Oglądanie TVP jak guilty pleasure. Co memiarzom zabierze nowa władza?

Zobacz również:Dlaczego Rafał Trzaskowski chce, żebyśmy jedli robaki?
4d2d40ea3ed12fc0feb54cbe4d099fb5.jpg
Fot. TVP1

Aktualna opozycja ma już plany na reformę TVP. To dobry moment, aby podsumować ostatnie lata działalności mediów publicznych. Choć były kuriozalne i często przerażające – jest coś wspominać.

2 mld zł. Słownie: DWA MILIARDY ZŁOTYCH. Ta kwota na stałe przykleiła się do TVP czasów rządów PiS-u. Powielana w nagłówkach i tweetach stała się symbolem rozpasania. Jawnym aktem pompowania finansami propagandy oraz tzw. paździerzu. I oczywiście memem. Jak mantra powracała jeszcze do niedawna przy okazji jakichkolwiek wzmianek o telewizji publicznej. Zwłaszcza po roku 2020, kiedy to prezydent Andrzej Duda podpisał nowelizację ustawy o radiofonii i telewizji oraz ustawy abonamentowej. To właśnie ona zakładała rekompensatę w wysokości 1,95 mld zł dla TVP i Polskiego Radia w związku z utraconymi wpływami z abonamentu w tym samym roku i brakiem części rekompensaty w latach 2018-19.

Temat ówcześnie mocno nagłośniła opozycja. Wszystko oczywiście przez to, że media publiczne po 2015 roku zamieniono w tubę propagandową partii rządzącej. Narzędzie szczucia i ośrodek produkcji niskiej jakości rozrywki czy publicystyki. Dlatego na wieść o tak ogromnym wsparciu ze środków publicznych także i twórcy i twórczynie memów wyciągali najgorsze przykłady produkcji TVP. I zestawiali je z sarkastycznymi podpisami. Na to poszły dwa miliardy – konstatowali. I choć w ostatnim czasie propagandowe wybryki TVP – za wyjątkiem przedstawiania Donalda Tuska mówiącego po niemiecku w demonicznym czerwony filtrze – rzadziej się viralowały, temat jeszcze jest aktualny. Jak ustaliła niedawno Najwyższa Izba Kontroli: w tym roku rekompensaty dla mediów publicznych wyniosły aż 2,3 mld zł. Do tego udział środków publicznych w przychodach stacji ze sprzedaży przekraczał w ostatnich latach 60 procent. Bizancjum za publiczne pieniądzegrzmiał NIK, alarmując jednocześnie o naruszeniu zasad gospodarności, legalności czy rzetelności.

Oczywiście koncepcja publicznych mediów czy dotowania programów misyjnych wpisane są w standardy Europy Zachodniej. Ale, podobnie jak z wieloma działaniami, z którymi polskie państwo nie do końca sobie radzi, tak i tu ekipa rządząca potrafiła skutecznie zniechęcić rodaków do tej idei. I choć w najbliższej perspektywie ma nastąpić zmiana władzy, a dokładne losy TVP pozostają zagadką – możemy liczyć, że ów memiczno-skandaliczny rozdział Telewizji Publicznej wkrótce zostanie zamknięty. Przynajmniej w tej formie, jaką znamy z ostatnich 7-8 lat.

Dla wielu to powód do otwierania szampana. Natomiast ja, przewrotnie, pozwolę sobie na sentymentalne podsumowanie. I wyznanie, że oglądanie TVP było moim guilty pleasure. Z naciskiem na fakt, że w tym wypadku słowo guilty ma mocne uzasadnienie. Wiem, że TVP było niemoralne i szkodliwe, ale czasem nie mogłem się powstrzymać. Wiem, że działało w interesie jednej partii i za pieniądze podatników szczuło na mniejszości. Ale wypuszczało produkcje momentami tak absurdalne, że dostarczające dziwnej satysfakcji. Co zatem stracimy, gdy TVP zmieni swój profil? Zapraszam na krótki przegląd najbardziej osobliwych programów i postaci, które w ostatnich latach wypromowały publiczne stacje telewizyjne.

Rapowe uniwersum Telewizji Polskiej

Po pierwsze – raperzy. Czyli zagadnienie najbardziej interesujące z newonce’owej perspektywy. Media publiczne po zmianie władzy w 2015 roku niespodziewanie stały się platformą dla paru osób rapujących, niekoniecznie legitymujących się umiejętnościami czy pozycją w środowisku. Czyli dla kogo?

Tym, który pierwszy przychodzi na myśl, jeśli chodzi o osoby związane z hip-hopem często goszczące w TVP, jest WSZ. Oczywiście ciężko mówić o Wujku Samo Zło, że jest postacią z rubieży polskiego rapu. Chyba, że w sensie pozycji. Na pewno jest to gość kontrowersyjny. Kojarzony raczej z wygłupów, konfliktów, częstochowskich rymów i, niech będzie, prób animowania rodzimej sceny.

No i ten nasz Wujek w ostatnich latach umościł sobie siedzisko w programie Michała Rachonia #Jedziemy nadawanym w TVP Info. Dziś możemy odświeżyć sobie – bardziej straszne niż śmieszne – odcinki pokroju tego, gdzie WSZ wspólnie z Janem Pietrzakiem i Wojciechem Muchą chwalą lub usprawiedliwiają decyzję prezydenta Kielc o zakazie marszu równości. Mucha jest pisarzem i dziennikarzem związanym z tzw. Hipster Prawicą, którego Rachoń także zajawia jako człowieka z przeszłością hip-hopową (czego ten wyraźnie się wstydzi). Obecność WSZ w mediach publicznych nie ograniczała się jednak tylko do programu tego dziennikarza. Wujek Samo Zło okazał się na tyle zaprzyjaźniony ze stacją, że ta realizowała materiały, na których raper wdawał się w absurdalne sprzeczki z uczestnikami marszów KOD-u czy komentował wizytę Donalda Trumpa w Warszawie.

Inną, mniej rozpoznawalną postacią ze świata rapu, dla której znalazło się miejsce w TVP w ostatnich latach, jest Arkadio. Spora liczba komentarzy z odwołaniami do Boga pod jego klipami może podpowiadać, jaki jest tego powód. Sądecki raper idzie ścieżką twórcy nawróconego, który wyleczył się z nałogów. Dziś jest czołowym reprezentantem chrześcijańskiego rapu i angażuje się w rekolekcje parafialne. To z pewnością ułatwiło mu angaż w Telewizji Polskiej. Tam występuje w programie Ocaleni jako raper… streszczający w rymowany i dość kwadratowy sposób historie jego uczestników.

Gwoli ścisłości – idea programu jest jak najbardziej słuszna i pokrywa się z misyjnym charakterem telewizji. Bowiem rozmówcy opowiadają w nim o swojej drodze do wyjścia z uzależnień. I choć katolicka otoczka nie jest czymś, co rzuca się w oczy przy pierwszym kontakcie z tą produkcją, to już rzut oka na planszę wyświetlaną w studio może konfundować wielu telewidzów. Jej projekt to zbiór słów kojarzących się z nałogami i – jak można się domyślać – grzechami. A pośród terminów takich jak alkoholizm, pracoholizm czy zabójstwo wymieniana jest aborcja. Co już świadczy o ideologicznym zacięciu Ocalonych z Rafałem Porzezińskim jako prowadzącym.

Za to program Welon, fura i brawura, który niedawno zagościł w ramówce TVP, nie pozostawia już pola do żadnych subtelności, jeśli chodzi o katolicki background. Ba, to po prostu religijne reality show z trzema, jak zostało opisane w materiałach promocyjnych, charyzmatycznymi zakonnicami w roli głównej. Te wyruszają w podróż po Polsce do miejsc jednoczących katolików. Ich charyzma to oczywiście sprawa dyskusyjna. Natomiast i w tym programie nie zabrakło wątków rapowych. W odcinku ósmym pojawia się niejaki Łukasz – podpisany jako raper i teolog z Radomia. Podobnie jak w przypadku Arkadio – to człowiek z historią wyjścia z uzależnienia i nawrócenia. Kiedy wiezie siostrę Karinę autem, zwierza się ze swojej historii, w której niemałą rolę odgrywały rekolekcje z ugandyjskim księdzem Bashaborą. Warto przypomnieć, że to kontrowersyjny kapłan – showman organizujący kazania dla nawet 100 tys. widowni – który w przemówieniach wręcz odwołuje się do elementów magicznych. I podobno… wskrzesza zmarłych. Ale to szczegół. Najbardziej krępujący momentem odcinka z raperem jest jednak chwila, gdy ten odwiedza szkołę. I zaczyna w bardzo oldschoolowy sposób – w złym tego słowa znaczeniu – rapować przed dzieciakami wersy pokroju: Jestem dobry, dobry łoo. Młodzi ewidentnie zakłopotani tą sytuacją i obecnością kamery próbują bujać się w takt, choć u niektórych widać konsternację. Całość niebezpiecznie przywodzi na myśl odcinki amerykańskiego The Office, w których Michael Scott wyciągał magnetofon i wcielał się w rolę rapera.

Wymieniając wszystkie około rapowe historie z TVP, ciężko też nie wspomnieć o przygodzie Tadka z publicznymi mediami. Dawny reprezentant Firmy, dziś czołowy raper patriotyczny, zapraszany był m.in. do programu Cafe Piosenka w TVP2. W rozmowie z Ryszardem Makowskim tłumaczył się tam z promocji hasła JP (chodzi o frazę odnoszącą się do policji, a nie do Jana Pawła II) w młodzieńczych latach. A potem swobodnie przechodził do monotonnego rapu o walce za ojczyznę do wtóru patetycznych smyczków. W historii jego występów telewizyjnych największym echem poniósł się jednak ten, kiedy Tadek rapował w Pałacu Prezydenckim przed Andrzejem Dudą. Komentujący szybko kontrowali paradoksalny wydźwięk tego występu antysystemowymi cytatami z dawnej twórczości rapera.

Dziadowe kabarety

Z kolei jeśli chodzi o byłych muzyków to, poza przykładowo Jędrzejem Kodymem Kodymowskim, dawnym liderem kultowego alternatywnego zespołu Apteka, który przez moment brylował w TVP Info, czołową rolę w Telewizji Polskiej odgrywał wspomniany już Makowski. Satyryk związany dawniej z Kabaretem OT.TO chyba najmocniej zapisze się w historii absurdów TVP. Wszystko dzięki programowi Studio YaYo prowadzonemu wspólnie z Pawłem Dłużewskim na TVP Warszawa. To absolutne opus magnum telewizyjnego bezbectwa doczekało się dziesiątek remiksów, choć zdjęte zostało z anteny w grudniu 2016 roku. Czyli pół roku po emisji pierwszego odcinka. I mimo że owa satyra była w swoim wydźwięku oczywiście prawicowa, zbierała cięgi od przedstawicieli różnych opcji światopoglądowych. Nie tylko za czerstwość humoru – miejscami tak żenującego, że aż śmiesznego – ale i za archaiczny styl prowadzenia i wystrój studia.

Ten sam kanał w podobny czasie nadawał także Z szafy Pietrzaka – równie dziadowski kącik żartów również wspominanego już wyżej nestora polskiego kabaretu. Jan Pietrzak z racji swoich sympatii politycznych stał się jedną z najjaśniejszych gwiazd TVP ostatnich lat, świecąc sztucznym światłem zasilanym publicznymi dotacjami. Jak pisał Piotr Guzik w Wyborczej – jego relacjonowany szumnie przez Telewizję Polską benefis w Opolu z 2017 roku w rzeczywistości świecił pustkami. Choć na lożach VIP zasiadł sam ówczesny prezes TVP Jacek Kurski.

Można wymieniać jeszcze wiele absurdalnych momentów, w których TVP przecinała się z popkulturą. Do takich zaliczymy Jarosława Jakimowicza tańczącego z Magdaleną Ogórek do Modern Talking czy rehabilitację Zenka Martyniuka, który razem z Kurskim wykonywał wspólnie utwór Ekscelencjo. Oraz program Motel Polska, który był prawicową odpowiedzią na Gogglebox. Przed telewizorem. Z tą różnicą, że zamiast programów rozrywkowych uczestnicy – w założeniu zwykli ludzi siedzący przed telewizorem – komentowali wydarzenia polityczne. Oczywiście na korzyść partii rządzącej, krzycząc m.in.: Brawo, Jarek!. Całe szczęście program, który przyczynił się do wielu skarg do KRRiT, nie utrzymał się zbyt długo w ramówce.

Z racji krótkiej ławki gwiazd chętnych do brania udziału w telewizyjnej hucpie, wiele wspominanych postaci przewijało się przez różne programy. To samo można zresztą powiedzieć o publicystyce – na wizji wydarzenia komentują zwykle te same osoby. Czyli związani z prawicowymi gazetami Adrian Stankowski (Gazeta Polska Codziennie), Michał Karnowski (w Sieci) czy Karol Gac (Do Rzeczy). Natomiast o stricte tzw. informacyjnych programach mediów narodowych ciężko w tym tekście nawet wspominać. Bo do wyliczenia nadużyć stosowanych przez stację nie starczyłoby opasłej książki. I owe nadużycia to eufemizm – wszak problemem nie była tylko stronniczość. Programy informacyjne TVP przemawiały często językiem trolli, cytując anonimowe tweety; angażowały aktorów do roli przypadkowych przechodniów czy uciekały się do nagonki za pomocą spotów czy nagłówków, wykorzystując losowe materiały z agresywnymi ludźmi o ciemniejszym kolorze skóry, aby zobrazować problemy migracyjne.

Przy wszystkich tych naruszeniach trzeba oddać włodarzom stacji publicznych jedno. Z pewnością udało im się stworzyć kilka atrakcyjnych propozycji dla grup pomijanych często przez komercyjne stacje. Przykładem może być reality show Sanatorium miłości – jedna z niewielu propozycji w historii telewizji, która poruszała temat rozterek miłosnych seniorów. W ciekawy sposób twórcy Teleexpressu puszczali także oko do widowni spoza wielkich miast – prezentując prognozę pogody dla wsi i miasteczek wg klucza kreatywnego (na przykład pokazując na mapie wszystkie miasta i wsie ze słowem KLUCZ w nazwie).

Przyszli politycy rządzącej koalicji nie od dziś snują plany reform związanych z TVP. Do tego potrzebne są zmiany w Radzie Mediów Narodowych. Jedna z nich zakłada wygaszanie mandatów jej obecnych członków. Jakąkolwiek formę media publiczne przybiorą w przyszłości – trzeba przyznać partii rządzącej, że niezamierzenie stworzyła najbardziej memiczną telewizję. Tak memiczną, że nie włączając telewizora, mogliśmy dowiadywać się, co w niej pokazano. Właśnie z memów.

Tak mi brakuje studia yaya – pisze jeden z użytkowników pod kompilacją żenujących żartów z tego programu na YouTubie. Cóż – bez cienia wątpliwości aktualne TVP codziennie przekraczało wszelkie granice dobrego smaku i rzetelności, dlatego potrzebuje porządków. Ale nie ukrywam, że niektóre żałosno-śmieszne chwile z ostatnich lat działania tej telewizji będę wspominał z – ironicznym, ale – rozrzewnieniem.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Pisze o memach, trendach internetowych i popkulturze. Współpracuje głównie z serwisami lajfstajlowymi oraz muzycznymi. Wydał książkę poetycką „Pamiętnik z powstania” (2013). Pracuje jako copywriter.