Na nieboskłonie polskiego rapu Gural to absolutnie wyjątkowa postać. Nie tylko dostarcza w miarę równego materiału praktycznie na każdej płycie, ale też mówi bardzo świadome i niewygodne dla sporej części rapowej publiki rzeczy.
Od czasów Killaz Group przeszedł sporą ewolucję, zarówno artystycznie, jak i osobowościowo, ale jednego nie stracił - wysokich umiejętności, które z miejsca kwalifikują go do czołówki zestawień najlepszych polskich MC’s wszechczasów. Dzisiaj przechodzimy przez jego dyskografię, zaczynając od pierwszych 5 płyt. Skupiamy się na działalności solowej - z ciężkim sercem, bo zarówno z Kastą, jak i z Killaz Group Gural nagrywał bardzo jakościowy rap.
A za tydzień - część druga. Zanim ją opublikujemy, wpadnijcie na koncerty Dziadziora, który aktualnie jest w trasie i promuje swoją najnowszą płytę Latające Ryby.
Pierwsza płyta i od razu klasyk. Gural jest tutaj głodny, energetyczny i bardzo wczuty. Skupiony na technicznym bragga, ale bez nadmiernego pustosłowia, za to z ciekawymi i niejednokrotnie zabawnymi i sprytnymi porównaniami. Dla Opowieści z betonowego lasu równie ważną rolę co MC odgrywa też White House. Producencki duet dostarczył tutaj jedne z najlepszych bitów ze swojego złotego okresu. Od samego początku, kapitalnego Gural solo, w którym raper wypluwa kolejne akrobatyczne linijki, po Krótki przekrój babilonu mamy do czynienia z kapitalną płytą. Nie starczy nam miejsca, żeby zacytować najlepsze linijki. Gural jest nie tylko techniczny, ale i bardzo wiarygodny w snuciu opowieści z poznańskiej ulicy.
Lekka zmiana tonu, ale to wciąż ten sam kapitalny raper. O ile Opowieści z betonowego lasu miały ogólnie ciężki klimat, o tyle Drewnianej małpy rock lekko poluzowuje atmosferę. Zmieniła się również produkcja, za którą odpowiada dużo więcej ludzi, niż poprzednio. Jest bardziej bujająca, śmielej spoglądająca za Ocean, ale nie tracąca swojskiego charakteru. Sam Gural jest dużo swobodniejszy, chociaż dalej skupiony na technicznych połamańcach. Jedna z przyjemniejszych pozycji w dyskografii rapera.
Interesujący album, na którym donGURALesko rozwinął jeszcze mocniej unikalną sztukę chwytliwych refrenów bez śpiewania. Zachodni wiatr wieje 2, El Polako, Łyk Ginu, Lodu i Cin Cinu to bangery, jakich mało, z refrenami, które od razu wjeżdżają do głowy na stałe. Również produkcja, za którą odpowiadali m.in. DJ Story, Donatan i Matheo, bardzo mocno wyróżnia się na plus, eksplorując bliskowschodnie brzmienia i amerykańskie echa. Na okładce El Polako raper siedzi na czymś w rodzaju tronu i to słychać w muzyce - Gural jest już na swoim i zna swoją wysoką wartość.
Można powiedzieć, że ta płyta to początek narodzin Gurala mistycznego, tudzież szamana Gurala, a w zasadzie dalsza ewolucja w tę stronę. W tekstach pojawia się coraz więcej wątków związanych z duchowością, a słownik rapera jest spuchnięty od nawiązań do natury. Oczywiście, nie brakuje tu bangerów, z Giovanni Dziadzia i Palę majki na czele. Na bitach znowu egzotyka, czy to azjatycka, jak w Betonowe lasy mokną, czy pseudojamajska, jak w Gorylu. Wspaniała płyta, mądra, poetycka i bardzo dojrzała.
Na tle poprzedniczek Zaklinacz deszczu wypada słabiej, ale to wciąż porządna płyta. Wkrada się tu nierówność: obok mistycznego, niemal magicznego Wschód Zachód Północ Południe mamy niezbyt dopracowaną Szpadymelodię, obok dramatycznego Dzień, w którym zatrzymała się Ziemia jest trochę nijaki Kolor purpury. Mimo wszystko na albumie znajdziemy wystarczającą ilość rapowego złota, żeby zaliczyć go do udanych. Gural nawet w słabszym wydaniu to wciąż świetny MC, który balansuje efekciarstwo i treść, opowieść i umiejętności.