Gdyby uznawać za króla każdego rapera, który twierdzi że nim jest, to Nowy Jork prawdopodobnie przeżywałby wieczne rozbicie dzielnicowe.
Historia i nastroje społeczne pokazują, że bycie królem wcale nie musi się sprowadzać do uzurpowania sobie prawa do tronu. Nas, który przed bardzo długi czas był uważany za prawowitego hegemona nowojorskiej rap sceny, nigdy nie powiedział wprost o swojej pozycji (wytykał tylko kłamstwa innych figurantów). Nieco inaczej sprawa ma się dziś, bo mamy wrażenie, że fraza King of New York w tekstach młodziaków pada częściej niż pewne słowo na n. Kto zatem w swojej karierze twierdził, że jest władcą w mieście będącym kolebką hip-hopu? Jak się okazuje - wcale nie trzeba się tam urodzić, ani nawet mieszkać. Ale o tym za chwilę.