Zwycięstwo nad Manchesterem City w meczu o Tarczę Wspólnoty zapowiadało kolejny znakomity sezon w wykonaniu piłkarzy Brendana Rodgersa. Na razie jednak triumf zdobywcy FA Cup w starciu z mistrzem Anglii to raczej świetne zamknięcie minionych rozgrywek, a nie otwarcie nowych. Dwie skromne wygrane z Wilkami i Norwich City oraz remis z Burnley u siebie to stanowczo za mało jak na potencjał Leicester City. Dla Legii to dobry moment na starcie z czołową drużyną Premier League.
Podział punktów z Napoli w grupie Ligi Europy był przebłyskiem formy Harveya Barnesa, lecz nie tylko on zaliczył falstart. Caglar Soyuncu, Youri Tielemans, Wilfred Ndidi, James Maddison – oni wciąż nie wskoczyli na obroty z poprzednich dwóch sezonów, a to kluczowi gracze na wyjątkowo ważnych pozycjach. Kasper Schmeichel i Jamie Vardy to dwaj piłkarze, na których można nieustannie polegać. Czego musi obawiać się Legia przed meczem przy Łazienkowskiej, a gdzie może znaleźć słabe punkty Lisów?
PROBLEMY SERCOWE
Sercem Lisów w dwóch minionych sezonach był środek pola. Ndidi i Tielemans na pozycjach defensywnych pomocników to był i nadal jest układ idealny. Nigeryjczyk od przerywania i asekuracji, od kiedy Ndidi pojawił się na Wyspach nie ma sobie równych w tych elementach w Premier League i Belg z wieloma zadaniami ofensywnymi, rosnącą pewnością siebie w rozegraniu i coraz częściej eksponowanym strzałem z dystansu (6 goli w PL w sezonie 20/21).
Przed nimi zazwyczaj ustawiony był mózg zespołu, Maddison. Problemy zdrowotne tego zawodnika i zdecydowana obniżka jakości gry zawiesiły do odwołania dyskusję na temat: „kto jest lepszy – Grealish czy Maddison?”. Ten kryzys musi się jednak skończyć, Maddison bowiem od sierpnia 2018 roku to obok Kevina De Bruyne najbardziej kreatywny pomocnik Premier League, wypracował w tym czasie ponad 230 bramkowych sytuacji.
Maddison znakomicie strzela z dystansu, połowa goli (11 z 21 w PL) to bramki zdobyte zza pola karnego, niemalże po równo z akcji (6) i stałych fragmentów gry (5). Brendan Rodgers na razie nie panikuje i liczy na to, że wspomniana trójka odpali.
Posadzenie Maddisona na ławce z Burnley może być znakiem, że Anglik zagra od początku w Warszawie. Ponadto zbyt wielkiego pola manewru Irlandczyk na tych pozycjach nie ma. Z Napoli w środku zagrał Boubakary Soumare, ściągnięty latem za 17 mln funtów z mistrza Francji, Lille. W pierwszej kolejce LE Rodgers przestawił zespół z ustawienia 1-4-2-3-1 na 1-4-3-3, dorzucając Soumare przed Ndidiego i Tielemansa, a przerzucając na prawe skrzydło Maddisona.
Taktyka Leicester City jest elastyczna, dostosowana do sytuacji na boisku i fazy ataku. W ligowym meczu z Brighton & Hove Albion oraz w ten weekend przeciwko Burnley układ z czterema obrońcami: Pereira, Soyuncu, Vestergaard, Bertrand, sprawnie przekształcił się w trójkę Soyuncu, Vestergaard i Bertrand, z wypchnięciem Ricardo Pereiry na prawe wahadło i nadaniem podobnych uprawnień i zadań Barnesowi.
HYBRYDOWA OBRONA
Możliwości w zastąpieniu krytykowanego od wielu miesięcy Soyuncu ograniczyła poważna kontuzja Wesleya Fofany, zerwany Achilles Jamesa Justina i przedłużający się powrót do wysokiej dyspozycji Johnny’ego Evansa po wiosennym urazie stopy. Transfery Vestergaarda i Bertranda okazały się więc dobrymi ruchami, rozwiązującymi od ręki wiele kłopotów w defensywie. Vestergaard to jeden z najwyższych obrońców w Premier League, ale z niezłym prostopadłym podaniem, najlepiej czuje się w środku trzyosobowego bloku obronnego. Może trzymać niedużą głębię, która pozwala mu nadrabiać niedoskonałości związane ze zwrotnością.
W czwórce z Soyuncu Duńczyk ustawiony jest na lewej stronie i często przekłada piłkę na prawą nogę, co daje możliwość przechwytu lub odbioru po agresywnym pressingu. Górne piłki na środek obrony Leicester to droga donikąd, bo Turek i Duńczyk raczej nie przegrywają w powietrzu. Z bocznych obrońców bardziej rzetelny jest Bertrand, Pereira, niezwykle niebezpieczny w ataku, popełnia nadal mnóstwo błędów w ustawieniu, brakuje mu nawyków cechujących obrońcę i nie ratuje go nawet niesamowita szybkość.
Oczywiście zamiast Portugalczyka na prawej obronie lub na wahadle może wystąpić Timothy Castagne. Reprezentant Belgii wraca do optymalnej dyspozycji po urazie oczodołu i jest bardzo uniwersalnym rozwiązaniem. Belg to na pewno lepszy obrońca od Pereiry, który całkiem nieźle radzi sobie także w fazie ataku, ponadto ma doświadczenie w Lidze Mistrzów z Atalantą Bergamo. Z lewej strony Rodgers ma do dyspozycji młodziutkiego wychowanka Luke’a Thomasa, ale jest on opcją na lewą obronę w czwórce albo lewe wahadło.
Wiele akcji Lisy budują od własnego pola karnego, a nawet bramkowego, bo rozegranie piłki wcale nie wyklucza Kaspera Schmeichela. Duńczyk gra nogami bardzo dobrze, to zdecydowanie czołówka Premier League. Bramkarz Lisów lubi ryzykować i podawać do środkowych obrońców, co przy mocno przeciętnych umiejętnościach technicznych Soyuncu i poprawnych mało zwrotnego Vestergaarda, bywa bardzo ryzykowne. Turek i Duńczyk to reprezentanci swoich krajów, grają w angielskiej elicie, ale dobry pressing i im pęta nogi i myśli.
Soyuncu znacząco obniżył loty, z zawodnika, o którego miały bić się potęgi Premier League, stał się przeciętnym obrońcą ligowym, który popełnia stanowczo za dużo niewymuszonych błędów. Turek atakuje twardo, często na bardzo cienkiej granicy przepisów, nierzadko idzie taranem na raz. Jeśli napastnik przeciwnika po kilku bezpardonowych atakach wytrzyma ciśnienie i nie będzie unikał kontaktu, to można Soyuncu podpuścić na faule nawet w polu karnym.
Ustawienie w trzyosobowym bloku obronnym uważam za bezpieczniejsze dla Lisów, gdy to Vestergaard jest szefem, a Turek znajduje się na prawej stronie dalej od światła bramki.
Dużo podań od Schmeichela adresowanych jest też do jednego z defensywnych pomocników, gdy stoperzy rozbiegną się w boczne sektory pola karnego. Ndidi i Tielemans wierzą w swoją zastawkę i technikę użytkową, ale obaj nie są w wysokiej formie. Schmeichel nie unika też miękkich, górnych piłek na boki do Pereiry (Castagne’a) albo Bertranda czy Barnesa, głównie w sytuacji, gdy środek pola jest obstawiony przez rywali. Przy ograniczeniu czasem i linią autową, jest szansa na przechwyty i szybkie kontry wyprowadzane nawet z 30. metra.
W Leicester City tęsknią za żelaznym duetem z mistrzowskiego sezonu – Wesem Morganem i Robertem Huthem – ale u Rodgersa liczy się efektowna gra na własnych zasadach, posiadanie piłki, wprowadzanie jej do pomocy ciekawym, odważnym podaniem, a nie bezpieczeństwo i murowanie nade wszystko. Duetem, który nadal w Premier League gra jak Morgan i Huth, jest para spadkobierców z Burnley: Ben Mee i James Tarkowski.
KING POWER VARDY
Jamie Vardy to fenomenalny pierwszy obrońca w Leicester City, typ napastnika, którego nie zniechęca niewielka liczba kontaktów z piłką. Vardy cały czas stara się upolować dla siebie szansę na przechwyt, wyprzedzenie przeciwnika i natychmiastowy rajd w stronę bramki. W fazie rozegrania piłki przez obrońców drużyny przeciwnej stara się wbiegać szerokim łukiem między stoperów i przekierować budowaną akcję w boczny sektor boiska. To znak dla pozostałych graczy Leicester, gdzie i kiedy zaczyna się pressing. Podanie pod linię autową i w jego trakcie dynamiczny doskok.
Przy szybkości Vardy’ego, strata we własnej strefie obronnej pachnie, a raczej śmierdzi straconym golem. W tej chwili snajper jest nie do zastąpienia w Leicester City. Rodgers niespodziewanie zawiesił na razie jego współpracę z Kelechim Iheanacho, która przyniosła tej parze już 31 goli w Premier League, gdy obaj zaczynali mecze w pierwszym składzie.
Nigeryjczyk ugrzązł na ławce rezerwowych razem z Ayoze Perezem i sprowadzonym latem z Salzburga królem strzelców austriackiej Bundesligi Patsonem Daką. Pole manewru w ofensywie jest więc ogromne, ale galowy zestaw to Maddison-Vardy-Barnes. Nie wiadomo jednak jaki złapać punkt odniesienia, bo w pierwszym meczu w grupie na King Power Stadium z Napoli drugą linię tworzyła trójka: Perez-Ndidi-Soumare, a pierwszą: Barnes-Iheanacho-Daka. A w odwodzie na swoje szanse czeka niesamowicie sprawny i dynamiczny Ademola Lookman, który wystąpił w 6 kolejce od pierwszej minuty z Burnley.
Vardy dołożył w meczu z The Clarets 2 gole, czym zrehabilitował się za wcześniejszego samobója. To były akcje firmowe zakładu Vardy&Co. – prostopadłe podanie na połowie rywala w szybkim ataku przy zdezorganizowanej obronie. Jamie Vardy naturalnie błyskawicznym ruchem bez piłki sygnalizuje, gdzie powinna być skierowana piłka. Asysty Youriego Tielemansa i Kelechiego Iheanacho trafiały idealnie w błyskotliwy plan, tempo i zryw Anglika. Przy finalizowaniu u Vardy’ego nie ma kombinowania.
Z Brunley najpierw automatyczny, płaski strzał w długi róg , a przy drugiej bramce minięcie bramkarza na pełnym gazie i uderzenie lewą nogą do pustaka. Klasyka gatunku. Vardy nie traci energii na narzekanie, on genialnie analizuje boiskową sytuację i łowi każdą nadarzającą się okazję na wykiwanie przeciwnika swoim ruchem bez piłki za plecy obrońców, albo ruchem do piłki.
Wystarczy prześledzić też jego pozostałe 3 bramki z tego sezonu – z Wilkami sytuacyjny strzał fałszem, gdy wyskoczył znienacka zza placów obrońcy na ostrą centrę Pereiry. Z Norwich też świetna współpraca z Portugalczykiem, ale tym razem wyczekanie obrońcy i strzał z 11 metrów z wycofanej piłki. W starciu z Mewami zamknięcie cudownego ataku kombinowanego i kapitalnego dośrodkowania Tielemansa. Wszystkie bardzo urozmaicone, wszystkie z pola karnego. Fox in the box! W sumie Vardy ma już 152 bramki w barwach Leicester, do tego aż 21 wywalczonych rzutów karnych w Premier League. Lis nad Lisami pola karnego! Taaaki transfer za 1 (słownie: jeden!) milion funtów z Fleetwood Town zdarza się raz na… milion!