Oparcie w „świętym Łukaszu”. Włoskie dolce vita Skorupskiego

Zobacz również:Osobowość, pewność siebie, technika. Sebastian Walukiewicz i rok na wielki skok
Bramkarz Bolonii
Alessandro Sabattini/Getty Images

Choć nie wyjechał tak młodo, jak Piotr Zieliński czy Bartosz Salamon, chyba żaden z polskich piłkarzy nie przesiąknął Włochami tak mocno, jak Łukasz Skorupski. Koledzy z reprezentacji żartują, że mówi w tamtejszym języku lepiej niż po polsku. I mimo że na co dzień nie jest o nim najgłośniej, bramkarz Bolonii rozgrywa naprawdę niezły sezon.

Jeśli stopień aklimatyzacji zawodnika w danym kraju najłatwiej dostrzec przy stole, trzeba by dojść do wniosku, że Łukasz Skorupski we Włoszech czuje się już jak u siebie. W książce „W krainie piłkarskich bogów” Bartosz Bereszyński opowiadał, jak włoscy zawodnicy różnią się nawykami żywieniowymi od polskich. „Dla nas jest nie do pomyślenia, żeby zjeść przed meczem dwa croissanty z dżemem. Gdyby jakiś dietetyk się o tym dowiedział, to pewnie by się przeżegnał, a tutaj to bardzo popularny widok. Takie mają nawyki i raczej tego nie zmienią” – opisywał obrońca Sampdorii. Takie widoki nie dotyczą jednak już tylko Włochów. „Skorup, gdy przyjeżdża na kadrę, to też wsuwa na śniadanko dwa rogaliki i wypija kawkę. Widać, że już tym przesiąkł. Nawet po włosku mówi już lepiej niż po polsku” – uśmiechał się Bereszyński.

MEDIALNY CIEŃ

Choć od lat jest podstawowym bramkarzem w czołowej lidze świata, zabrzanin, który w tym roku skończy 30 lat, ma prawo czuć się w Polsce postacią odrobinę zapomnianą. Owszem, uwzględnia się go w cotygodniowych podsumowaniach występów Polaków za granicą i odnotowuje się, gdy obroni rzut karny albo ktoś napadnie jego żonę. Nie rozpala jednak emocji. Nie jest przedmiotem dyskusji w programach publicystycznych. Nikt się o niego nie kłóci w portalach społecznościowych. Wszyscy wiedzą, że Skorupski istnieje, ale zagorzałych zwolenników ma raczej niewielu. Wkrótce minie już osiem lat, odkąd wyjechał z Polski. Przez ekstraklasę raczej przemknął, niż ją podbił. Pokazywał się tylko przez dwa sezony, rozegrał 56 meczów. Większość bardzo dobrych. Gdyby było inaczej, nie wyciągnęłaby go z Górnika Zabrze sama Roma. Ale nie miał jak poruszyć masowej wyobraźni, bo grał w drużynie co najwyżej średniej. Ani nie zdobywał z nią trofeów, ani medali, ani nie wchodził do pucharów. Nie był też na tyle młody, jak Bartłomiej Drągowski czy wcześniej Wojciech Pawłowski, by jego obecność kogoś szokowała i ściągała uwagę.

PIERWSZY DO WYPCHNIĘCIA

Dla takich jak on okazją przypomnienia o sobie mogą być mecze reprezentacji. Ale w przypadku Ślązaka zdarzały się one na tyle rzadko, że kibicom kadry też łatwo było o nim zapomnieć. Debiutował u Waldemara Fornalika jeszcze jako piłkarz Górnika. Przez całą kadencję Adama Nawałki zagrał w kadrze tylko raz. Jerzy Brzęczek wystawił go dwukrotnie, jednak obie towarzyskie szanse dzieliły dwa lata. Gdy przychodziło nie tylko do meczów o punkty, lecz także do poważniejszych sprawdzianów, zwykle zajmował miejsce na ławce. Na żaden turniej z kadrą nie pojechał. Na Euro 2016 trzecim bramkarzem był Artur Boruc, dwa lata później Bartosz Białkowski. Wojciech Szczęsny i Łukasz Fabiański zawsze byli poza zasięgiem. A konkurenci do trzeciego i czwartego miejsca w kadrze często byli głośniejsi. Drągowski, jako sześć lat młodszy, ma ten atut, że powinien być przyszłością na czasy, w których Szczęsny i Fabiański zejdą już ze sceny. O Skorupskim, tylko rok młodszym od bramkarza Juventusu, trudno to powiedzieć. Rafał Gikiewicz z kolei sam wywoływał wokół siebie znacznie więcej szumu, a i jego niezwykła historia wspinaczki szczebel po szczeblu sprawiała, że wielu domagało się, by dać mu szansę. Gdy tylko pojawia się ktoś młody i zdolny, jak Radosław Majecki, Skorupski zawsze jest pierwszym kandydatem do ustąpienia mu miejsca w kadrze.

OFIARA BOGACTWA

Jeśli przyjrzeć się sprawie bliżej, trzeba dojść do wniosku, że bramkarz Bolonii jest w pewnym sensie ofiarą bogactwa, jakie polski futbol ma na tej pozycji. Bo jest wiele krajów, także silniejszych piłkarsko, w których mógłby spokojnie myśleć o bluzie z numerem jeden w reprezentacji, a nie ciągle drżeć o miejsce w kadrze. Bramkarza, który regularnie grałby w którejś z czołowych lig europejskich, nie mają choćby Chorwaci, Holendrzy, Szwedzi, Ukraińcy, czy Walijczycy. Ten rzadki moment, w którym na Skorupskiego rzucono światła z Polski, bo w miniony weekend obronił rzut karny strzelany przez Ciro Immobile, to dobra okazja, by przyjrzeć się, jak 29-latek radzi sobie w ekipie Sinisy Mihajlovicia.

BRAMKARZ JAK BAZYLIKA

- Na wzgórzu niedaleko Bolonii znajduje się bardzo ważna Bazylika Świętego Łukasza. W lokalnej edycji „La gazzetta dello sport” napisano ostatnio, że Bolonia opiera się na „Świętym Łukaszu”. To dobrze opisuje jego obecną pozycję w drużynie – mówi Alberto Bertolotto, dziennikarz „Messaggero Veneto”, wnikliwie obserwujący występy Polaków we Włoszech. Skorupski obronił w tym sezonie dwa z czterech rzutów karnych, które strzelano na jego bramkę. Tylko Pierluigi Gollini z Atalanty ma ten odsetek na jeszcze wyższym poziomie. Pojedynki z nim przegrali dwaj znakomici napastnicy, bo kilka tygodni przed zatrzymaniem Immobilego, Polak obronił też strzał Zlatana Ibrahimovicia z Milanu. Były gracz Górnika ma najwyższy procent obronionych strzałów (77%) w całej Serie A. Według statystyk portalu fbref.com wyłapał niemal trzynaście procent dośrodkowań zagrywanych w jego pole karne, co też jest najlepszym wynikiem w lidze. A z zestawienia post shot expected goals, mierzącego, ile goli puszczają bramkarze względem jakości sytuacji, do których dochodzą rywale, wynika, że traci znacznie mniej goli niż „powinien”. W klasyfikacji bramkarzy, którzy dają drużynie coś ekstra, czyli bronią strzały, za których puszczenie nikt by ich nie winił, również zajmuje pierwsze miejsce.

NOGI DO POPRAWY

Czy więc mowa o jednym z najlepszych bramkarzy ligi, który natychmiast zasługuje na szansę w lepszym klubie? Czy Borussia Dortmund myli się, przyglądając się akurat Bartłomiejowi Drągowskiemu, a Inter Mediolan niesłusznie w poszukiwaniach następcy Samira Handanovicia pomija kandydaturę Skorupskiego? Niekoniecznie. Bo przytoczone wcześniej znakomite statystyki Polaka stanowią tylko część prawdy o jego grze. – Na pewno mógłby się poprawić w grze nogami. Wprawdzie dla bramkarza nadal nie jest to największy problem, zwłaszcza gdy ma – jak Skorupski – świetny refleks, ale Mihajlović chce, by drużyna często rozgrywała z bramkarzem. Łukasz jest świadomy tych braków. Wciąż ma mniej niż 30 lat, więc jeszcze będzie to na pewno szlifował – mówi Stefano Utzeri, piszący o Bolonii dla serwisu 1000cuorirossoblu.it. Podobnie widzi to Bertolotto. – Bardzo ważna dla jego rozwoju jest współpraca z Lucą Buccim, trenerem bramkarzy Bolonii, który w przeszłości grał w Parmie i w reprezentacji na mundialu w 1994 mówi. Z tym fachowcem Skorupski szczególnie mocno pracował nad grą w powietrzu oraz nogami – podkreśla.

PRZYWIĄZANY DO LINII

Z tymi opiniami współgrają liczby Polaka, który pod względem celności długich podań jest drugim wśród najgorszych bramkarzy ligi. Po jego dalekich kopnięciach piłka trafia do celu tylko w 36% przypadków. U Wojciecha Szczęsnego ten odsetek wynosi 55% i jest najwyższy w lidze. Bramkarz Juventusu już kiedyś podkreślał, że różnice między bramkarzami dobrymi, a bardzo dobrymi, są czasem mniejsze, niż postronnym obserwatorom się wydaje. I być może właśnie takimi statystykami da się zobrazować, dlaczego jeden z Polaków gra w Juventusie, a drugi w Bolonii. Skorupski jest też jednym z najrzadziej interweniujących poza własnym polem karnym golkiperów w lidze. Z czego wyłania się obraz zawodnika świetnego na linii, zdolnego do czasem spektakularnych parad, jednak nie zawsze pewnego w rozegraniu i na przedpolu.

REKORDOWY TRANSFER

Także z tego powodu Polak jeszcze do niedawna wcale nie miał najlepszej prasy we Włoszech. Bolonia w 2018 roku zapłaciła za niego Romie dziewięć milionów euro. Polak w Rzymie się nie przebił, co można usprawiedliwić konkurencją m.in. Szczęsnego czy Alissona Beckera (dziś Liverpool), ale markę wyrobił sobie na wypożyczeniu w Empoli. Będąc w toskańskim klubie pod ciągłym ostrzałem rywali, pokazał, że zasługuje na regularną grę w Serie A. W lipcu 2018 Skorupski został najdroższym piłkarzem, jakiego kiedykolwiek kupiła Bolonia. Od tego czasu spadł na trzecie miejsce, wyprzedzony przez Musę Barrowa i Riccardo Orsoliniego, co nie zmienia jednak faktu, że kosztował sporo i można było od niego oczekiwać spektakularnych rzeczy. Dlatego kibice nie zawsze byli zadowoleni.

WSTYDLIWA SERIA

Pomiędzy wrześniem 2019 a listopadem 2020 klub z Emilii-Romanii notował wstydliwą czternastomiesięczną serię bez czystego konta w meczu ligowym. – Cały zespół miał problemy z grą w defensywie. Pomocnicy nie zawsze nadążali z asekuracją. Większa część odpowiedzialności za tę serię na pewno nie spoczywa na Skorupskim, choć na początku obecnego sezonu miał kiepski moment, w którym popełnił kilka błędów i zawalił parę bramek. Zaczęło się mówić, że nie powinien już grać, a szansę powinien otrzymać Angelo Da Costa, którego w klubie znają dobrze, bo występuje tam od sześciu lat i przyszedł jeszcze w czasach Serie B. Mihajlović jednak trzymał się Skorupskiego, zaufał mu. I miał rację – podkreśla Utzeri.

KONTUZJA W ZŁYM MOMENCIE

Zanim jednak okazało się, że serbski trener wiedział, co robi, dla Polaka przyszedł najtrudniejszy moment. I to tuż po tym, gdy wydawało się, że wychodzi na prostą. W listopadzie wreszcie udało mu się zagrać bez straty gola. Mecz towarzyski z Ukrainą (2:0) na Stadionie Śląskim był jego popisem. O ile wcześniej można było myśleć, że to dla niego mecz ostatniej szansy, zanim ostatecznie w hierarchii przeskoczy go Drągowski, o tyle po tym spotkaniu, w którym tylko dzięki bramkarzowi udało się wygrać bez straty gola, mimo licznych sytuacji rywali, wiele osób przypomniało sobie, że mowa o naprawdę solidnym fachowcu. Dwa tygodnie później Skorupski przełamał się także w lidze, zachowując czyste konto przeciwko Crotone. A tydzień później doznał kontuzji dłoni, która pozbawiła go miejsca w składzie na siedem spotkań. Da Costa dostał szansę, której domagali się dla niego kibice. Zaczął jednak od puszczenia pięciu goli przeciwko Romie, a ostatecznie na przełomie grudnia i stycznia, gdy Polak pauzował, Bolonia nie wygrała ani jednego meczu. Gdy tylko Skorupski wyzdrowiał, Mihajlović postawił na niego, a drużyna ograła 1:0 Hellas Werona. Hierarchia w bramce została ugruntowana.

ŚWIETNE TYGODNIE

Wyjście z rytmu meczowego i trochę spokojniejsze święta odmieniły bramkarza. W ciągu ostatniego półtora miesiąca trzy razy zagrał na zero z tyłu i dwa razy bronił rzuty karne. – Popełnił w tym czasie tylko jeden błąd, przeciwko Benevento. Od początku tego roku zmieniła się gra całej drużyny, która stała się trochę bardziej defensywna. Pomogło też wejście do zespołu Adamy Soumary, nowego stopera. Dzięki tym zmianom także Skorupski wydaje się skuteczniejszy i bardziej pewny siebie – analizuje Bertolotto. Dziś nie ma już głosów, że w bramce powinno dojść do zmiany. – Nie widzę go wśród liderów drużyny, ale jako bramkarz, musi mieć posłuch wśród zawodników – mówi Utzeri. Klub też jest raczej ze Skorupskiego zadowolony. – Kilka miesięcy temu wydawało się, że mogą próbować go sprzedać, ale teraz nie ma takiego pomysłu. On zapewnia względny spokój na tej pozycji, a Bolonia nie jest klubem, który wyda 20 milionów euro na bramkarza. Zwłaszcza że nie byłoby gwarancji, że będzie lepszy. Łukasz ma kontrakt do 2023 roku i wydaje się, że na pozycji bramkarza klub nie będzie wykonywał w lecie żadnych ruchów. Choć nigdy nie można tego całkowicie wykluczyć. Rynek transferowy bywa przecież szalony – dodaje dziennikarz 1000 Cuori Rossoblu.

MAKSYMALNIE TRZECI

Na razie nie wiadomo, jak będzie wyglądała hierarchia bramkarzy według nowego sztabu reprezentacji Polski. Ale wiadomo, że Skorupski osiągnął dobrą formę w najlepszym momencie. Wrócił do dobrej i powtarzalnej gry akurat wtedy, gdy zmienił się selekcjoner. Trudno jednak oczekiwać, by jego sytuacja u Paulo Sousy drastycznie się zmieniła i pewnie dalej będzie mógł w najlepszym wypadku liczyć na pozycję numer trzy. Nawet jeśli nie będzie więc powodu, by polscy kibice częściej przypominali sobie o Łukaszu Skorupskim, trzeba uznać, że do Włoch wpasował się bardzo dobrze. W tym kraju znalazł żonę, tam urodził się jego syn Leonardo, ma pewną pozycję w niezłym klubie, dla którego lada moment rozegra setny mecz. Tam wreszcie nikogo nie dziwi śniadanie złożone z dwóch rogalików i kawki. Chyba mniej więcej tak wygląda dolce vita.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Prawdopodobnie jedyny człowiek na świecie, który o Bayernie Monachium pisze tak samo często, jak o Podbeskidziu Bielsko-Biała. Szuka w Ekstraklasie śladów normalności. Czyli Bundesligi.