Drugi rok z rzędu tytuł mistrza Włoch powędruje do Mediolanu. Do którego klubu? Przekonamy się wkrótce. Milan ma dwa punkty przewagi, ale czekają go trudniejsze spotkania. Inter natomiast po wpadce z Bolonią musi liczyć, że rywale zgubią punkty. Niezależnie kto ostatecznie wygra, mediolańskie drużyny wysyłają jasny sygnał: wracamy do czołówki.
Wielu kibicom z Mediolanu obecna sytuacja może kojarzyć się z latami 60. Wtedy ich kluby rządziły na arenie krajowej i międzynarodowej. Inter zdobył trzy tytuły, a Milan dwa. Obie ekipy dorzuciły też po dwa Puchary Europy.
Dziś sukces w rozgrywkach europejskich to daleka perspektywa czy wręcz nierealny scenariusz, ale w Serie A mediolańczycy nie mają sobie równych. Ich wyścig po tytuł – bez względu na to, jak się zakończy – to jedna z najciekawszych końcówek sezonu od lat. Po okresie dominacji Juventusu, a potem pewnie zdobytego scudetto przez Inter prowadzony przez Antonio Conte, doczekaliśmy się wyrównanej rywalizacji. A fakt, że o mistrzostwo walczą odwieczni rywale z tego samego miasta, tylko dodatkowo ją rozgrzewa.
KRYZYS W 2 MINUTY
Na Twitterze rekordy popularności bije highlight ostatniej dekady w Milanie. Dwie minuty wszystkich nieudanych transferów, skandali, porażek i kompromitacji, które długo składały się na szarą mediolańską rzeczywistość. Twarze uśmiechniętego Mario Balotellego, zagubionego Michaela Essiena czy poirytowanego Fabio Boriniego przypominają nam, co Rossonieri przeszli, żeby znów znaleźć się na szczycie.
Milan to przecież siedmiokrotny triumfator Ligi Mistrzów, a na powrót do tych rozgrywek czekał aż 8 lat. To drużyna, która sięgnęła po 18 mistrzostw Włoch, a przez ostatnie 10 lat tylko trzy razy znalazła się w czołowej czwórce. W całej historii Milan zgarnął 11 krajowych pucharów, a od 2011 roku dorzucił do gabloty tylko Superpuchar, o który zresztą grali dlatego, że wcześniej zarówno scudetto, jak i Puchar Italii powędrował do Juventusu.
Dla jednego z najbardziej utytułowanych klubów w Europie to była naprawdę droga przez męki. Jej kres może nastąpić już niedługo, do happy endu potrzebują tylko czterech punktów.
MISTRZOWIE WPADEK
Na ich potknięcie liczy Inter, który zna smak porażek w decydujących momentach jak mało kto. Jego rezerwowy bramkarz Ionut Radu wpisał się ostatnio w kanon absurdalnych kiksów krzyżujących przez dekady wielkie plany Nerazzurrich. Każdy z nich budował wieloletnią traumę i opinie Interu jako wielkiego klubu nieumiejącego wygrywać.
Przegrane 1:2 spotkanie z Bolonią to niejako powtórka z ostatniej kolejki sezonu 2001/02. Wtedy piłkarze Interu zajmowali pierwsze miejsce i do przypieczętowania mistrzostwa potrzebowali zwycięstwa z walczącym o awans do Pucharu UEFA Lazio. Inter dwukrotnie wychodził na prowadzenie i dwukrotnie pozwalał rywalom na odrobienie straty. W drugiej połowie zawodnicy Hectora Raula Cupera kompletnie się pogubili. Dali sobie strzelić dwa gole, polegli 2:4 i spadli na trzecią lokatę.
W tamtym momencie łatka wiecznego przegranego wydawała się nie do odczepienia. Z Interu drwiono w całych Włoszech, a jego kibice wytworzyli wręcz romantyczną atmosferę rozczarowania, która towarzyszyła im później przez lata.
– Doszło do tego, że wokół owej zbiorowej psychodramy powstał rynek zbytu – opisywał w „Calcio” John Foot. – Napisano i opublikowano wiele książek skupionych wyłącznie na tym temacie […] Wyprodukowano nawet grę planszową będącą parodią Monopoly: Perdentopoli (od „perdere” – przegrywać).
MEDIOLAN WSTAŁ Z KOLAN
Los Interu odmienił na początku Roberto Macini, potem Jose Mourinho, aż wreszcie po prawie dekadzie nijakości Antonio Conte. Włoch w swoim stylu przyszedł, zbudował solidną w defensywie i zabójczo skuteczną w ofensywie drużynę, zdobył z nią mistrzostwo i odszedł. Jego pożegnanie wywołało duże wątpliwości dotyczące przyszłości klubu.
Te rozwiał jednak Simone Inzaghi. Były trener Lazio godnie zastąpił rodaka. Uspokoił sytuację w szatni, która po odejściach Romelu Lukaku oraz Achrafa Hakimiego i wypadku Christiana Eriksena przeżywała kryzys. I pomógł Interowi rozpędzić się na nowo. Nerazzurri nawet jeśli ten sezon skończą na drugim miejscu, będą mogli pochwalić się Pucharem Włoch. W środowym finale pokonali Juventus 4:2, mimo że na 10 minut przed końcem przegrywali 1:2.
Powrót Milanu na szczyt był zdecydowanie mniej spodziewany. Stefano Pioli zanim osiadł w Mediolanie, bez większych sukcesów zjechał pół piłkarskiej Italii. Na San Siro udało mu się uporządkować kadrę i dzięki mniej oczywistym transferom wyniósł zespół na wyższy poziom. Ważnym punktem w składzie stał się niechciany w Chelsea Fikayo Tomori. Kluczowe bramki zaczął zdobywać Olivier Giroud. Na największą gwiazdę wyrósł natomiast Rafael Leao. Piolemu udało się też szybko wypełnić lukę po Gianluigim Donnarummie. A z 40-letniego Zlatana Ibrahimovica uczynił idealnego dżokera potrafiącego zmienić obraz na boisku w końcówce spotkania.
W 2020 roku Milan nie przegrał przez rekordowe 23 mecze z rzędu, na finiszu jednak bardziej równą formą wykazał się Inter. Jak będzie teraz?
KLUCZOWE DWIE KOLEJKI
Dwa oczka przewagi oznaczają, że jeśli Milan nie chce oglądać się na rywala, musi zdobyć cztery punkty. Ma bowiem lepszy bilans bezpośrednich pojedynków z Interem, ponieważ wygrał drugi mecz 2:1, a w pierwszym był remis.
Rossoneri na ostatniej prostej najpierw zmierzą się z Atalantą, z którą idzie im ostatnio w kratkę. W sezonie 2020/21 kluby wyszły „na remis”, bo Milan wygrał w Bergamo, a Atalanta w Mediolanie. Za to w zeszłej rundzie mediolańczycy zwyciężyli 3:2, ale znaleźli się o krok od kompromitacji, dając sobie strzelić dwie bramki w 86. i 94. minucie. Dobrą informacją dla zawodników Piolego może być średnia forma rywala, który przegrał cztery i zremisował trzy z ostatnich dziesięciu spotkań.
W finałowej kolejce Milan pojedzie do Sassuolo, którego nie pokonał od 2020 roku. Tak jak w przypadku starcia Atalantą, pewności siebie liderom doda dyspozycja przeciwników. Sassuolo w ostatnich pięciu meczach wygrało tylko raz, właśnie z drużyną z Bergamo.
Inter teoretycznie ma łatwiejszy terminarz, bo zmierzy się z osiemnastym w tabeli Cagliari i piętnastą Sampdorią. Z tymi pierwszymi nie przegrał od marca 2019 roku, a drugich ograł w zeszłym sezonie na San Siro 5:0. Oba kluby mają jednak cele do zrealizowania i na boisku się nie położą. Walczą o utrzymanie, co nie ułatwi Interowi zadania, który w dodatku musi liczyć na to, że Milan straci więcej niż dwa oczka.
Te mecze dopiero wyłonią mistrza Italii, ale już teraz jesteśmy niemal pewni, że pierwsze dwa miejsca zostaną rozdzielone między kluby z Mediolanu. Można oczywiście mówić, że Inter i AC Milan korzystają z chwilowego dołka Juventusu, że pomaga im brak wyrachowania czy dojrzałości Napoli oraz doświadczenia zespołów z Rzymu. Jednak ich powrót do włoskiej czołówki trzeba docenić i się z niego cieszyć. To bardzo dobra wiadomość dla fanów nie tylko klubów z Mediolanu, ale też całego calcio.
Komentarze 0