Ósmy Bond: kim jest Aaron Taylor-Johnson, nowy agent 007?

Aaron Taylor-Johnson James Bond
Axelle/Bauer-Griffin/FilmMagic

Connery, Niven, Lazenby, Moore, Dalton, Brosnan, Craig… Wkrótce do tego grona ma dołączyć Taylor-Johnson. Niepodpisana jeszcze umowa jest podobno tylko formalnością.

Google Trends to świetny papierek lakmusowy dotyczący tego, co rzeczywiście interesuje internautów. Stale aktualizowane narzędzie prezentuje najczęstsze hasła wklepywane w danym dniu w wyszukiwarkę. Wczoraj sprawdzano choćby, czy tenisistka Wiktoria Sabalenka wycofa się z turnieju Miami Open po śmierci partnera Konstantina Kolcowa, zastanawiano się nad okolicznościami awaryjnego lądowania drona w Mirosławcu i oglądano nowy mural Banksy’ego w Londynie. Równie często na klawiatury cisnęło się nazwisko Aarona Taylora-Johnsona – aktora znanego i docenionego, ale niepojawiającego się aż tak często w mediach.

Kto zastąpi Craiga?

Powód? Prosty i wspominany już przez nas na łamach newonce. Według The Sun – Brytyjczyk otrzymał propozycję zagrania Jamesa Bonda w kolejnych filmach z kultowej serii. Oficjalna oferta leży na stole, czekają na odpowiedź. Aaron podpisze kontrakt w najbliższych dniach, a oni będą mogli rozpocząć przygotowania do wielkiego ogłoszenia – dowiadujemy się z anonimowego źródła. Ale ktoś inny, kto pracuje nad produkcją szpiegowskiego cyklu i dlatego woli pozostać incognito, stwierdził w BBC, że to jedynie czcze spekulacje. W tych plotkach nie ma ani grama prawdy – wyznał.

Taylor-Johnson, którego producentka Barbara Broccoli ponoć zdążyła już zaprosić na zdjęcia próbne, nie odniósł się na razie do plotek. Tydzień temu, gdy nie było jeszcze całego zamieszania, powiedział tylko, że typowanie go do roli Jamesa Bonda uznaje za duży komplement. Taka tajemniczość zupełnie nie dziwi. W końcu w grę wchodzą milionowy kontrakt, jeszcze większa rozpoznawalność i duża odpowiedzialność. Nie ma – może poza biografiami najsłynniejszych postaci czy głośnymi adaptacjami książek – innego castingu, na którego rozstrzygnięcie widzowie czekają z takimi wypiekami na twarzy. Odkąd Daniel Craig pożegnał się z rolą agenta 007 w Nie czas umierać, na giełdzie nazwisk jego następców wrze. Przewijają się m.in. Henry Cavill, James Norton, Tom Hardy, Idris Elba i Chris Evans. Wcześniejszy Bond, Pierce Brosnan, przyznał kilka dni temu, że sam powierzyłby angaż świeżo upieczonemu zdobywcy Oscara, Cillianowi Murphy’emu. Bukmacherzy nie odmawiają jeszcze szans Damsonowi Idrisowi i Rege-Jeanowi Page’owi.

Kaskader i Kraven w jednym

Sytuacja najpewniej wyjaśni się już w najbliższych dniach. Pewnie, że można przeczekać, wróżąc z fusów czy wypatrując przecieków, ale lepszą alternatywą jest poświęcenie tego czasu na bliższe poznanie Taylora-Johnsona. Nawet jeśli ostatecznie nie będzie zamawiać wstrząśniętych, nie zmieszanych, najbliższe miesiące i tak mogą należeć do niego. Przed chwilą stał się twarzą perfum Acqua di Giò od Giorgio Armaniego, którego nazywa najbardziej wpływowym współczesnym projektantem. Na początku maja zobaczymy go u boku Ryana Goslinga i Emily Blunt w Kaskaderze. Latem do kin wejdzie Kraven Łowca z nim w tytułowej roli. To kolejna, piąta już produkcja z franczyzy Sony’s Spider-Man Universe. Na sam koniec roku – wisienka na torcie: remake ekspresjonistycznego Nosferatu – symfonia grozy w reżyserii Roberta Eggersa. Twórca Lighthouse i Wikinga uznał, że Brytyjczyk powinien sportretować Friedricha Hardinga, przyjaciela agenta nieruchomości Thomasa Huttera.

Nagromadzenie tylu projektów w jednym czasie nie jest dla Taylora-Johnsona codziennością. Gra dość regularnie, ale stara się przedkładać jakość nad ilość. Najpierw szukasz scenariusza, który opowiada nową, świeżą albo interesującą historię. Następnie zadajesz sobie pytanie, czy to jest postać, którą chciałbyś poznać, bo będziesz musiał wchodzić w jej skórę przez kilka miesięcy, jeśli nie lat. Naprawdę trzeba w to uwierzyć, bo inaczej nie dasz z siebie wszystkiego – tłumaczył niedawno. Niby to naturalne, a jednak trudno nie oprzeć się wrażeniu, że kolejne role niektórych aktorów schodzą jak samochody z liniii produkcyjnej, w niekontrolowanym tempie.

Przez Biblię do Marvela

W życiu Brytyjczyka warte podkreślenia są cztery punkty zwrotne. Pierwszy to rzecz jasna debiut na wielkim ekranie, który zaliczył, mając raptem dziesięć lat. Chwilę po tym, gdy zagrał syna Lorda Makdufa w teatralnej adaptacji Makbeta, wystąpił w dramacie historycznym Biblia. Apokalipsa św. Jana Raffaele’a Mertesa. Ambitny dzieciak szybko polubił się z kinem. Niedługo później poznał Jackie Chana na planie Rycerzy z Szanghaju, wcielając się w postać Charliego Chaplina, należącego do gangu ulicznych chuliganów. Zaufał mu także Neil Burger, obsadzając go w roli młodego Eisenheima w Iluzjoniście. Aby jak najwierniej oddać umiejętności uzdolnionego magika, uczył się sztuczek, chociaż reżyser i tak je preparował. W tym samym momencie postawił wszystko na jedną kartę i odszedł ze szkoły średniej. Szybko okazało się, że nie ma opcji, żeby do niej wrócił.

Trzy lata po premierze Iluzjonisty na ekranach kin pojawiła się adaptacja marvelowskiego Kick-Ass. Dla pełnoletniego już Taylora-Johnsona było to pierwsze zetknięcie z superbohaterskim, wysokobudżetowym kinem. Jako Dave Lizewski, zapalony fan komiksów gotowy do ratowania nowojorczyków z opresji, zyskał sympatię widzów i nominację do nagrody Teen Choice Awards. Swoją rolę u boku równie zdolnej Chloë Grace Moretz powtórzył w 2013 roku. Trzeciego podejścia już nie było, ale na otarcie łez pozostały mu reboot Godzilli i ponowne zetknięcie z Marvelem. W Kapitanie Ameryce: Zimowym żołnierzu i Avengers: Czas Ultrona przekraczał prędkość światła w kostiumie Quicksilvera.

W skórze Beatlesa

Inny strzał w dziesiątkę miał miejsce, gdy trwały przymiarki do Kick-Ass. Brytyjczyk początkowo nie był typowany do głównej roli w Johnie Lennonie. Chłopaku znikąd. Reżyserka Sam Taylor-Johnson (wówczas Wood) nalegała, żeby powierzyć ją wokaliście The Last Shadow Puppets, Milesowi Kane’owi. Błogosławieństwo takiemu wyborowi dali sami Yoko Ono i Paul McCartney, ale piosenkarz nie przyjął wyzwania. Ostatecznie padło na potencjalnego przyszłego Bonda, co było dla niego skokiem na głęboką wodę. Śpiewanie i granie na gitarze nie jest moją mocną stroną. Nie jestem muzykiem, a przecież to muzyka była dla Johna czymś wyjątkowym, stanowiącym ogromną część życia – mówił niedługo po premierze portalowi Collider. Niedociągnięcia techniczne udało mu się nadrobić wyposażeniem bohatera w całą paletę emocji typowych dla nastolatków, którzy muszą pogodzić się z przeszłością, żeby móc przejść suchą stopą przez burzliwy wiek dorastania. Dzięki temu udowodnił światu, że stać go na budowanie bardziej złożonych psychologicznie postaci. Zaimponował też samej reżyserce, z którą zaczął spotykać się jeszcze na planie postaci. Małżeństwem są już od ponad dekady.

Brytyjczyk, najpewniej przez wspomniany sukces w Kick-Ass, nie miał później wielu okazji, żeby rozwinąć bardziej dramatyczne emploi. Kiedy jednak takowe pojawiały się na horyzoncie, próbował z nich wycisnąć, ile się da. W Albercie Nobbsie Rodrigo Garcii zagrał Joe Mackinsa, który zatrudnia się w hotelu jako palacz, poznaje tam uroczą służącą, a na dodatek namiesza w życiu głównego bohatera. Adaptację Anny Kareniny uświetnił rolą hrabiego Wrońskiego, zaś Pokój na czacie – bezwzględnego, nieobliczalnego Williama. Swój pierwszy i jedyny dotąd Złoty Glob dla najlepszego aktora drugoplanowego otrzymał kilka lat później. Za Zwierzęta nocy. Reżyser Tom Ford poprosił go przed planem, żeby zrzucił zbędne kilogramy, przestał strzyc brodę i obcinać włosy. Jako Ray Marcus – sadystyczny przywódca gangu z Teksasu – budził postrach nie tylko wyglądem, ale przede wszystkim bezwzględnym zachowaniem. Jestem wdzięczny za to doświadczenie, choć bywało bezlitośnie i panowała mroczna atmosfera. Facet, którego przedstawiam, nie należy do miłych – podsumował celnie. Wysiłek, poza statuetką, zapewnił mu przepustkę i do historycznego Króla wyjętego spod prawa Davida Mackenziego i do Teneta Christophera Nolana. Mieliśmy nie spekulować, ale tylko przypomnimy, że twórcę Oppenheimera niegdyś sadzano na krześle reżyserskim… kolejnego filmu o Jamesie Bondzie. To byłby świetny pretekst do ich ponownego spotkania; raczej z rzędu tych spektakularnych.

Co będzie dalej? Historia Taylora-Johnsona – stosunkowo krótka, ale obfitująca w różne doświadczenia –  aż prosi się o uzupełnienie o kolejne rozdziały. Najlepiej, żeby połączyły jego zacięcie do filmów akcji z gotowością do uważnego rozumienia psychiki swoich bohaterów. Czas pokaże, czy stanie się to pod egidą Jej Królewskiej Mości.

Zobacz także:

James Bond: ranking filmów z agentem 007 od najgorszego do najlepszego

Nolan stworzył najbardziej spektakularną łamigłówkę w historii kina. Tenet to Incepcja dla zaawansowanych (RECENZJA)

W poszukiwaniu straconego czasu: widzieliśmy Tenet drugi raz i to było okropne (KOLEJNA RECENZJA)

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Pisał lub pisze na łamach „Papaya.Rocks”, „Krytyki Politycznej”, „Kontaktu”, „Gazety Magnetofonowej” i „NOIZZ”. Lubi reportaże, muzykę elektroniczną i kino. Występował w „Kole Fortuny”, gdzie Rafał Brzozowski zagiął go hasłem „tatuaż tymczasowy”.