Oszukane pokolenie. Dlaczego odgrzebywanie sprawy Michniewicza ma sens

Zobacz również:Z NOGĄ W GŁOWIE. Jerzy Brzęczek – jedyny naprawdę niekochany w reprezentacji
Reprezentacja Polski
Tomasz Folta/Pressfocus

Głosy, że Szymon Jadczak w głośnym artykule o selekcjonerze na Wirtualnej Polsce, nie ujawnił wiele nowego, mogą być prawdziwe. Ale to nie szkodzi. Ludzie szybko zapominają. A są tematy, które warto przypominać choćby ku przestrodze.

Pierwszy mecz, na jakim byłem, zajmuje miejsce numer 70. na liście spotkań, które ustawiono bądź próbowano ustawić opublikowanej na blogu Piłkarska Mafia. Porywające emocje w meczu, w którym Arka Gdynia w ciągu dwóch minut najpierw odrobiła straty, a potem wyszła na prowadzenie po naszym samobóju, ale Jarosław Bujok w ostatniej minucie wyrwał dla Podbeskidzia punkt, emocje, które sprawiły, że jako jedenastolatek w drodze do domu poprosiłem dziadka, żebyśmy przyszli tam znowu, były przez kogoś wyreżyserowane. Drugi mecz, na jakim byłem, też jest na tej liście. Trzeci, czwarty i piąty też. I nawet ten pierwszy po śmierci Jana Pawła II, gdy w podniosłej atmosferze rozjechaliśmy 4:0 zmierzający do Ekstraklasy GKS Bełchatów, a ja szalałem ze szczęścia.

Moje wieloletnie kibicowanie Podbeskidziu oparte jest na fałszu. O dziwo, niczego to w moim nastawieniu nie zmieniło, ale cieszę się — złe słowo, raczej: uważam za ważne — że o tym wiem. Czasy cementowania mojej więzi z klubem i naprawdę regularnych wizyt na stadionie, to czasy pokuty. Walki o uniknięcie bankructwa po czasach nieuczciwej gry o Ekstraklasę. Zatrzymań piłkarzy, których traktowało się jak idoli. Oglądania, jak ujemne punkty nałożone za korupcję, zabierają absolutnie najfajniejszej drużynie, jaka kiedykolwiek była w tym klubie, szansę na pierwszy w historii awans do Ekstraklasy. Bez tych zasłużonych chudych lat, sukcesy pewnie nie smakowałyby tak dobrze.

Piłkę śledzę świadomie od Euro 2000, polską ligę odrobinę krócej. Jednak teraz, gdy już jako dziennikarz rozmawiam czasem ze starszymi kolegami z branży, widzę, że trzeba rozgraniczyć śledzenie przed telewizorem jako dziecko od śledzenia jako dziennikarz albo przynajmniej dorosły kibic. Gdy pada nazwisko przykładowego Edwarda Cecota czy Mariusza Ujka ja mogę pamiętać jak wyglądali albo nawet ile mieli wzrostu, ale nie miałem o nich pojęcia jako o ludziach. Dziennikarze, którzy wtedy pracowali w redakcjach, albo starsi kibice, którzy już jako dorośli śledzili mecze, pewne rzeczy wiedzieli albo się ich domyślali. Wyciąganie ich dziś nie jest dla nich niczym nowym. Brzmi jak odgrzewany kotlet. Ale ten kotlet trzeba co jakiś czas odgrzać, by o pewnych rzeczach dowiedziały się kolejne pokolenia.

PAMIĘĆ JEST KRÓTKA

Co z tego, że pamiętam słynny wywiad Piotra Dziurowicza, widok pieniędzy w kole zapasowym samochodu Antoniego Fijarczyka i czytałem już w tamtych czasach artykuły w “Piłce Nożnej” poświęcone korupcji. Ja mam 30 lat i Czesława Michniewicza z dawnych czasów znam głównie z mistrzostwa Polski z Zagłębiem Lubin. Ci, którzy mają 20 lat, nie pamiętają nawet tego. Jest dla nich sympatycznym “Czesiem” albo po prostu dobrym trenerem, którym faktycznie jest. Sama nazwa “Amica Wronki” brzmi już pewnie dla wielu osób absurdalnie. “Fryzjer” znów kojarzy się z obcinaniem włosów, a nie z ustawianiem meczów. Niektórzy faktycznie mogą mieć wrażenie, że ci najbardziej zajadli przeciwnicy Michniewicza jako selekcjonera przesadzają. Bo czepiają się gościa, nie wiadomo o co.

CENNE DIDASKALIA

Zeznania Czesława Michniewicza opublikowane na blogu Piłkarska Mafia czytałem kilka razy. Pierwszy raz, chyba gdy zatrudniło go Podbeskidzie i szykowałem się do wywiadu z nim. Drugi, gdy podnosiły się głosy sprzeciwu przeciwko powierzeniu mu młodzieżówki. A trzeci, gdy miał zostać selekcjonerem reprezentacji. Wrażenie było ponure, ale w rzeczywistości nie była to, w sensie technicznym, łatwa lektura. Ktoś dzwoni do kogoś, ktoś inny do kogoś innego. Sporo nazwisk. Sporo wydarzeń, o których się już nie pamięta. Dlatego w najnowszym artykule Szymona Jadczaka na wp.pl za najcenniejsze uważam didaskalia. Opisanie tła wydarzeń i charakterystyki postaci. Same wydarzenia w większości albo znałem już ze wspomnianego bloga, albo z rozmów z dziennikarzami. Ale dopiero zebrane w jednym miejscu, z odpowiednimi wskazówkami, uderzają w twarz mokrą szmatą. Zwłaszcza że z tyłu głowy cały czas brzęczy, że chodzi o aktualnego selekcjonera.

KONSEKWENCJA MILCZENIA

Zabrzmi to w tym artykule dziwnie, ale lubię Czesława Michniewicza. W Podbeskidziu wykonał fantastyczną pracę i dał się na co dzień poznać jako przesympatyczny człowiek, co podtrzymał także w Niecieczy, którą zajmowałem się w “Przeglądzie Sportowym”. Cenię go też jako trenera. Nie podoba mi się atakowanie go na każdym kroku liczbą 711 i nie żądam, by odwołać go ze stanowiska selekcjonera. Akceptuję, że w świetle prawa jest niewinny, a przecież w kadrze byli także ludzie skazani. Natomiast uważam, że jeśli ktoś jest selekcjonerem reprezentacji Polski, musi się (albo raczej powinien) z pewnych spraw rozliczyć. Skoro nie chce tego zrobić w formie publicznej spowiedzi, na której opowiada naprawdę wszystko, musi się liczyć z tym, że temat będzie co jakiś czas wracał. I że zawsze będzie grono ludzi, którego obecność na tym stanowisku brzydzi.

BEZ ŻĄDANIA GŁÓW

Może to błąd, ale nie należę do tych, którzy za wszystko pozbawialiby innych stanowiska. Ja nie miałbym problemu z tym, by Michniewicz, który przyznałby się, że początki jego kariery trenerskiej były brudne, prowadził w 2022 roku reprezentację. Całą zawodową drogą udowodnił, że na początku tego roku był najlepszym istniejącym kandydatem do wygrania dla Polski baraży o mundial, więc niech pracuje. Ale niech się wytłumaczy. To jak z nurtem, który pod koniec lat 60. sprawiał, że niemiecka młodzież pytała rodziców, co robili w trakcie II wojny światowej. To element świadomego kształtowania tożsamości. Nie każdy po tym, co usłyszał, odcinał się od rodziców. Nie przestawał odbierać od nich telefonów. Ale lepsza była szczera odpowiedź niż żadna.

KSZTAŁTOWANIE ŚWIADOMOŚCI

Tak już jest, że jako dzieci widzimy w swoich rodzicach bohaterów, ale naturalnym elementem dorastania jest dowiadywanie się o nich różnych rzeczy. Że coś zrobili. Albo czegoś nie zrobili. Albo w danej sytuacji zachowali się inaczej, niż nas uczyli. Na tym polega nauka dorosłego życia. Problem zwykle jest mniejszy, gdy dowiadujemy się tego bezpośrednio od nich, a większy, gdy szepcze o tym całe osiedle, a my się wypieramy. Lepiej znać prawdę, a potem samemu zastanowić się, co się z nią zrobi. Ja dowiedziałem się, że pierwsze sezony mojego chodzenia na Podbeskidzie były ustawione, a potem znów poszedłem na Podbeskidzie. Z nadzieją, że teraz już nie będzie ustawione.

OCHRONA NA PRZYSZŁOŚĆ

Przekazywanie opowieści o dawnej korupcji w polskiej piłce jest ważne, bo do pewnego stopnia chroni przed przyszłą korupcją w polskiej piłce. Im bardziej myślimy, że wszystko jest na pewno w porządku, że to już niemożliwe, że sędziowie się mylą, że działacze by się bali, a piłkarze nie byliby tacy głupi, tym bardziej usypiamy naszą zbiorową czujność. A im mniejsza czujność, tym większe ryzyko, że ktoś ją wykorzysta. Przeczytanie w artykule Jadczaka, jak wyglądały tamte czasy, otrzeźwia.

Nie mam do siebie pretensji, że w wieku 11 lat nie zorientowałem się, że cała liga jest ustawiona. Wtedy jeszcze można być naiwnym. Ale drugi raz, już jako dorosły człowiek, do tego zajmujący się tym, czym się zajmuje, tego samego bym sobie nie wybaczył. Wbrew pozorom świadomość, że nawet jeśli nie zostanie się skazanym i nawet jeśli dojdzie się potem do najważniejszego stanowiska w zawodzie w całym kraju, smród może się za kimś ciągnąć przez 18 lat i niszczyć mu najpiękniejszy trenerski moment w życiu, powinna działać odstraszająco na potencjalnych naśladowców. Dlatego ten kotlet warto co jakiś czas odgrzać. Ku przestrodze.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Prawdopodobnie jedyny człowiek na świecie, który o Bayernie Monachium pisze tak samo często, jak o Podbeskidziu Bielsko-Biała. Szuka w Ekstraklasie śladów normalności. Czyli Bundesligi.