Ostatni taki mistrz Europy. Crvena Zvezda, czyli drużyna rozbita przez wojnę

Red Star Belgrade - European Champions Cup Winner
Fot. Eric RENARD /Corbis via Getty Images

29 lat temu europejski futbol zobaczył ostatniego klubowego mistrza ze wschodniej części kontynentu. Crvena Zvezda Belgrad z 1991 roku mogła być potęgą, ale na jej drodze stanęły okoliczności niemające wiele wspólnego ze sportem.

Rzadko zdarza się, by jakiejś drużynie trafiła się tak idealna mieszkanka. Crvena Zvezda z przełomu lat 80. i 90. miała największe talenty, dominowała ligę jugosłowiańską i ściągała jej najzdolniejszych piłkarzy oraz miała charakterystyczny styl, trudny do zatrzymania przez rywali. I choć udało jej się zasiąść na tronie europejskiej piłki, to okres jej dominacji był bardzo krótki i zostawił serbskim kibicom mnóstwo niedosytu.

Crvena Zvezda z 1991 roku to ostatni taki zdobywca Pucharu Europy Mistrzów Krajowych. Po pierwsze dlatego, że była to ostatnia edycja rozgrywek o to trofeum bez fazy grupowej. Po drugie, już nigdy później nie sięgnął po nie zespół z Europy Wschodniej.

PLAN PIĘCIOLETNI

Pomysł na budowę tamtej Crvenej był prosty - drużyna miała opierać się na wychowankach i skupiać u siebie najlepszych piłkarzy z regionu. W 1986 roku Dragan Džajić i Vladimir Cvetković rozpoczęli nowe rządy w klubie i postawili sobie za cel rywalizację z najlepszymi. Rok później nakreślili ambitny, pięcioletni plan. Jego główny i ostatni punkt brzmiał: zdobyć Puchar Europy.

Zarząd szybko rozpoczął rozglądanie się za talentami. W 1987 roku do klubu sprowadzono Roberta Prosinečkiego z Dinama Zagrzeb oraz Dragišę Binicia. Niedługo później dołączyli do nich Refik Šabanadžović, Dejan Savicević oraz niezwykle utalentowany snajper Vardaru Skopje Darko Pančev. W ciągu pięciu lat od przejęcia rządów przez Džajicia i Cvetkovicia Crvena Zvezda wygrała cztery mistrzostwa Jugosławii. Jedynie w 1989 roku Vojvodina Novi Sad przerwała jej dominację, jednak wtedy klub z Belgradu zareagował na to tak, że zatrudnił jej trenera Ljupko Petrovicia oraz rok później wyciągnął największą gwiazdę tego zespołu Sinišę Mihajlovicia. Z drużyny młodzieżowej do pierwszego zespołu Crvenej dołączono jeszcze w tamtym czasie Vladimira Jugovicia i bramkarza Stevana Stojanovicia. Ci gracze utworzyli trzon ekipy, która w 1991 roku zdobyła puchar.

Ale triumfu w PEMK nie byłoby bez jednego ważnego piłkarza - jedynego spoza Jugosławii w składzie Crvenej.

RUMUŃSKI LIBERO

Miodrag Belodedici urodził się w miejscowości Socol. To rumuńskie miasteczko leży przy samej granicy z ówczesną Jugosławią, dlatego ponad połowa jego mieszkańców jest Serbami. Rodzina Belodediciego też stamtąd pochodziła i w domu mówiło się tylko w języku serbskim. Rumuńskiego Miodrag uczył się dopiero od piątej klasy szkoły podstawowej, a wcześniejsze cztery skończył po serbsku. W przełamaniu lodów pomogła mu piłka.

Jego talent szybko dostrzegła rumuńska federacja i już jako nastolatek Belodedici trafił do Luceafarulu Bukareszt. Był to państwowy klub, stworzony po to, by pozyskiwać najbardziej utalentowanych piłkarzy z całego kraju. Belodedici od początku wyróżniał się na tle rówieśników dobrymi warunkami fizycznymi i opanowaniem piłki, dlatego trenerzy szybko zaczęli go wystawiać na pozycji libero. Dziś ta pozycja wyginęła w toku piłkarskiej ewolucji, jednak w latach 60. i 70. to tam często ustawiani byli najzdolniejsi gracze i ci, którzy wykazywali zdolności przywódcze.

W barwach Luceafarulu Belodedici występował m.in. z Gheorghe Hagim i obaj uznawani byli za dwa największe talenty rumuńskiego futbolu. Mocno starała się o nich Steaua Bukareszt i w 1982 roku, tuż po 18. urodzinach, Belodedici przeniósł się tam. W najsłynniejszym rumuńskim klubie odnosił wielkie sukcesy. W pierwszym składzie drużyny występował przez pięć lat i w tym czasie zawsze Steaua zdobywała mistrzostwo kraju. Największy sukces odniosła jednak w Pucharze Europy. W 1986 roku pokonała Barcelonę w słynnym finale w Sewilli. Skazywana na pożarcie Steaua wytrzymała 120 minut bez straty gola i doszło do rzutów karnych. W nich Helmuth Duckadam obronił wszystkie próby rywali i został bohaterem, a Rumuni stali się pierwszą drużyną z bloku wschodniego, która sięgnęła po to prestiżowe trofeum.

UCIECZKA PRZED REŻIMEM

Losy wielu piłkarzy tamtej Steauy są jednak smutne. Duckadam doznał poważnego urazu ręki zaledwie kilka tygodni po finale i spekuluje się, że w rzeczywistości odwiedzili go funkcjonariusze Securitate, rumuńskiego odpowiednika Służby Bezpieczeństwa. Rządzący wówczas krajem Nicolae Ceausescu miał rzekomo wysłać ich do kilku piłkarzy i Duckadam miał opierać się przed przesłuchaniem, dlatego połamano mu ręce. Bramkarz, któremu Steaua i Rumunia zawdzięczała największy sukces w historii tamtejszej piłki przepadł na trzy lata i dopiero po tym czasie wznowił karierę w niższych ligach.

Dla Belodediciego los był nieco bardziej łaskawy. Pod koniec lat 80. napięcia w Rumunii stały się bardzo mocno wyczuwalne i kraj stanął w obliczu rewolucji. Wielu ludzi próbowało go opuścić i libero Steauy był jednym z nich. W 1988 roku wyjechał do Jugosławii. Chciał osiedlić się w kraju, z którego pochodziła jego rodzina i kontynuować tam karierę piłkarską. Rumuńska federacja zerwała jego umowę ze Steauą i wniosła do UEFA o zawieszenie. Belodedici otrzymał roczny zakaz gry, jednak to nie zatrzymało go przed zmianą klubu. Zależało mu na tym, by dołączyć do Crvenej Zvezdy. Był przekonany, że klub rozwija się we właściwym kierunku i nawet zakusy szefów Partizana nie skłoniły go do zmiany zdania.

Przez rok Belodedici grał jedynie w sparingach, w międzyczasie reżim Ceausescu skazał go na dziesięć lat więzienia za nielegalne opuszczenie kraju, jednak kiedy dyktatora obalono w 1989 roku, kara została anulowana. Po roku zawieszenia przez UEFA piłkarz mógł wreszcie oficjalnie wystąpić w barwach Crvenej.

MARSZ PO PUCHAR

Zespół powoli rozkręcał się na europejskiej arenie. W 1988 roku dotarł już do ćwierćfinału PEMK, a później odpadła z rozgrywek po rzutach karnych z Milanem - późniejszym triumfatorem. W 1990 roku z Pucharu UEFA wyrzuciło ją FC Köln. Zbliżał się piąty rok ambitnego planu władz klubu.

W sezonie 1990/91 drużyna była już gotowa do rzeczy wielkich. Prosinečki czarował w środku pola. W tamtym czasie był najlepszym jugosłowiańskim zawodnikiem i momentami przerastał innych o klasę. Mihajlović już wtedy pokazywał to, co później uczyniło go słynnym, czyli potężne uderzenia lewą nogą i znakomicie wykonywane rzuty wolne. Pančev w sezonie 89/90 strzelił 35 goli we wszystkich rozgrywkach, a w kolejnym - już 45. Jego partnerem w ataku był Savicević, który po odbyciu obowiązkowej służby wojskowej wszedł do składu Crvenej i zdobywał po kilkanaście bramek. Z tylnego siedzenia wszystkim kierował Belodedici. Siłą tamtej ekipy była szybkość. Zespół Petrovicia miał na skrzydle Binicia, który 100 metrów potrafił przebiec w 10,5 sekundy. Pewnego razu jugosłowiańska prasa zorganizowała wyścig, w którym Binić zmierzył się z olimpijskim sprinterem i okazało się, że piłkarz go wygrał. Nic dziwnego, że kontry po przejęciu w środku pola były wtedy dla tej ekipy podstawą.

Po zdobyciu mistrzostwa Jugosławii z 19-punktową przewagą Zvezda zaczęła grę w PEMK od starcia z Grasshopperem i spokojnie sobie z nim poradziła. W drugiej rundzie miała zetrzeć się z Glasgow Rangers, prowadzonymi wówczas przez Graeme'a Sounessa. Wtedy jeszcze dostępność analiz wideo nie była tak rozwinięta, dlatego były piłkarz Liverpoolu wysłał swojego asystenta Waltera Smitha do Belgradu, by ten przyjrzał się grze Crvenej. Kiedy Smith wrócił, miał dla Sounessa złe wieści. - Jesteśmy w dupie - oznajmił (właściwie to "We're fucked", więc tłumaczenie można sobie podstawić dowolnie), składając krótki raport o rywalu. Jak się miało okazać, nie mylił się. Już w pierwszym meczu Zvezda wygrała u siebie z Rangersami 3:0 i była pewnego swego. Souness przyznał później, że to był pierwszy raz, kiedy jako menedżer czuł, że jego drużyna jest tak bezradna.

W kolejnej rundzie Crvena Zvezda trafiła na Dynamo Drezno, z którym uporała się bez większych problemów. Drugi mecz przerwano nawet z powodu zamieszek na trybunach i tego, że fani z NRD rzucali na boisko różne przedmioty. Dwumecz zakończył się więc walkowerem, ale na murawie Jugosłowianie i tak prowadzili wtedy 5:1. To dało im awans do półfinału, gdzie czekał wielki Bayern Monachium.

Gracze Crvenej nie przestraszyli się jednak faworytów z RFN. Ich atutem był pressing, który zaskoczył Bayern. Dziś nazwalibyśmy taki styl "gegenpressingiem", bo gracze z Belgradu momentalnie osaczali rywali w środku pola. Wtedy, w czasach, gdy na boisku było znacznie więcej miejsca niż dziś, to była nowość. Ale to zespół z Bawarii pierwszy strzelił gola. Roland Wohlfarth zdobył bramkę w 23. minucie, jednak goście z Belgradu dążyli do wyrównania. Niezawodny okazał się duet Pančev - Savicević. Obaj zdobyli po jednej bramce po akcjach, które zaczęły się od odbioru w środkowej strefie.

Wyjazdowe zwycięstwo 2:1 dawało komfort przed rewanżem. Ten odbył się na słynnej belgradzkiej Marakanie i mocno trzymał w napięciu. Przeszło 80 tysięcy widzów dopingowało Zvezdę i kiedy Mihajlović dał w pierwszej połowie prowadzenie po firmowym rzucie wolnym, stadion niemal eksplodował. Bayern jednak mocno się trzymał i w drugiej połowie w odstępie pięciu minut zdobył dwie bramki, dzięki którym wyszedł na prowadzenie. Długo wydawało się, że dwumecz zmierza do dogrywki, ale w samej końcówce nastąpił zwrot. Mihajlović centrował po ziemi w kierunku Pančeva, a Klaus Augenthaler tak niefortunnie próbował wybić piłkę, że wpakował ją do własnej bramki. Skończyło się więc remisem 2:2 i Crvena Zvezda została pierwszym od czasu Partizana w 1966 roku jugosłowiańskim finalistą PEMK.

STARCIE Z GWIAZDOZBIOREM

Eksperci oczekiwali pasjonującego starcia. W Bari 29 maja 1991 roku ekipa z Belgradu mierzyła się ze stworzonym za wielkie pieniądze Bernarda Tapiego Olympique'iem Marsylia. Spodziewano się goli, widowiska i zaciętej rywalizacji, ale Petrović miał inne plany. - Gdybyśmy poszli z Marsylią na wymianę ciosów, prawdopodobnie byśmy polegli - po latach wspominał Mihajlović. - Nie tylko dlatego, że pewnie byli od nas lepsi, ale ich zawodnicy mieli ponadto doświadczenie z gry w wielkich meczach. Nasz skład był pełen 21-, 22-, 23-latków - tłumaczył.

Petrović nastawił Zvezdę na to, co było jej najsilniejszą stroną, czyli kontry. Choć piłkarze pamiętają, że dzień przed meczem żartował nawet, że jeśli tylko przejmą piłkę, to mają ją od razu wykopać z powrotem na połowę OM, bo nie mogą się za bardzo otworzyć. Być może jego drużyna za mocno wzięła to sobie do serca. Francuzi faktycznie dyktowali warunki, jednak nie potrafili niczego stworzyć. Zvezda z kolei nawet nie za bardzo próbowała. Doszło więc do dogrywki, w trakcie której obraz za bardzo się nie zmienił. - Przez dwie godziny prawie nie byliśmy przy piłce. To był chyba najnudniejszych finał w dziejach - wspominał Mihajlović.

Ostatecznie doszło do rzutów karnych. W nich Manuel Amoros zepsuł już pierwszą próbę marsylczyków i piłkarze Crvenej Zvezdy wiedzieli, że jeśli zachowają zimną krew, jedenastki wygrają się same. Prosinečki się nie pomylił, podobnie jak Binić, Belodedici i Mihajlović. Gdy więc w piątej kolejce do piłki podchodził Pančev, mógł przesądzić o wszystkim. Trafił i Crvena Zvezda mogła świętować. Historyczny sukces i pierwszy Puchar Mistrzów dla jugosłowiańskiego klubu stał się faktem. - Przed finałem oferowano nam łapówkę. Jacyś ludzie pojawili się w hotelu z walizką, w której było pół miliona marek i mówili, że jeśli się podłożymy, to pieniądze będą nasze. Nikt nawet nie chciał o tym słyszeć - opowiadał Mihajlović.

Cel był prosty - zostać najlepszą drużyną w Europie. Zarząd nakreślił go zresztą bardzo dokładnie i jak się okazało, jego realizacja zajęła dokładnie tyle, ile myślano, czyli pięć lat. Belodedici stał się pierwszym w historii zdobywcą Pucharu Mistrzów z dwoma różnymi klubami i miał udział w obu triumfach ekip z bloku wschodniego. Pozostali jego koledzy po raz pierwszy w karierze osiągnęli jednak coś tak znaczącego.

Red Star Belgrade - European Champions Cup Winner
Fot. Eric RENARD / Corbis via Getty Images

ROZPAD W OBLICZU WOJNY

Wielu wróżyło tej drużynie świetlaną przyszłość, jednak jak miało się okazać niedługo później, finał w Bari nie był początkiem, a końcem. Jugosławia targana była wewnętrznymi konfliktami i kiedy ruszał sezon 1991/92 rozpoczynała się również wojna domowa.

Crvena Zvezda nie mogła w PEMK bronić trofeum na swoim boisku, bo UEFA uniemożliwiła grę w Belgradzie z uwagi na zbrojny konflikt. Ekipa musiała więc grać w pucharach na Węgrzech. Przeszła dwie pierwsze rundy i trafiła do grupy, bo tak wówczas przez rok wyglądały te rozgrywki. Tam mierzyła się z Panathinaikosem, Anderlechtem i Sampdorią. W drugiej grupie grały Dynamo Kijów, Barcelona, Benfica i Sparta Praga. System wyglądał wówczas tak, że zwycięzcy tych grup awansowali do finału.

Crvena dwa mecze "domowe" rozegrała w Sofii i jeden w Budapeszcie, a mimo tego była bliska awansu. Po czterech kolejkach była na najlepszej drodze, by ponownie wystąpić w finale, jednak wtedy przegrała w Sofii z Sampdorią 1:3, a dwa tygodnie później Anderlecht pokonał ją u siebie 3:2. Do finału na Wembley awansowali Włosi.

Niewiele ponad miesiąc później stało się jasne, że Crvena Zvezda w takim kształcie się rozpadnie. ONZ przegłosowało rezolucję, w wyniku której na Jugosławię spadły sankcje m.in. sportowe. Na szczeblu międzynarodowym objawiało się to m.in. w taki sposób, że reprezentację, której sporą część stanowili zawodnicy Crvenej, wykluczono z Euro 1992. Kraj wycofano też z igrzysk olimpijskich w Barcelonie, kluby wyrzucono z pucharów i Jugosławia zaczęła się rozpadać.

Patrząc na to, jaką karierę zrobili piłkarze tamtej ekipy po jej opuszczeniu, można zastanawiać się, ile mogliby jeszcze wygrać razem w Belgradzie. Prosinečki przeniósł się do Realu Madryt i później był gwiazdą reprezentacji Chorwacji. Belodedici wylądował w Valencii i w Hiszpanii grał jeszcze przez pięć sezonów. Savicevicia kupił Milan, z który zdobył trzy mistrzostwa Włoch i wygrał Ligę Mistrzów w roku 1994. Jugović trafił do Sampdorii. Mihajlović został graczem Romy i przez ponad dekadę uzbierał w barwach jej, Sampdorii, Lazio oraz Interu przeszło 300 występów, dwa scudetta, cztery krajowe puchary, i Puchar Zdobywców Pucharów z Lazio w 1999 roku. Stojanović wyjechał do Belgii i nawet mniej znani gracze zwycięskiej jedenastki z finału w 1991 roku, jak Slobadan Marović i Duško Radinović kontynuowali karierę w Szwecji. Niewiele ponad 12 miesięcy po pokonaniu Olympique w składzie Crvenej Zvezdy nie został nikt z wyjściowego składu na tamto spotkanie.

- Mogliśmy być mocni jeszcze przez lata, gdyby nie wojna. Część piłkarzy by pewnie odeszła, ale nie tak masowo i młodzi nadążyliby z zastąpieniem ich - żalił się Belodedici. - Do dziś ta myśl mnie smuci. Nigdy nie przekonamy się, ile mogliśmy osiągnąć - dodawał Stojanović.

Rozpad Jugosławii, a także Związku Radzieckiego i początek lat 90. był momentem zwrotnym dla historii świata, ale i europejskiej piłki. Crvena Zvezda z 1991 roku pozostaje ostatnim klubem ze wschodniej części kontynentu, który zdobył Puchar Europy i wiele wskazuje na to, że pozostanie nim na zawsze. Trudno sobie dzisiaj wyobrazić, by drużyna z bloku wschodniego kiedykolwiek jeszcze po niego sięgnęła. Odkąd w 1992 roku PEMK zmieniono na Ligę Mistrzów, rozgrywki coraz mocniej stają się zabawą dla elit. W tym czasie najbardziej na wschód wysuniętym finalistą był Bayern Monachium. Z czasem dla klubów z tej części Europy celem przestało być trofeum czy dalsze fazy pucharowe, a sam awans do grupy. W przerwanym sezonie 2019/20 wśród 32 uczestników Ligi Mistrzów z dawnych krajów komunistycznych było tylko pięć zespołów, z czego dwa rosyjskie.

Historia Crvenej Zvezdy stała więc reliktem przeszłości, dlatego jest mocno zapomniana, a nie powinna. To wyjątkowy triumf, który zapewne już nigdy się nie powtórzy.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Futbol angielski i amerykański wyznaczają mu rytm przez cały rok. Na co dzień komentator spotkań Premier League w Viaplay. Pasję do jajowatej piłki spełnia w podcaście NFL Po Godzinach.