Igrzyska w Pekinie zdecydowanie nie będą tymi, które ze wszystkich w XXI wieku będziemy wspominać najlepiej. Nie tylko dlatego, że mieliśmy zaledwie jeden medal Dawida Kubackiego, ale też dlatego, że cała otoczka „koronawirusowych igrzysk” już zawsze będzie kojarzyć się ze stolicą Chin. Sportowcy musieli sobie radzić nie tylko ze sportową, ale i „obostrzeniową" presją. Jak to wyszło Polakom?
Przed igrzyskami mogliście u nas przeczytać olimpijskie vademecum, w którym opisaliśmy każdą z „naszych” dyscyplin w kontekście oczekiwań i tego, co może wydarzyć się na samych zawodach. Czas nieco to rozliczyć - każdej z dyscyplin z udziałem reprezentantów Polski przypisujemy ocenę w skali szkolnej. Kto rozczarował, a kto zdał najistotniejszy egzamin ze wszystkich?
BIATHLON
W biathlonie nie mieliśmy faworytów, którzy mogliby walczyć o medale, a i tak spodziewaliśmy się nieco więcej. Dziewiąte miejsce Moniki Hojnisz-Staręgi w biegu pościgowym było najlepszym rezultatem i niezłym wynikiem samej Moniki, ale cała kadra wypadła blado – to pierwsze igrzyska od 2002 roku, na których nie mieliśmy w tej dyscyplinie żadnego miejsca punktowanego.
Będąca w niezłej dyspozycji biegowej Hojnisz-Staręga była w znacznie słabszej formie strzeleckiej, przez co inne występy już tak dobrze nie wyglądały. A poza nią nie mieliśmy czego szukać na biathlonowych trasach. Kamila Żuk słabo czuła się w Chinach, Kinga Zbylut i Anna Mąka raczej zamykały stawkę, przez co i nasza żeńska sztafeta zajęła dopiero 14. miejsce – najgorsze od lat. Grzegorz Guzik miał mały sukces, kiedy awansował do biegu pościgowego, jednak jego możliwości i samopoczucie nie pozwoliły na więcej. Mówiąc w skrócie – była to jedna z nielicznych dyscyplin z Polakami, w których trudno było doszukać się przyjemnych momentów i pozytywów na teraz lub na przyszłość.
Niby wiedzieliśmy, że polski biathlon nie jest aktualnie w optymalnej dyspozycji na dobre wyniki, przez co ocena nie będzie jakaś drastycznie niska, ale można było liczyć na więcej – chociażby na jedno miejsce w ósemce.
OCENA: 3=
BIEGI NARCIARSKIE
W kwestiach czysto wynikowych w biegach nie było wcale lepiej, ale tutaj należy spojrzeć w znacznie szerszym i przyszłościowym kontekście. O ile u panów faktycznie trudno doszukiwać się na ten moment większego potencjału na przyszłość (miejsce w ćwierćfinale sprintu Macieja Staręgi i w pierwszej „30” na dystansach Dominika Burego to wyniki na miarę możliwości), o tyle u pań patrzymy w kwestiach igrzysk w 2026, a nawet 2030 roku.
Najstarsza z naszych reprezentantek w Pekinie miała 22 lata, a prym wiodła 21-letnia Izabela Marcisz. 16. miejsce w biegu łączonym i 21. na najdłuższym dystansie 30 kilometrów to obiecujące rezultaty w dyscyplinie, w której szczyt formy – głównie wytrzymałościowej – osiąga się raczej przed trzydziestką. Dodatkowo zadziałało tu mityczne „zbieranie doświadczenia”. Bieg na „trzydziestkę” był przeprowadzony w niezwykle trudnych warunkach. Siarczysty mróz, porywisty wiatr, a w dodatku Polka na trasie… dostała banerem z napisem „Beijing”, który został porwany przez wiatr. Złamała przez to kijek, ale teraz już na pewno zapamięta, co może się wydarzyć na trasie.
Mówi o tym chociażby Justyna Kowalczyk, która wciąż z Marcisz współpracuje. To zresztą przy naszej mistrzyni Marcisz rozwija się najszybciej, więc miejmy nadzieję, że tendencja wzrostowa będzie utrzymywała się długo. Iza weszła również do finału sprintu drużynowego z Moniką Skinder, drugim z naszych biegowych talentów. Skinder nie miała najlepszych igrzysk, jednak w duecie z Marcisz sprawiły niespodziankę, bo mało kto spodziewał się wejścia do olimpijskiego finału. Ogólnie nasze młode zawodniczki mają za sobą świetne olimpijskie doświadczenie i potencjał, mogący nam dać znacznie lepsze rezultaty już za cztery lata.
OCENA: 4-
KOMBINACJA NORWESKA
Szczepan Kupczak i Andrzej Szczechowicz przystępowali do igrzysk bez większych oczekiwań, jako że polska kombinacja norweska zdecydowanie nie należy do najlepszych polskich dyscyplin zimowych. Wystąpili zgodnie z oczekiwaniami, walcząc o miejsca w trzeciej i przede wszystkim czwartej dziesiątce. Ani ich możliwości, ani stan polskiej kombinacji norweskiej na więcej na razie nie pozwala.
OCENA: 3
ŁYŻWIARSTWO FIGUROWE
W cieniu skandalu z udziałem Kamiły Walijewej i solistek Rosyjskiego Komitetu Olimpijskiego, Polskę na igrzyskach w Pekinie reprezentowała trójka łyżwiarzy figurowych. Natalia Kaliszek i Maksym Spodyriew po sezonie pełnym problemów i kontuzji zajęli 17. miejsce w rywalizacji par tanecznych. Znając ich możliwości mogło być lepiej, jednak po tak trudnym sezonie ciężko było się spodziewać czegoś innego.
Co innego w przypadku solistki Jekateriny Kurakowej, która przed igrzyskami zajęła piąte miejsce na mistrzostwach Europy. Nasza młoda łyżwiarka nieco popsuła program krótki, ale całkowicie zauroczyła nas w dowolnym. Jej trudny, bezbłędny przejazd dał awans z 24. na 12. miejsce, a nam sporo powodów do radości. Dawno nie mieliśmy tak pięknie jeżdżącej solistki i z nadzieją na jeszcze lepsze rezultaty patrzymy w przyszłość, w stronę kolejnych igrzysk.
Potencjału na medale trudno oczekiwać, ze względu na niezwykle wysoki poziom w łyżwiarstwie figurowym, ale już miejsce w top 8? Kto wie. Na razie mamy występ na miarę własnych możliwości, przeuroczą radość i szansę dla polskich kibiców, by oglądać Polkę w świetnym przejeździe na największej ze scen.
OCENA: 4-
ŁYŻWIARSTWO SZYBKIE
Z jednej strony mamy Piotra Michalskiego, który przekroczył wszelkie oczekiwania i rywalizował o medale nie tylko w swojej koronnej konkurencji 500 metrów, ale również jadąc na dwukrotnie dłuższym dystansie. Do szczęścia zabrakło niewiele – konkretnie trzech setnych sekundy na 500 i ośmiu setnych na 1000 metrów.
Z drugiej mamy resztę kadry łyżwiarzy szybkich, która wystartowała nieco poniżej swoich możliwości. To po Andżelice Wójcik i Kai Ziomek mogliśmy po tym sezonie spodziewać się wyników podobnych do Michalskiego. Tymczasem obie wylądowały na końcu pierwszej i początku drugiej dziesiątki w rywalizacji pań na 500 metrów, co również – patrząc na przedsezonowe oczekiwania – nie powinno dziwić, jednak obie sprinterki swoimi startami w Pucharze Świata pokazywały, że stać je na więcej.
Do tego dochodzi przetrzebiona koronawirusem kadra (widać to było chociażby po nietypowym dla Magdaleny Czyszczoń braku wytrzymałości) i wychodzi nam rezultat, który trudno ocenić. Patrząc jednak na świetny występ Michalskiego nie da się nie dać łyżwiarstwu oceny co najmniej dobrej.
OCENA: 4
NARCIARSTWO ALPEJSKIE
Wszystko, co alpejskie, kręciło się u nas wokół Maryny Gąsienicy-Daniel. Co więcej, miało to miejsce na samym początku igrzysk i Maryna nie zawiodła. Podobnie jak Kurakowa, znacznie lepiej poradziła sobie w drugim przejeździe. W przypadku naszej najlepszej narciarki oznaczało to skok na ósme miejsce w całych zawodach. Z jednej strony sama zainteresowana miała mały niedosyt – wiedziała, że stać ją było może nawet na miejsce w pierwszej szóstce. Z drugiej – ósme miejsce to i tak najlepszy wynik polskiego narciarstwa alpejskiego w XXI wieku i zaledwie czwarte w prawie 100-letniej historii startów miejsce w „ósemce” dla polskich alpejczyków.
Do tego doszła trzecia dziesiątka Maryny w supergigancie oraz naprawdę niezły występ drużyny w slalomie gigancie równoległym. Polacy (Gąsienica-Daniel, Magdalena Łuczak, Michał Jasiczek, Paweł Pyjas) przegrali w bezpośredniej rywalizacji z Norwegią, jednak było to starcie bardzo wyrównane (2:2 w pojedynkach, zadecydowały lepsze czasy przejazdów). Norwegowie zdobyli zresztą potem medal, co tylko pokazuje, że z byle kim nie przegraliśmy. A miało nas nawet nie być na tych igrzyskach -– już sam awans był sukcesem.
Narciarstwo alpejskie nigdy nie było w Polsce medalową dyscypliną ani nawet taką, w której regularnie można było liczyć na niezłe rezultaty. Kto wie, czy sukcesy Maryny nie pociągną za sobą całej grupy nowych narciarzy i narciarek. Nikt nie mówi, że na poziom medali olimpijski, ale przyznamy szczerze, że miło się ogląda Polaków w rywalizacji z najlepszymi. Oby częściej.
OCENA: 4+
SANECZKARSTWO
Wielokrotnie w trakcie tych igrzysk mogliście pewnie usłyszeć, że Polacy są w sankach najlepsi „wśród krajów nieposiadających własnego toru”. Szczególnie w męskich dwójkach (dziewiąte miejsce) i sztafecie (ósme). Wielu mogło wtedy pomyśleć, że to wymówki i pewnie przy okazji innych dyscyplin zwracanie uwagi na warunki nie miałoby aż takiego znaczenia, ale w saneczkarstwie (czy też bobslejach i skeletonie, zostając na tym samym torze) ma to znaczenie ogromne.
Fakt że Polacy muszą płacić za wynajem torów zagranicą, żeby w ogóle trenować, przez co nie starcza im na lepszy sprzęt (skupują starsze modele sanek po rywalach) mówi bardzo dużo. I nikt nie apelujemy tutaj, że koniecznie trzeba budować tor w Polsce, bo trzeba by było perfekcyjnego zarządzania, żeby on się jakkolwiek zwracał, a przeciwnicy słusznie zauważą, że mówimy o dyscyplinach niszowych i może się to okazać niewarte zachodu. Wiedząc jednak, że nie mamy toru, musimy inaczej spojrzeć na oczekiwania wobec polskich reprezentantów. Końcówka pierwszej dziesiątki to w zasadzie nasz sufit, który w Pekinie udało się osiągnąć dwa razy. Trudno na to narzekać.
OCENA: 4
SHORT TRACK
O ile w kilku przypadkach trudno było nam ocenić dyscyplinę, tak tutaj wydaje się to całkowicie niewykonalne. Bo jak ocenić starty Natalii Maliszewskiej po całej sytuacji z izolacją, która rozbiła ją psychicznie (i fizycznie też, było to widać na 1500 metrów)? Jak ocenić resztę naszych reprezentantów, równie rozbitych i nawet płaczących z powodu całej sytuacji? Trudno spojrzeć na to z kontekstem - wiemy jedynie, że cała sytuacja zmarnowała igrzyska samej Natalii. Na pocieszenie dostaliśmy dobre, szóste miejsce żeńskiej sztafety w debiucie olimpijskim.
A Natalii możemy tylko życzyć wytrwałości fizyczno-psychicznej do kolejnych igrzysk w Mediolanie. Nikt tak jak ona nie zasługuje, żeby pojechać na nie w wysokiej formie.
OCENA: brak
SKOKI NARCIARSKIE
Dyscyplina na medal, co w Polsce nie powinno nikogo dziwić - w końcu to na skoczków liczymy od bardzo, bardzo dawna. Jednak w tym wypadku nie było łatwo liczyć na miejsca na podium po jednym z najgorszych od bardzo dawna sezonów polskich skoczków. Tymczasem nie dość, że Dawid Kubacki skończył z brązem na normalnej skoczni, to jeszcze Kamil Stoch dwukrotnie był do samego końca w walce o medale.
Drużynie nie poszło najlepiej – to było pełniejsze odzwierciedlenie tego, jak wyglądał dla nas cały sezon, ale ostatecznie nie możemy nie być zadowoleni. Przed igrzyskami jeden medal bralibyśmy w ciemno.
OCENA: Gdyby oceniać wynik na podstawie czterolecia, byłoby średnio, ale na podstawie tego sezonu? Medalowa piątka.
SNOWBOARD
W konkurencjach snowboardowych, mimo małych tradycji startowych w halfpipe’ie i snowcrossie, mieliśmy jedynie przedstawicieli slalomu giganta równoległego. Ale za to jakich! Aleksandra Król, Oskar Kwiatkowski i Michał Nowaczyk łatwo awansowali do 1/8 finału igrzyska, a Król i Kwiatkowski przeszli jeszcze kolejną rundę i byli całkiem blisko awansu do półfinału.
Niestety, Król mimo wyraźnie dobrej formy trafiła w 1/4 na dominatorkę Ester Ledecką, która potem zdobyła złoto. Oboje z Kwiatkowskim bardzo dużo ryzykowali dla ewentualnej strefy medalowej i nie ukończyli przejazdów, ale zaliczyli miejsca w ósemce, które nie są bez znaczenia – otrzymają stypendium, które pozwoli im się rozwijać, a na igrzyska w Mediolanie możemy mieć ponownie bardzo ciekawą reprezentację z zawodnikami zdolnymi sprawić niespodziankę.
Kwiatkowski i Nowaczyk będą wtedy w idealnym wieku. Ola Król jest bardziej doświadczona i nie wiadomo, czy aż tak długo będzie kontynuowała karierę, ale jeśli będzie chciała to w Pekinie mieliśmy nawet czterdziestolatków walczących o medale… a jej do tego wieku jeszcze bardzo daleko.
OCENA: 4+
Komentarze 0