Oramics: równość i edukacja, czyli skąd wziął się jeden z ważniejszych kolektywów w Polsce

Zobacz również:Mieliśmy już bluzy, teesy, a teraz mamy niuansowe czapki! Możecie je kupić w newonce.store
oramics.png

Praktycznie od zarania dziejów muzyki klubowej o jej sile stanowią kolektywy. W taki sposób łatwiej organizuje się imprezy, łatwiej też budować społeczności wokół nich, nie mówiąc już o wzajemnym wsparciu, co przy tak rozchwianej scenie ma naprawdę sporą wartość.

I aktualnie jednym z najbardziej znanych kolektywów w Polsce jest Oramics. Działalność tej ekipy ciągle się rozwija: zaczęło się od organizowania imprez, z czasem doszły warsztaty (DJ-ing, praca z syntezatorami oraz szeroko rozumiane tworzenie bezpiecznej przestrzeni), seria podcastów i agencja bookingowa. Po homofobicznych atakach na Marsz Równości w Białymstoku Oramics wypuścili charytatywną składankę, na której można było znaleźć zarówno znane, międzynarodowe postaci, jak i herosów oraz heroski undergroundu. Wydawnictwo odbiło się szerokim echem, trafiając do wielu zagranicznych i polskich mediów - również tych mainstreamowych.

ISNT, FOQL, Avtomat, Mala Herba, Monster, dogheadsurigeri i Olivia reprezentują różne muzyczne światy i różne formy artystycznej ekspresji. Tym, co łączy ich wszystkich, jest poszanowanie dla konkretnych wartości - równości na scenie, edukacji (zarówno muzycznej, jak i tej kulturowej) czy wspieranie grup, które są zepchnięte na margines przez główny nurt sceny muzycznej.

0nJEbpgA.jpeg

Dla wielu osób powiązanie muzyki klubowej z aktywizmem i politycznym zaangażowaniem to wciąż egzotyczny pomysł, ale jeśli przyjrzeć się korzeniom techno i house’u, taka postawa nie powinna dziwić. Nowoczesna muzyka klubowa jest nierozerwalnie związana ze środowiskami LGBTQ+ - czy przez disco, czy przez homoseksualne kluby Chicago i Nowego Jorku, w których wykluwał się house, czy wreszcie przez echa vogue’u i libertyńskie kluby Berlina. W wakacje testem na świadomość polskiej publiczności były gesty solidarności z ofiarami ataku na Marsz Równości w Białymstoku. Nie każdy przyjął je w cywilizowany sposób - oświadczenie festiwalu Revive, w którym postawiono znak równości między kibolami a maszerującymi, spotkało się z oburzeniem ogromnej części środowiska.

Zatkało mnie, ile osób używało sformułowań typu homoterror, języka rządowej nagonki. Zakładałam, że jednak funkcjonuje jakaś podstawowa świadomość, że ludzie z dużych miast, którzy chodzą na imprezy, wiedzą, że to jest propaganda. Natomiast bardzo pozytywnie zaskoczyło mnie z kolei to, co się wydarzyło później. Ilość kontrreakcji, to, że większość klubów i festiwali zmieniła profilówki na tęczowe - mówi Monster.

T-9eY9PI.jpeg

Z kolei Avtomat próbuje wytłumaczyć myślowe kalki, jakie uruchomiły homofobiczne komentarze. Bardzo często jest tak, że ludzie coś przeczytają, a potem to bezrefleksyjnie powtarzają. Tak się rozchodzą teorie spiskowe, bzdury o homoterrorze i o tym, że jesteśmy jakąś lożą masońską z konkretnym planem. Jeśli organizujesz wydarzenie dla kilku czy kilkunastu tysięcy ludzi, spoczywa na tobie odpowiedzialność. To samo jest np. z didżejami, którzy umieszczają homofobiczny status na Facebooku i myślą, że to ich prywatna sprawa. A tak naprawdę są opiniotwórczą platformą dla wielu ludzi. Jednym ze skutków tej sytuacji jest to, że scena powiedziała jasno: nie ma tu miejsca na fałszywą neutralność. Już raczej nikt nie powie, że każdy ma rację w tym sporze.

fot. ishootmusic, wyjdz_z_kadru, Philipp Schwewe

Pełną wersję materiału znajdziecie w 6. numerze magazynu newonce.paper, który możecie kupić tutaj. W magazynie przeczytacie też m.in. wywiady z Pezetem, Żabsonem, schafterem, Kozą czy Emptyset. Więcej na profilach newonce.paper na facebooku i instagramie

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Dziennikarz, muzyk, producent, DJ. Od lat pisze o muzyce i kulturze, tworzy barwne brzmienia o elektronicznym rodowodzie i sieje opinie niewyparzonym jęzorem. Prowadzi podcast „Draka Klimczaka”. Bezwstydny nerd, w toksycznym związku z miastem Wrocławiem.