
Ostróda od lat czyni cuda w naszych głośnikach, więc w końcu musiał powstać taki tekst. Noce nieprzespane, YouTube'y porozpalane ale mamy to!
Długo zbieraliśmy się do tego tekstu; Gog i spółka raz po raz anektują sieć kolejnymi sztukami, przez co łatwo byłoby coś ważnego pominąć. Zrobiliśmy sobie jednak remanent i postanowiliśmy powiedzieć: dobra, puszczamy, najwyżej za jakiś czas poleci aktualizacja. Oto nasze creme de la creme prosto z mazurskiego rejonu, o którym pisaliśmy wcześniej chociażby tu.
serce
Jeśli czytacie ten tekst i zarazem jesteście snobami, którzy każdy najpopularniejszy track lubianego przez siebie składu czy artysty z radością spuszczają w klopie, to nawet nam was nie żal. Widocznie przez swoje zacietrzewienie nie zasługujecie na serce, które my wprost uwielbiamy – ten sonet w podzięce dla swoich i zarazem atak maczetami z okna bejcy na kurwy rozjebundy to w końcu definicja robienia hitów lekkich w muzyce i ciężkich w liryce. Chillwave nie narodził się w Stanach, ale w okolicy Ostródy. Od 24 maja 2014 roku jesteśmy w kosmosie i wcale nie mamy zamiaru wracać.
hator
Największą siłą LSO nie jest wcale dryg do eksperymentów, tylko radzenie sobie nawet w mało charakterystycznych dla nich formach, ujawniając talent czystej wody. Weźmy taki hator – jest sobie króciutki pitch wjeżdżający na bit często, gęsto, ale rytm jest równiutki, a ulicyzujące nawijki wyjątkowo skoordynowane, nie udziwnione, rozbiegane i wystrzelone jak z procy. Truskawką na torcie pozostaje za to reggae'ujący flow na koniec, kładący m.in. linię-klasyg: jeździłem mercem i paliłem popularne. Więcej światła na ten ciemny zaułek!
flow odmieńca
Stawiamy producentów z paczki przeciw ludziom samplerom, że to jeden z najbardziej adekwatnych tytułów w polskim rapie. Ta nawijka naprawdę jest czymś mega osobnym! Znalazłoby się oczywiście parę opcji, które jeszcze lepiej to udowadniają, ale przejazd rozśpiewanym, balladowym walcem tą drogą wypiętrzającą się przez przeszkadzaje, dziurawioną przez gitarę elektryczną i nagle skręcającą o 180 stopni przez cykacz to jest sztuka i sztuka. Czysta brudna prawda w wersach dopełnia obraz tego kozaka.
nr1
Niedługo temu kawałkowi stuknie dopiero pół roku, a na liczniku już prawie 700 tysięcy odsłon. Zupełnie nie jesteśmy zdziwieni, bo za takie tracki płaci się szacunkiem i wyświetleniem. Jak można usłyszeć, współpracuje tu ciało i duch – i naprawdę dajemy temu wiarę, bo rzadko zdarzają się kawałki, które mają tak dobre proporcje mantrowego, zapętlającego się we łbie refrenu i agresywnej, prawilniackiej zwroty. Cacko. Szkoda, że trwa raptem niecałe dwie i pół minuty, bo aż chciałoby się tak z trzy więcej.
cmaz stereo
To co teraz usłyszycie, to dźwięki stereo. Tym oto follow-upem do takiego jednego utworu z lat dawnych odzywamy się do wszelkiej maści raperów: bierzcie i słuchajcie tego wszyscy, bo musicie wiedzieć, kto i dlaczego przejmuje grę. Lot z cmaz stereo to rzecz bez precedensu – to nawet nie jest kawałek, tylko psychodeliczna pieśń religijna, która wypłaca srogie liście niewiernym, a wiernych wprowadza w ekstatyczne, niebezpieczne stany. Przed tym rozedgranym, załamującym się głosem klękają autotune'y od Odry po Bug.
tango
Jak pisał Adam Mickiewicz, wielki Polak: kto nie tańczył z kurwami tanga ni razu, ten nie zazna słodyczy w niebie. Wierzymy, że ten utwór liryczno-muzyczny gościł w waszych słuchawkach wiele razy, bo my uznajemy go za esencję mniej lub bardziej enigmatycznej myśli LSO – jest króciutki, dźwiękowo orbituje w kierunku delikatnie niepokojącego, choć lekkiego brzmienia, linijki są naraz dosłowne i rozmyte, a wideo podkręca klimat. Wirujcie z nami w tym balu coraz prędzej.