Rodzicielskie oczy i uszy są wyjątkowo czujne, jeśli chodzi o chronienie pociech, które przypadkiem mogą zajawić się czymś nieodpowiednim.
I my opowiemy właśnie o tych uchodzących za nieodpowiednie krążkach. Oczywiście z perspektywy ludzi, którzy słuchali ich w wielkiej konspiracji i z wypiekami na twarzach.
Na tych albumach przekleństwa latały jak głupie, hardkorowe uliczne prawdy wjeżdżały z futryną, a odchyły od normy pojawiały się często, gęsto. Tego back in the days się nie spodziewaliście!
Liroy - Alboom (1995)
Szaleństwo było ogromne, bo wtedy, w połowie lat 90., wszyscy dopiero zaczynaliśmy zapoznawać się z rapem. Ten zagraniczny był na polskim rynku słabo dostępny, w dodatku z językiem Szekspira nie każdy był wtedy za pan brat, a tu nagle wjeżdża typ, który PRZEKLINA w piosenkach. Liroy był jak czarna Wołga, która podobno porywała dzieci z ulic, straszono nim w mediach, kościołach czy na zebraniach komitetów rodzicielskich. Oryginał Alboomu parzył w ręce niczym polski skun; trzymało się to w łapach z równoczesnym strachem i podnieceniem. Bo na to, czy był to dobry krążek, czy nie, nikt nie zwracał uwagi. Zresztą jakie można było mieć wtedy odniesienie?
Nagły Atak Spawacza - Brat Juzef (1996)
Liroya wspierała akcja promocyjna, ale Spawacze zyskali sławę pocztą pantoflową. Fama Brata Juzefa roznosiła się poprzez męskie szatnie, wyjazdy kolonijne, duże przerwy - wszędzie tam przekazywano sobie z rąk do rąk kasetę, której przerażona Gazeta Wyborcza poświęciła w 1996 całą pierwszą stronę. Słuchanie Nagłego Ataku Spawacza było dla małolatów jak wstąpienie do Fight Clubu, gorzej jeśli nieświadomymi członkami kultu okazywali się też rodzice, którzy przypadkowo znaleźli kasetę gdzieś w szpargałach. Może dziś mamusie i tatusiowe są liberalniejsi (pewnie dlatego, że sami słuchali podobnych rzeczy za małolata), ale wtedy, w latach 90., ultrawulgarna poezja Faziego i jego przyjaciół wywoływała na starszym pokoleniu wstrząs jak po terapii prądem.
Karramba – Vatos Locos Klan (2001)
Z perspektywy lat słuchanie Karramby to nie wyraz dziwniejszego niż zwykle guilty plesure – prędzej rzecz, która każe się zastanowić nad tym, czy komuś zostało choć trochę dobrego smaku i gustu. Ale wtedy? Kto mógł pociągnąć za sobą dzieciaki szukające czegoś n i e l e g a l n e g o i w masywnej kontrze do przekonań rodziców, jak nie gość, którego kawałek Pocałuj mnie w dupę to bodaj najjaskrawszy przykład rapu spod znaku c***ów, k***w i chamskiego seksu? Całe Vatos Locos Klan takie zresztą było, co budziło słuszne obawy dorosłych. Szczęśliwie dla nich z takich rymów i bitów dość szybko się wyrasta.
Peja / Slums Attack – Na legalu? (2001)
Jeśli kiedykolwiek mieliście okazję usłyszeć chociażby kawałek Dotknij gdzie chcesz Slums Attack z wydanego w 2000 roku albumu I nie zmienia się nic, to już się domyślacie, czemu wspomniany w tytule krążek trafił na czarną listę wiedzących co się święci, zatroskanych rodziców. Peja z poziomu Na legalu? to gość, który nie tyle nawijał, ile wykrzykiwał ból toczonych nałogami i biedą blokowisk swoim agresywnym flow. A wszystko to dodatkowo na działających, trenujących kark bitach, dzięki czemu siła rażenia była ogromna. Ba, do tej pory jest to jedna z najszczerszych płyt, jakich doczekał się polski rap. Ale starzy i tak byli przerażeni.
Hemp Gru – Klucz (2004)
Stopniowanie rygorów rodzicielskich w stosunku do ulicznego rapu brzmi jak niezły żart, ale w tym przypadku naprawdę było coś na rzeczy. W czasie, gdy swoją premierę miał Klucz, na rynku były już bardziej intelektualizujące chodnikowe propozycje - takie jak nowe wydanie Molesty, WWO, a nawet kawałki wspomnianego już Peji - ale to właśnie ten album, nagrany bez choćby odrobiny zahamowań, zdefiniował sporą część młodocianego ówcześnie pokolenia. Było prosto, dosadnie, używkowo i prawilnie do granic możliwości, a hasło CHWDP zaczęło nieść się po osiedlach. Rurki z kremem to to nie były...
Słoń / Mikser – Demonologia (2010)
Przez ten album do Słonia niesłusznie przyczepiła się łatka gimbograjka, która nie chciała się oderwać przez parę lat. Nie ma jednak wątpliwości, że właśnie ten krążek dokonał dwóch ważnych rzeczy: po pierwsze pozwolił poznaniakowi zostać jednym z najpopularniejszych ówcześnie raperów, po drugie nakłonił masę grubo niepełnoletnich odbiorców do słuchania storytellingów zawierających krew, fekalia itp. itd. Znacząca większość redakcji była już wtedy po osiemnastce, więc doskonale pamiętamy szał na ten materiał, związany głównie z naturalistycznym singlem Love Forever. Oj, było banowanko!