprawdzą, dlaczego Kate Bush jest ulubioną artystką Big Boia.

To wszystko może i naiwne bajanie oraz życzeniowe myślenie. Ale trudno nie zarazić się radością i optymizmem, który wykazuje sama Bush. Stroniąca z reguły od kontaktu z mediami i strzegąca swojej prywatności niczym lwica, artystka zaczęła aktywnie komentować fenomen piosenki sprzed blisko czterech dekad za pośrednictwem postów na swojej oficjalnej stronie.

Przez pokazanie „Running Up That Hill” w tak pozytywnym świetle – jako talizmanu dla Max (jednej z głównych bohaterek) – piosenka stała się emocjonalnym elementem jej historii. Strach, konflikt i siła miłości otoczyły ją i jej przyjaciół. Podziwiam Braci Duffer [twórców Stranger Things – przyp. red] za ich odwagę – skierowanie serialu w dużo dojrzalszym i mroczniejszym kierunku. Chcę im także podziękować za wprowadzenie mojej piosenki do życia wielu ludzi. Jestem przytłoczona skalą miłością i wsparcia, którą otrzymuje ten utwór. Wszystko to dzieje się bardzo szybko. Muszę przyznać, że jestem tym wzruszona. Bardzo wam dziękuję za uczynienie tej piosenki numerem jeden w tak nieoczekiwany sposób – czytamy w statemencie Bush o niespodziewanym renesansie Running Up That Hill. Amen.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
W muzycznym świecie szuka ciekawych dźwięków, ale też wyróżniających się idei – niezależnie od gatunku. Bo najważniejszy jest dla niego ludzki aspekt sztuki. Zajmuje się także kulturą internetu i zajawkami, które można określić jako nerdowskie. Wcześniej jego teksty publikowały m.in. „Aktivist”, „K Mag”, Poptown czy „Art & Business”.
Komentarze 0