Siedemdziesiąt osiem minut w spotkaniu z Bournemouth wystarczyło, żeby Ondrej Duda przekonał kibiców Norwich City do swoich umiejętności, świetnie współpracując z tercetem: Cantwell, Buendia, Pukki. Nawet sam Henry Winter rozpoczął swoją poniedziałkową rubrykę w The Times od pochwał pod adresem byłego zawodnika Legii Warszawa, pisząc o znakomitym pierwszym wrażeniu, jakie zrobił Słowak na Carrow Road. Sam zawodnik opowiedział nam o pierwszych dniach pobytu w Anglii, debiucie w Premier League i trudnym rozstaniu z Herthą.
Długo czekałeś na taki mecz po którym z przyjemnością można odpalić internet, żeby poczytać komentarze na swój temat. Kibice Norwich są zachwyceni, dziennikarze również.
Po prostu mało ostatnio grałem. Fajnie, że ktoś dobrze o mnie pisze po meczu z Bournemouth, ale ja przede wszystkim cieszę się, że w końcu mogłem wyjść na boisko, zagrać i czerpać z tego radość.
Trener widzi cię na pozycji klasycznej dziesiątki, grającej za plecami Teemu Pukkiego?
To zależy od przeciwnika. Naszym wyjściowym ustawieniem jest system 1-4-1-4-1, z jednym defensywnym pomocnikiem i dwoma „ósemkami”, chociaż ja mam więcej zadań ofensywnych i często w trakcie meczu poruszam się właśnie za napastnikiem. Trener chce grać wysokim pressingiem i ja muszę być tym zawodnikiem ze środka pola, który wychodzi wyżej do rywala. Często mam też wbiegać w pole karne, kiedy atakujemy na połowie przeciwnika.
W meczu z Bournemouth grałeś głównie na jeden lub dwa kontakty. Pamiętam jak kilka miesięcy temu mówiłeś w rozmowie z Kickerem, że kiedy grałeś w Polsce, to myślałeś, że musisz okiwać dwóch, trzech piłkarzy zanim podasz, żeby ludzie powiedzieli: „O! Ten jest dobry”. Ale futbol to prosta gra.
I ja taką grę lubię najbardziej. Wiesz, dużo też zależy od pewności siebie, a u mnie ona nie jest jeszcze na najwyższym poziomie, bo ostatni mecz ligowy w Hercie zagrałem 6 grudnia. Dlatego nie kombinowałem. Starałem się przyspieszać grę, szukać sobie miejsca między liniami i za długo nie holować piłki. Taką grę dobrze się też ogląda. Sam często obserwuję zawodników występujących na mojej pozycji, na przykład Kevina De Bruyne czy Mesuta Ozila, którzy grają mega inteligentnie i często jednym kontaktem, samym przyjęciem piłki, są w stanie minąć rywala. Nie muszą wchodzić w drybling.
Po tygodniu treningów u Daniela Farke i meczu z Bournemouth dostrzegasz już jakieś różnice pomiędzy Premier League i Bundesligą, jeżeli chodzi o tempo, intensywność, a może jakość gry?
Na razie nie. Pod względem intensywności jest podobnie, ale co ciekawe w Norwich mamy więcej zajęć z piłką. Zdecydowanie więcej małych gier na małej przestrzeni. I to mi bardzo odpowiada, zresztą w ogóle zespół gra fajny futbol, co także mnie przekonało do tego, aby przyjść tutaj na wypożyczenie.
A coś cię zaskoczyło jeżeli chodzi o sam klub?
Profesjonalizm. Nawet w porównaniu z Herthą, widzę wiele aspektów, w których Norwich jest lepiej zorganizowanym klubem. Chociażby pod względem jedzenia. Tutaj mamy kucharza, który codziennie przygotowuje świeże posiłki na miejscu, pyta się ciebie na co masz ochotę, czy jesteś na coś uczulony, a może chcesz coś zabrać na wynos, żeby nie szukać później restauracji gdzieś na mieście? Podejrzewam, że tak to wygląda w każdym dużym klubie. Wiem, że nawet w Legii jest teraz kucharz, ale akurat w Hercie jedzenie dowozili nam z zewnątrz.
W wywiadzie dla klubowej telewizji słychać, że dobrze sobie radzisz z językiem angielskim. Procentuje nauka w szkole czy języka nauczyłeś się już w piłkarskiej szatni?
Tak naprawdę, to dopiero po przyjściu do Legii zacząłem się uczyć. Na pewno pomaga mi w tym fakt, że moja dziewczyna jest Brazylijką i między sobą rozmawiamy tylko po angielsku.
No tak, nie ma chyba lepszej formy nauki, niż rozmowy z dziewczyną.
Chociaż wiesz, z moim językiem nie jest wcale idealnie. Często brakuje mi słów. Dopóki nie przyjechałem do Norwich, wydawało mi się, że rozumiem raczej wszystko, ale oni mówią z takim akcentem, że czasami muszę poprosić, aby powtórzyli dane zdanie jeszcze raz, tylko nieco wolniej.
Pamiętam też, że zawsze kiedy pytano Ciebie o wymarzone ligi, to raczej odpowiadałeś: liga włoska lub hiszpańska. Czyli rozumiem, że po przyjściu do Norwich nie mogłeś zacytować swojego kolegi z reprezentacji, Stanislava Lobotki, znanymi w całej Słowacji słowami: „This is my sen?”
W sumie mogłem. Wiesz, kiedyś wydawało mi się, że spośród czołowych lig europejskich, na pewno nie pasuje do Bundesligi. A jednak spędziłem tam ponad trzy lata. W Premier League chciałby grać chyba każdy zawodnik, ale zawsze myślałem, że swoim stylem gry bardziej pasuje do Włoch lub Hiszpanii.
A ile było prawdy w informacji, że latem byłeś bliski przenosin do Sewilli?
Temat był poważny. Mój tata trzykrotnie latał do Hiszpanii i tak naprawdę transfer był całkiem blisko, no ale na pewnym etapie nie udało się dogadać i kontakt się urwał.
Latem wydawało się, że twoja kariera nabrała olbrzymiego rozpędu. Byłeś jedną z najlepszych zawodników w Bundeslidze i nagle przyszedł nowy sezon, w którym od początku wyglądaliście bardzo słabo. Z czego wynikał taki spadek formy?
Na pewno inaczej sobie to wyobrażałem. W poprzednich rozgrywkach grałem naprawdę super, podpisano ze mną nowy kontrakt i wszystko układało się bardzo dobrze. Potem przyszedł nowy trener – Ante Cović i zarówno moja forma, jak i całej drużyny poszła mocno w dół. Nasze pierwsze mecze w lidze to był naprawdę dramat. W trakcie rundy jesiennej pojawił się kolejny trener, Juergen Klinsmann, od którego nie dostawałem już zbyt wielu szans. Wyglądało to mega dziwnie, bo raz mnie wystawiał w pierwszym składzie, następnie odsyłał na trybuny, potem znowu pierwszy skład i znowu lądowałem na trybunach. Dla mnie to było niezrozumiałe. Stwierdziłem, że pójdę do niego i zapytam wprost: o co chodzi? Ale odpowiedział, że wszystko jest w porządku, że liczy na mnie, po prostu teraz rotuje zespołem, jednak na pewno dostanę kolejne szanse. Następnie ogłosił kadrę na kolejny mecz i znowu zobaczyłem, że zostałem odesłany na trybuny. Wtedy już wiedziałem, że dłużej w Hercie nie zostanę. Powiedziałem Klinsmannowi, że nie rozumiem jego decyzji i chcę odejść do klubu, w którym będę grał regularnie. Pewnie niektórzy sobie teraz pomyślą: „A, pewnie nie chciało mu się ciężej trenować, żeby powalczyć o skład”. Ale to nieprawda. O mojej grze nie decydowały wyłącznie względy sportowe. Kiedy na koniec przycisnąłem trenera, to odpowiedział mi, że faktycznie, u niego mam małe szanse na częste występy i wiem, że to raczej nie była tylko jego decyzja.
Wspominałeś niedawno w niemieckich mediach, że rozczarowałeś się paroma osobami w klubie. Chodziło tylko o ostatnie tygodnie czy także o letnie okno transferowe?
Nie, miałem na myśli tylko ostatnie tygodnie. Latem w ogóle nie napalałem się na transfer, bo dopiero co przedłużyłem kontrakt z klubem, wiedziałem, że będę ważną postacią drużyny. Oczywiście, jakby przyszłaby super oferta, to pewnie bym odszedł, ale takowa do Herthy nie wpłynęła. Stwierdziłem - dobra, zostanę jeszcze na co najmniej jeden sezon. Dalszą część historii już znacie. Okazało się, że nie pasuje do koncepcji trenera Klinsmanna. Zawiodłem się na paru osobach, bo podpisując kontrakt na cztery lata, myślałem że mają wobec mnie poważne plany, a tymczasem po jednym meczu zostałem odesłany na trybuny i później słyszę, że będzie mi trudno o grę. To śmieszne i dziwne. Ale też nie chcę jakoś tego mocno przeżywać. Do Norwich jestem tylko wypożyczony, zobaczymy co będzie latem. Na ten moment wiem jedno - nie chcę wracać do Berlina, bo nie podoba mi się jak zarządzany jest ten klub. Chętnie zostanę w Anglii na dłużej.
A czego ci będzie brakować najbardziej po przeprowadzce z Berlina do Norwich?
Na pewno Salomona Kalou i paru innych kolegów. Chociaż z Salomonem cały czas jesteśmy w kontakcie, nasze partnerki również się przyjaźnią, więc o tę znajomość jestem spokojny. No i samego miasta, bo Berlin to świetne miejsce do życia.
Zmieniając klub zimą, miałeś z tyłu głowy myśl o nadchodzących barażach i potencjalnej grze na Euro 2020? Konsultowałeś ten ruch z selekcjonerem Pavlem Hapalem?
Szczerze ci powiem, że nie. Patrzyłem na siebie i na swoją sytuację w Hercie. Z trenerem Hapalem nie mam częstego kontaktu, więc nawet nie rozmawiałem z nim na ten temat. Kadra to dla mnie oczywiście największy zaszczyt i wyróżnienie, ale nie kierowałem się tym przy zmianie klubu.
Jeżeli wygracie w marcowych barażach, traficie do grupy z Polską, Hiszpanią i Szwecją. Uważasz, że obecna kadra Słowacji jest lepsza od tej z Euro 2016?
Nie, cztery lata temu mieliśmy mocniejszą ekipę. Było więcej doświadczonych zawodników.
I Marek Hamsik był cztery lata młodszy.
Zgadza się, Hamsik wiecznie grać nie będzie. W dodatku niedawno odszedł z kadry inny z liderów – Martin Skrtel. W ogóle uważam, że cztery lata temu trudniej było wskoczyć do reprezentacji, niż teraz. Mamy bardzo młody skład, wielu zawodników doszło z młodzieżówki, którą mieliśmy naprawdę mocną i choć potencjał jest w naszej drużynie bardzo duży, to będziemy potrzebować jeszcze czasu, żeby wskoczyć na ten najwyższy, europejski poziom.