Odbicie włoskiej duszy. Festiwal San Remo jako wyraz pięknej mentalności

Zobacz również:Osobowość, pewność siebie, technika. Sebastian Walukiewicz i rok na wielki skok
The evenings of Sanremo Music Festival 2021
Fot. Marco Piraccini/Archivio Marco Piraccini/Mondadori Portfolio via Getty Images

W walczącym o scudetto Milanie Zlatan Ibrahimović ustalił indywidualne treningi, aby jako prowadzący celebrować trwający pięć dni coroczny Festiwal Piosenki Włoskiej. Pierwszy showman calcio na scenę wszedł spóźniony, a do San Remo dojechał stopem, po tym jak przypadkowy kibic rossonerich podwiózł go 60 kilometrów na motorze. To silniejsze, niż myślicie. We włoski styl życia wpisana jest muzyka popularna, impreza i wszechobecne zainteresowanie głośnymi nazwiskami, dlatego Festiwal w San Remo, będący pierwowzorem Eurowizji, wywołuje takie emocje. Siniša Mihajlović kilka miesięcy temu zmagał się z białaczką, a teraz obdarowywał Italię żartem i charyzmą. Mieliśmy śmiech, wzruszenie, blask, czyli dolce vita po włosku, jakiego nie zatrzyma nawet pandemia.

W milionach włoskich domów odbiornik magnetyzuje, kiedy zaczyna się jeden z najstarszych festiwali piosenki na Starym Kontynencie. San Remo przeżywało wzloty i upadki, w latach 50. pierwsze konkursy wypełniły salę wyłącznie wizją darmowej strawy, ale już w 2010 roku w ogłoszenie zwycięzcy było wpatrzone ponad 15 milionów widzów, co dało 77 procent widowni we włoskiej telewizji. Nawet jeśli chcesz się tylko pośmiać albo skrytykować całą szopkę, stajesz się częścią narodowego fenomenu. Smaczki corocznego konkursu są powszechnie tak znane, jak skład ekipy Gennaro Gattuso przeciętnemu mieszkańcowi Neapolu. Głupio byłoby nie wiedzieć.

Jesteśmy w środku pandemii, najbardziej intensywny sezon w dziejach trwa w najlepsze, ale święto narodowe byłoby niepełne, gdyby na scenie zabrakło wyrazistych akcentów ze świata sportu. Zlatan Ibrahimović z szefami Rai Uno był dogadany od wielu miesięcy, zresztą to nie pierwszy jego występ w San Remo, bo trudno znaleźć postać lepiej czującą spektakl. Zawsze rzuci kilka krótkich zdań, które najpierw wywołają uśmiech telewidzów, a później zaliczą kilka kółek w serwisach żyjących z głośnych tytułów.

Nie brakowało jednak zwolenników teorii spiskowych, kiedy Zlatan zgłosił uraz przywodziciela i nie mógł pomóc drużynie w środowym spotkaniu z Udinese (1:1), w którym Milan stracił punkty. Już miesiące wcześniej doszedł do porozumienia w tej sprawie ze Stefano Piolim. Do San Remo miał zabrać fizjoterapeutów i trenerów, a w Mediolanie pokazywać się dopiero na dzień meczowy. To 310 kilometrów do pokonania, czyli trzy i pół godziny drogi z ryzykiem spóźnienia przez ciągłe roboty drogowe na trasie. Kontuzja wykluczyła go z gry, ale i tak wrócił na trybuny San Siro, aby pokazać jedność z drużyną. Gdzie indziej możliwe byłyby takie pertraktacje gwiazdora całej Serie A, aby wziąć udział w popularnym festiwalu muzycznym. Na stole była też wielka kasa, ale to pokazuje rozmach całego wydarzenia. Ibra zarobi 250 tysięcy euro, po 50 tysięcy za każdy dzień, lecz całą kwotę obiecał przeznaczyć na cele charytatywne. „Nie martwcie się, nie motywują mnie pieniądze. Pomyślcie tylko, że będziemy się dobrze bawić” – zaznaczył.

Dlaczego w ogóle całość trwa aż pięć dni? Jakby nie dało się zamknąć włoskiego święta w jednym, widowiskowym wieczorze. Bo to właśnie odbicie apenińskiej duszy. Po co przyspieszać coś, co jest przyjemne i wzbudza emocje, skoro można się tym nacieszyć w większym wymiarze. Czasem show potrafi trwać nawet pięć godzin z licznymi przerwami reklamowymi, ale to nic. Idealny czas, aby zjeść kolację i rozgrzać domowe debaty. Bo to nie tylko muzyka, tam dostajesz namiastkę wszystkiego: mody, obyczajów, polityki, sportu, kabaretu. W kraju kochającym rozmowę i wymiany poglądów to scenariusz wpisujący się w ich naturę. Jest wystarczająco dużo czasu, aby wszystko przetrawić, ocenić i omówić. Tematy na wyjście z domu wyczerpane na tydzień, dlatego projektanci pracują tak intensywnie, by to ich kreacje szokowały najbardziej.

W tym roku San Remo dostało historię, jakiej potrzebowało. Zlatan Ibrahimović w czwartek po sesji rehabilitacyjnej w ośrodku Milanello miał wrócić do centrum włoskiej popkultury, ale wypadek na drodze sprawił, że jego van utknął w miejscu. Mijały godziny, frustracja Szweda narastała, a organizatorzy dwoili się, by wysłać kogoś i wyciągnąć jednego z prowadzących ze środka korka. W końcu Ibra opuścił szybę, zatrzymał przypadkowego motorzystę i zapytał: „Zawieziesz mnie do San Remo?”. Następnego dnia jego imię znała cała Italia, bo Franco – jak się okazało zadeklarowany milanista – podwiózł gwiazdora rossonerich 60 kilometrów.

To brzmi jak historia stworzona na potrzeby festiwalu, ale 39-latek nagrał wideo z tej podróży. W pewnym momencie widząc Franco nieradzącego sobie z GPS-em na trasie, Ibrahimović sam chciał poprowadzić motor. „Nie, Ibra, ja kieruję” – usłyszał w odpowiedzi. Następnego dnia wszystkie stacje radiowe cytowały wypowiedzi kierowcy-zbawiciela: Ibra obiecał mu koszulkę, ale nie mieli czasu nawet zrobić zdjęcia; to był jego pierwszy raz motorem na autostradzie, bo jest raczej niedzielnym kierowcą; żona nie chciała mu uwierzyć i podejrzewało jakiś podstęp, kiedy usłyszała przez telefon historię o Ibrahimoviciu. A musicie sobie wyobrażać, jak zareagowały miliony telewidzów, gdy Szwed w garniturze opowiedział ją na scenie San Remo.

Można wspominać platynowe płyty Al Bano & Romina Power czy Erosa Ramazzottiego, ale dziś muzyka w tym wszystkim nie jest najważniejsza. Głośniej bywa o kreacjach czy o viralach, które później atakują internet. Przez pięć dni nazbiera się przecież pomyłek oraz śmiesznych momentów. Tak jak próby śpiewu utowru ”Io vagabondo” przez Ibrahimovicia oraz Sinišę Mihajlovicia, czyli najbardziej wyczekiwany duet ze świata calcio. Trener Bolognii czarował, pokazując że jest bestią sceniczną. Jego uczestnictwo było pomysłem samego Ibry, który chciał pokazać światu ich przyjaźń. „Przynajmniej obaj mamy wokal do dupy” – zapowiadał ich występ Siniša.

Dopóki nie musieli zaśpiewać, wspaniale czuli się w swoim towarzystwie. „Zlatan zazdrości mi Ligi Mistrzów. Ale cóż, są tacy, którzy w niej po prostu grają i tacy, którzą ją wygrywają” – prowokował Mihajlović na antenie Rai Uno. „Przecież jeszcze mam czas” – odgrywał się prawie 40-letni Ibrahimović. Duet zrobił robotę, ale dla Italii to nie są po prostu sportowcy. Tam świat calcio tworzy ikony popkultury. Są powszechnie znani i rozpoznawalni. Zlatan to nie tylko zbawca Milanu i czołowy strzelec Serie A, jest najbardziej niewyparzonym językiem ligi, facetem łamiącym bariery, przeczącym starości i upływającemu czasowi. Jego postawa krzyczy: nie bójcie się starości, możecie nad nią zapanować. Maszyna do wypluwania głośnych cytatów. A obok człowiek, za którego cała Italia trzymała kciuki. Siniša Mihajlović, charyzmatyczny wojownik, który w oczach niektórych miał się zbierać z tego świata. Kilka miesięcy wcześniej pokonał białaczkę, wrócił na ławkę Bolognii jako jeszcze większy autorytet, w nienagannej stylówce i w charakterystycznym berecie. „To białaczka miała pecha, że trafiła na Sinišę” – powtarzali Włosi. I on jako symbol odwagi, niezłomności, przezwyciężania trudnych chwil zabawiał publikę w liguryjskim ośrodku rozrywki.

Nikt nie krzywił się, że Bologna przez cały intensywny grudzień nie potrafiła wygrać spotkania albo że rozdaje punkty Cagliari i Genoi. San Remo nie zostało okrzyknięte powodem, dla którego Inter uciekł Milanowi na sześć punktów i zmierza po scudetto. W tak poważnych rozgrywkach i w tak napiętym czasie był moment, aby ikony włoskiej kultury zrobiły ukłon dla szerszej publiczności. Aby miliony telewidzów dostałyc coś ze swojego ukochanego podwórka calcio. Kiedy jakiś twórca wygrywa konkurs, następnego dnia mnożą się artykuły, jakiej drużynie kibicuje. Ibra nie był wyjątkiem, w San Remo zobaczyliśmy też lekkoatletę Alexa Schwazera, pływaczkę Federicę Pellegrini czy narciarza Alberto Tombę. Sky już przeprowadziło analizy, jacy śpiewacy mają karnet na mecze Juventusu, a jacy trzy lata temu opublikowali zdjęcie w koszulce Interu.

San Remo to odbicie włoskiej duszy. Niespiesznej, popularnej zabawy, umiłowania do śpiewu, mody i rozrywki, popowy festiwal mający gromadzić Italię wokół jednego tematu, nawet jeśli miałby być wyśmiewany. Nie ma co myśleć o odzorowaniu tego gdzie indziej, chociaż ten konkurs dał życie młodszej siostrze Eurowizji. Mało w jakim zakątku świata futbol tak mocno wykracza poza swoje ramy, i to niemalże na życzenie społeczeństwa. Kiedy Paulo Dybala zdobędzie bramkę w weekend, obraz zabawy Argentyńczyka w wieczorowych klubach w nikim nie wywoła szoku. Przecież zasłużył, ucieszył większość miasta, ma swoją nagrodę. Italia bywa dla piłkarzy surowa, ale na szczęście pamięta, że jest też czas, aby w tym krótkim życiu się uśmiechnąć.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Uwielbia opowiadać o świecie przez pryzmat piłki. A już najlepiej tej grającej mu w duszy, czyli latynoskiej. Wyznaje, że rozmowy trzeba się uczyć. Pasjonat futbolu i entuzjasta życia – w tej kolejności, pamiętajcie.