Aktualna opozycja ma już plany na reformę TVP. To dobry moment, aby podsumować ostatnie lata działalności mediów publicznych. Choć były kuriozalne i często przerażające – jest coś wspominać.
2 mld zł. Słownie: DWA MILIARDY ZŁOTYCH. Ta kwota na stałe przykleiła się do TVP czasów rządów PiS-u. Powielana w nagłówkach i tweetach stała się symbolem rozpasania. Jawnym aktem pompowania finansami propagandy oraz tzw. paździerzu. I oczywiście memem. Jak mantra powracała jeszcze do niedawna przy okazji jakichkolwiek wzmianek o telewizji publicznej. Zwłaszcza po roku 2020, kiedy to prezydent Andrzej Duda podpisał nowelizację ustawy o radiofonii i telewizji oraz ustawy abonamentowej. To właśnie ona zakładała rekompensatę w wysokości 1,95 mld zł dla TVP i Polskiego Radia w związku z utraconymi wpływami z abonamentu w tym samym roku i brakiem części rekompensaty w latach 2018-19.
Temat ówcześnie mocno nagłośniła opozycja. Wszystko oczywiście przez to, że media publiczne po 2015 roku zamieniono w tubę propagandową partii rządzącej. Narzędzie szczucia i ośrodek produkcji niskiej jakości rozrywki czy publicystyki. Dlatego na wieść o tak ogromnym wsparciu ze środków publicznych także i twórcy i twórczynie memów wyciągali najgorsze przykłady produkcji TVP. I zestawiali je z sarkastycznymi podpisami. Na to poszły dwa miliardy – konstatowali. I choć w ostatnim czasie propagandowe wybryki TVP – za wyjątkiem przedstawiania Donalda Tuska mówiącego po niemiecku w demonicznym czerwony filtrze – rzadziej się viralowały, temat jeszcze jest aktualny. Jak ustaliła niedawno Najwyższa Izba Kontroli: w tym roku rekompensaty dla mediów publicznych wyniosły aż 2,3 mld zł. Do tego udział środków publicznych w przychodach stacji ze sprzedaży przekraczał w ostatnich latach 60 procent. Bizancjum za publiczne pieniądze – grzmiał NIK, alarmując jednocześnie o naruszeniu zasad gospodarności, legalności czy rzetelności.
Oczywiście koncepcja publicznych mediów czy dotowania programów misyjnych wpisane są w standardy Europy Zachodniej. Ale, podobnie jak z wieloma działaniami, z którymi polskie państwo nie do końca sobie radzi, tak i tu ekipa rządząca potrafiła skutecznie zniechęcić rodaków do tej idei. I choć w najbliższej perspektywie ma nastąpić zmiana władzy, a dokładne losy TVP pozostają zagadką – możemy liczyć, że ów memiczno-skandaliczny rozdział Telewizji Publicznej wkrótce zostanie zamknięty. Przynajmniej w tej formie, jaką znamy z ostatnich 7-8 lat.
Dla wielu to powód do otwierania szampana. Natomiast ja, przewrotnie, pozwolę sobie na sentymentalne podsumowanie. I wyznanie, że oglądanie TVP było moim guilty pleasure. Z naciskiem na fakt, że w tym wypadku słowo guilty ma mocne uzasadnienie. Wiem, że TVP było niemoralne i szkodliwe, ale czasem nie mogłem się powstrzymać. Wiem, że działało w interesie jednej partii i za pieniądze podatników szczuło na mniejszości. Ale wypuszczało produkcje momentami tak absurdalne, że dostarczające dziwnej satysfakcji. Co zatem stracimy, gdy TVP zmieni swój profil? Zapraszam na krótki przegląd najbardziej osobliwych programów i postaci, które w ostatnich latach wypromowały publiczne stacje telewizyjne.
Rapowe uniwersum Telewizji Polskiej
Po pierwsze – raperzy. Czyli zagadnienie najbardziej interesujące z newonce’owej perspektywy. Media publiczne po zmianie władzy w 2015 roku niespodziewanie stały się platformą dla paru osób rapujących, niekoniecznie legitymujących się umiejętnościami czy pozycją w środowisku. Czyli dla kogo?
Tym, który pierwszy przychodzi na myśl, jeśli chodzi o osoby związane z hip-hopem często goszczące w TVP, jest WSZ. Oczywiście ciężko mówić o Wujku Samo Zło, że jest postacią z rubieży polskiego rapu. Chyba, że w sensie pozycji. Na pewno jest to gość kontrowersyjny. Kojarzony raczej z wygłupów, konfliktów, częstochowskich rymów i, niech będzie, prób animowania rodzimej sceny.
No i ten nasz Wujek w ostatnich latach umościł sobie siedzisko w programie Michała Rachonia #Jedziemy nadawanym w TVP Info. Dziś możemy odświeżyć sobie – bardziej straszne niż śmieszne – odcinki pokroju tego, gdzie WSZ wspólnie z Janem Pietrzakiem i Wojciechem Muchą chwalą lub usprawiedliwiają decyzję prezydenta Kielc o zakazie marszu równości. Mucha jest pisarzem i dziennikarzem związanym z tzw. Hipster Prawicą, którego Rachoń także zajawia jako człowieka z przeszłością hip-hopową (czego ten wyraźnie się wstydzi). Obecność WSZ w mediach publicznych nie ograniczała się jednak tylko do programu tego dziennikarza. Wujek Samo Zło okazał się na tyle zaprzyjaźniony ze stacją, że ta realizowała materiały, na których raper wdawał się w absurdalne sprzeczki z uczestnikami marszów KOD-u czy komentował wizytę Donalda Trumpa w Warszawie.
Inną, mniej rozpoznawalną postacią ze świata rapu, dla której znalazło się miejsce w TVP w ostatnich latach, jest Arkadio. Spora liczba komentarzy z odwołaniami do Boga pod jego klipami może podpowiadać, jaki jest tego powód. Sądecki raper idzie ścieżką twórcy nawróconego, który wyleczył się z nałogów. Dziś jest czołowym reprezentantem chrześcijańskiego rapu i angażuje się w rekolekcje parafialne. To z pewnością ułatwiło mu angaż w Telewizji Polskiej. Tam występuje w programie Ocaleni jako raper… streszczający w rymowany i dość kwadratowy sposób historie jego uczestników.
Gwoli ścisłości – idea programu jest jak najbardziej słuszna i pokrywa się z misyjnym charakterem telewizji. Bowiem rozmówcy opowiadają w nim o swojej drodze do wyjścia z uzależnień. I choć katolicka otoczka nie jest czymś, co rzuca się w oczy przy pierwszym kontakcie z tą produkcją, to już rzut oka na planszę wyświetlaną w studio może konfundować wielu telewidzów. Jej projekt to zbiór słów kojarzących się z nałogami i – jak można się domyślać – grzechami. A pośród terminów takich jak alkoholizm, pracoholizm czy zabójstwo wymieniana jest aborcja. Co już świadczy o ideologicznym zacięciu Ocalonych z Rafałem Porzezińskim jako prowadzącym.
Za to program Welon, fura i brawura, który niedawno zagościł w ramówce TVP, nie pozostawia już pola do żadnych subtelności, jeśli chodzi o katolicki background. Ba, to po prostu religijne reality show z trzema, jak zostało opisane w materiałach promocyjnych, charyzmatycznymi zakonnicami w roli głównej. Te wyruszają w podróż po Polsce do miejsc jednoczących katolików. Ich charyzma to oczywiście sprawa dyskusyjna. Natomiast i w tym programie nie zabrakło wątków rapowych. W odcinku ósmym pojawia się niejaki Łukasz – podpisany jako raper i teolog z Radomia. Podobnie jak w przypadku Arkadio – to człowiek z historią wyjścia z uzależnienia i nawrócenia. Kiedy wiezie siostrę Karinę autem, zwierza się ze swojej historii, w której niemałą rolę odgrywały rekolekcje z ugandyjskim księdzem Bashaborą. Warto przypomnieć, że to kontrowersyjny kapłan – showman organizujący kazania dla nawet 100 tys. widowni – który w przemówieniach wręcz odwołuje się do elementów magicznych. I podobno… wskrzesza zmarłych. Ale to szczegół. Najbardziej krępujący momentem odcinka z raperem jest jednak chwila, gdy ten odwiedza szkołę. I zaczyna w bardzo oldschoolowy sposób – w złym tego słowa znaczeniu – rapować przed dzieciakami wersy pokroju: Jestem dobry, dobry łoo. Młodzi ewidentnie zakłopotani tą sytuacją i obecnością kamery próbują bujać się w takt, choć u niektórych widać konsternację. Całość niebezpiecznie przywodzi na myśl odcinki amerykańskiego The Office, w których Michael Scott wyciągał magnetofon i wcielał się w rolę rapera.
Wymieniając wszystkie około rapowe historie z TVP, ciężko też nie wspomnieć o przygodzie Tadka z publicznymi mediami. Dawny reprezentant Firmy, dziś czołowy raper patriotyczny, zapraszany był m.in. do programu Cafe Piosenka w TVP2. W rozmowie z Ryszardem Makowskim tłumaczył się tam z promocji hasła JP (chodzi o frazę odnoszącą się do policji, a nie do Jana Pawła II) w młodzieńczych latach. A potem swobodnie przechodził do monotonnego rapu o walce za ojczyznę do wtóru patetycznych smyczków. W historii jego występów telewizyjnych największym echem poniósł się jednak ten, kiedy Tadek rapował w Pałacu Prezydenckim przed Andrzejem Dudą. Komentujący szybko kontrowali paradoksalny wydźwięk tego występu antysystemowymi cytatami z dawnej twórczości rapera.
Dziadowe kabarety
Z kolei jeśli chodzi o byłych muzyków to, poza przykładowo Jędrzejem Kodymem Kodymowskim, dawnym liderem kultowego alternatywnego zespołu Apteka, który przez moment brylował w TVP Info, czołową rolę w Telewizji Polskiej odgrywał wspomniany już Makowski. Satyryk związany dawniej z Kabaretem OT.TO chyba najmocniej zapisze się w historii absurdów TVP. Wszystko dzięki programowi Studio YaYo prowadzonemu wspólnie z Pawłem Dłużewskim na TVP Warszawa. To absolutne opus magnum telewizyjnego bezbectwa doczekało się dziesiątek remiksów, choć zdjęte zostało z anteny w grudniu 2016 roku. Czyli pół roku po emisji pierwszego odcinka. I mimo że owa satyra była w swoim wydźwięku oczywiście prawicowa, zbierała cięgi od przedstawicieli różnych opcji światopoglądowych. Nie tylko za czerstwość humoru – miejscami tak żenującego, że aż śmiesznego – ale i za archaiczny styl prowadzenia i wystrój studia.
Ten sam kanał w podobny czasie nadawał także Z szafy Pietrzaka – równie dziadowski kącik żartów również wspominanego już wyżej nestora polskiego kabaretu. Jan Pietrzak z racji swoich sympatii politycznych stał się jedną z najjaśniejszych gwiazd TVP ostatnich lat, świecąc sztucznym światłem zasilanym publicznymi dotacjami. Jak pisał Piotr Guzik w Wyborczej – jego relacjonowany szumnie przez Telewizję Polską benefis w Opolu z 2017 roku w rzeczywistości świecił pustkami. Choć na lożach VIP zasiadł sam ówczesny prezes TVP Jacek Kurski.
Można wymieniać jeszcze wiele absurdalnych momentów, w których TVP przecinała się z popkulturą. Do takich zaliczymy Jarosława Jakimowicza tańczącego z Magdaleną Ogórek do Modern Talking czy rehabilitację Zenka Martyniuka, który razem z Kurskim wykonywał wspólnie utwór Ekscelencjo. Oraz program Motel Polska, który był prawicową odpowiedzią na Gogglebox. Przed telewizorem. Z tą różnicą, że zamiast programów rozrywkowych uczestnicy – w założeniu zwykli ludzi siedzący przed telewizorem – komentowali wydarzenia polityczne. Oczywiście na korzyść partii rządzącej, krzycząc m.in.: Brawo, Jarek!. Całe szczęście program, który przyczynił się do wielu skarg do KRRiT, nie utrzymał się zbyt długo w ramówce.
Z racji krótkiej ławki gwiazd chętnych do brania udziału w telewizyjnej hucpie, wiele wspominanych postaci przewijało się przez różne programy. To samo można zresztą powiedzieć o publicystyce – na wizji wydarzenia komentują zwykle te same osoby. Czyli związani z prawicowymi gazetami Adrian Stankowski (Gazeta Polska Codziennie), Michał Karnowski (w Sieci) czy Karol Gac (Do Rzeczy). Natomiast o stricte tzw. informacyjnych programach mediów narodowych ciężko w tym tekście nawet wspominać. Bo do wyliczenia nadużyć stosowanych przez stację nie starczyłoby opasłej książki. I owe nadużycia to eufemizm – wszak problemem nie była tylko stronniczość. Programy informacyjne TVP przemawiały często językiem trolli, cytując anonimowe tweety; angażowały aktorów do roli przypadkowych przechodniów czy uciekały się do nagonki za pomocą spotów czy nagłówków, wykorzystując losowe materiały z agresywnymi ludźmi o ciemniejszym kolorze skóry, aby zobrazować problemy migracyjne.
Przy wszystkich tych naruszeniach trzeba oddać włodarzom stacji publicznych jedno. Z pewnością udało im się stworzyć kilka atrakcyjnych propozycji dla grup pomijanych często przez komercyjne stacje. Przykładem może być reality show Sanatorium miłości – jedna z niewielu propozycji w historii telewizji, która poruszała temat rozterek miłosnych seniorów. W ciekawy sposób twórcy Teleexpressu puszczali także oko do widowni spoza wielkich miast – prezentując prognozę pogody dla wsi i miasteczek wg klucza kreatywnego (na przykład pokazując na mapie wszystkie miasta i wsie ze słowem KLUCZ w nazwie).
Przyszli politycy rządzącej koalicji nie od dziś snują plany reform związanych z TVP. Do tego potrzebne są zmiany w Radzie Mediów Narodowych. Jedna z nich zakłada wygaszanie mandatów jej obecnych członków. Jakąkolwiek formę media publiczne przybiorą w przyszłości – trzeba przyznać partii rządzącej, że niezamierzenie stworzyła najbardziej memiczną telewizję. Tak memiczną, że nie włączając telewizora, mogliśmy dowiadywać się, co w niej pokazano. Właśnie z memów.
Tak mi brakuje studia yaya – pisze jeden z użytkowników pod kompilacją żenujących żartów z tego programu na YouTubie. Cóż – bez cienia wątpliwości aktualne TVP codziennie przekraczało wszelkie granice dobrego smaku i rzetelności, dlatego potrzebuje porządków. Ale nie ukrywam, że niektóre żałosno-śmieszne chwile z ostatnich lat działania tej telewizji będę wspominał z – ironicznym, ale – rozrzewnieniem.