Osiem dryblingów, które wstrząsnęły Euro. Trąba powietrzna Jeremy Doku stanie przed dylematem

Zobacz również:Piękne kulisy kadry Manciniego. 12 rzeczy, których dowiedzieliśmy się po serialu „Sogno Azzurro”
EURO 2020. Belgia - Włochy. Jeremy Doku
Fot. Markus Gilliar/Getty Images

Niby wielki futbol znieczulił się na turniejowe błyski, niby piłkarzy nie kupuje się już tylko na podstawie Euro, a jednak czasem nadal wystarczy kilka pięknych zrywów i ludzie szaleją. Prezes Rennes właśnie zapowiedział, że nie sprzeda Jeremy’ego Doku za mniej niż 100 mln euro. W kolejce ustawiają się Liverpool, Leicester i Bayern. A to i tak pewnie dopiero początek.

Pięć lat temu wszystko było inne. Doku mistrzostwa Europy oglądał na Groenplaats, betonowym placu w centrum Antwerpii. Doskonale pamięta latające dookoła kufle piwa i to, że Eden Hazard był wtedy dla niego człowiekiem z kosmosu. Ostatnio ten sam Hazard siedział na ławce, kiedy Roberto Martinez w meczu z Włochami w pierwszym składzie wystawił Doku. - Dla mnie to ciągle są ludzie z telewizji - mówił 19-latek w dzienniku „Le Soir”. A potem wyszedł na boisko z taką pewnością siebie, że Internet oszalał.

To był jeden z tych momentów, kiedy na wielką scenę wkracza ktoś nowy, nieznany szerszej publiczności. Ktoś, kto ma w sobie tyle energii, że jest w stanie przedryblować każdego. Doku zaliczył osiem dryblingów, czyli najwięcej w historii Euro, biorąc pod uwagę graczy U-20. Samą postawą ciała dawał sygnał kolegom: „Grajcie do mnie, bo tylko ja mogę w tym meczu zrobić przewagę”. To po jego akcji Belgowie dostali rzut karny. On napędzał ataki lewą stroną. O nim Gary Lineker napisał, że właśnie dostał zwrotu głowy.

TRĄBA POWIETRZNA

Doku jest dziś jedynym poza Sommerem i Rodriguezem graczem, który odpadł z ćwierćfinału,a a mimo to wszędzie widzą go w dotychczasowej jedenastce fazy pucharowej. Przeciętny kibic uwielbia ten typ gracza: bezczelnego, z dryblingiem, on sam zresztą mówi, że najwięcej nauczył się na ulicy. „La Gazzetta dello Sport” po meczu z Włochami nazwała go „Trąbą powietrzną”. Doku dostał niemal taką samą notę jak najlepsi gracze kadry Manciniego. Nic dziwnego, że już teraz huczy się o przyszłej gwieździe piłki. Mówimy przecież o graczu z rocznika 2002, który jeśli poprawi skuteczność i motywację w meczach o mniejszym ciężarze gatunkowym, będzie wielki.

Doku nie miał dobrego sezonu w Rennes - 2 gole i 3 asysty nikogo w Ligue 1 na kolana nie zwaliły. Z drugiej strony pokazywał świetne przebłyski, a suche, podstawowe liczby nie mówią o nim wszystkiego. Julien Stephan, były trener Rennes mówi: „Urzekło mnie jego pozytywne nastawienie. On chce się uczyć, chce słuchać, cały czas ryzykuje”. Biorąc pod uwagę, że ma dopiero 19 lat, na pewno nie uznaje transferu do Ligue 1 jako błędu.

Być może powinien zostać dłużej w Anderlechcie, być może mógł ugruntować swoją pozycję w Jupiler Pro League, ale to klub potrzebował 26 mln euro, a nie on. Doku został najdrożej sprzedanym piłkarzem w historii drużyny z Brukseli. Anderlecht tonie w długach i nie gra w Lidze Mistrzów, Rennes z kolei tę Ligę Mistrzów miało - 401 minut w elitarnych rozgrywkach to też jest kapitał, na którym Doku jeszcze skorzysta.

Christian Falk, dziennikarz „Bilda” pisze, że obecnie przygląda mu się Bayern Monachium. W sieci trwają też kampanie kibiców Leicester i Liverpoolu, naciskające kluby, by latem sięgnęły po talent. Ciekawostką jest to, że Doku na Anfield już kiedyś był. To nie jest tak, że wyskoczył nagle na Euro, skauci znają jego potencjał od lat. W 2018 roku Liverpool zaprosił rodzinę piłkarza do Anglii. Ojciec Doku, emigrant z Ghany rozmawiał z Juergenem Kloppem. Młody z kolei miał pogadanki z Sadio Mane, Georginio Wijnaldumem i Simonem Mignoletem. Do dziś ma w domu koszulkę The Reds wręczoną przez Mo Salaha, choć gdy przychodzi do gierek na Playstation - najchętniej wybiera Barcelonę.

OFERTA ZA STÓWKĘ

Do Liverpoolu ostatecznie nie trafił, bo o pozostanie w Brukseli mocno powalczył Jean Kindermans, kierownik ds. rozwoju młodzieży w Anderlechcie. Sprawa była tak zaawansowana, że w pewnym momencie poprosił Romelu Lukaku o nagraniu filmu skierowanego do Doku. Napastnik Interu przekonywał, ze to jeszcze nie czas na wyjazd i że sam Lukaku opuszczał Belgię dopiero wtedy, gdy został najlepszym strzelcem klubu. Doku posłuchał - zadebiutował w lidze mając 16 lat i 6 miesięcy, w kadrze u Martineza pojawił półtora roku później. Był świeżo po „osiemnastce”, gdy w meczu z Islandią w swoim stylu zabawił się w polu karnym. Niesamowita szybkość, balans ciała - takich piłkarzy po prostu chce się oglądać.

Rennes długo się nie zastanawiał. Wiedział, że Anderlecht w ciągu dwóch lat zanotował stratę 63 mln euro, długi klubu rosną, a że ostatnio miał problem z grą w pucharach, to piłkarzy też trudniej jest mu zatrzymać. Doku trafił do przedsionka wielkiej piłki i już teraz jasne jest, że Francuzi na nim nie stracą.

- Jeśli pojawi się oferta 100 mln euro, z pewnością już rozważymy - uśmiecha się Nicolas Holveck, prezes Rennes. Zaraz po meczu z Włochami zapewnił, że Doku zostanie we Francji na kolejny sezon, choć jak to się wszystko latem potoczy, nikt tak naprawdę nie wie.

Rynek nie kupuje już piłkarzy na podstawie błysku na wielkim turnieju, to prawda. Kluby za chwilę ochłoną po ośmiu dryblingach w meczu z Włochami i raczej będą patrzeć na duży obrazek, a ten pokazuje Doku jako gracza z wahaniem formy i sporą nieskutecznością. Z drugiej strony widać w nim iskrę bożą i to coś, czego wielu graczy na rynku nie ma i mieć nie będzie.

Romelu Lukaku chwalił niedawno Doku za to jak szybko dorasta. Że nie widać w nim strachu i już teraz jest w stanie dźwigać odpowiedzialność w dużych meczach. Za moment pewnie stanie przed dylematem: spędzić jeszcze rok we Francji, przebijać się w przeciętnym, bez pucharowego reflektora Rennes, czy korzystać z pozytywnej aury i skakać na głęboką wodę. Cokolwiek się stanie, warto mieć go na radarze.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Żebrak pięknej gry, pożeracz treści, uwielbiający zaglądać tam, gdzie inni nie potrafią, albo im się nie chce. Futbol polski, angielski, francuski. Piszę, bo lubię. Autor reportaży w Canal+.