Powiedzenie o tym projekcie, że był jak na swoje czasy nowatorski, to fałszowanie przeszłości, teraźniejszości i przyszłości.
Historia Paktofoniki jest skomplikowana. Kluczem do zrozumienia fenomenu zespołu mógł być film Jesteś Bogiem z 2012 roku, ale okazało się, że produkcja nie pasuje do katowicko-mikołowskiego zamka, bo ślizga się po samym mechanizmie, w prosty sposób mitologizując postaci.
Śmierć Magika, co oczywiste, mocno wpłynęła na artystyczne losy Fokusa i Rahima, lecz pozostały na świecie duet nie stał się tribute'ową grupą na pełen etat, choć na pewno by na tym nie zbiedniał. Owszem, przez jakiś czas, aż do rozwiązania w 2003, pojawiały się wydawnictwa okolicznościowe i koncerty, podczas których głos dawnego członka Kalibra leciał z taśmy, ale poza tymi hołdami istniała równoległa rzeczywistość, w której Smok i Rah próbowali wymyślić siebie na nowo w wydaniu niekomercyjnym. O ile PFK Kombatanci tego pierwszego byli ledwie efemerydą, o tyle Pijani Powietrzem firmowani przez drugiego stworzyli klasyka z być może najdłuższą datą przydatności w historii polskiego rapu.
Kategoria niecodzienności rządzi wszystkim wokół i w środku Zawieszonych w czasie i przestrzeni. Nagrywając krążek na przełomie we wrześniu i październiku 2001 roku postawili na produkcje mieszające drum'n'bass, jungle, oriental, no i oczywiście hip-hop, choć ten ostatni ma tu na tyle niewielki udział (patrząc przez pryzmat ówczesnego kanonu), że gdyby nie nawijki, można byłoby go wręcz pominąć. Ba, przy tym poziomie wykonawczym warstwa muzyczna byłaby fresh nawet teraz.
Warto przy tym zwrócić uwagę, że zaprezentowane przez Fokusa i Śliwkę Tuitam combo tekstów i flow także nie wpisywało się w żadną tendencję scenową. W poszukiwaniu sensownego mianownika można udać się do stwierdzenia nieźle charakteryzującego i jednego, i drugiego: poeta po gietach. Goście faktycznie brzmią bowiem jak po grubych skrętach; niespiesznie cedzą słowa, co rusz odrywają się od konkretu, by pójść w odrealnienie, popadają w dygresje (także te autotematyczne, bo przecież Latający Holender to kawałek o tworzeniu kawałka) i kładą wersy z gatunku: uszy jak u fenka. Ta przejarana poetyckość dawała nasycony kolor z gruntu szorstkiemu, mało elastycznemu rapowi, ale nie mogła spotkać się z gremialnym uznaniem.
Alternatywa pełną gębą dała o sobie znać również przy reedycji z 2009, gdzie bonusem był utwór Porywacze zapalniczek. Jego sznyt sugeruje, że przy ewentualnej drugiej części bity, choć nadal awangardowe, mogłyby być dużo bardziej bujające i tym samym nośniejsze. Nie ma jednak sensu gdybać – wypada za to dodać, że wspomniany na początku Rahim był jednym z motorów napędowych muzycznej strony tego projektu, a jego przecinka z Fokiem w postaci pierwszego albumu Pokahontaz również była poszukiwaniem sposobu na kreatywne ugryzienie rymów i bitów. Aż sobie puścimy oba krążki do długiej kawy, a co.
