Pachołek Putina. Piłka nie zapomni jakim kundlem jest Gianni Infantino

Zobacz również:Futbol przyszłości? TikTok wjeżdża do ligi hiszpańskiej
Gianni Infantino i putin
Fot. Michael Regan/FIFA via Getty Images

FIFA i UEFA ostatecznie zawiesiły Rosję, ale nie możemy zapominać jakim kundlem jest Gianni Infantino. Porzućmy stare memy i obrazki z losowania kulek. Nie ma w piłce bardziej ohydnej postaci. Szwajcar od lat klęka przed reżimami. Uśmiech błazna już nikogo nie myli.

To jest klasyczna historia tego jak pieniądze i władza zmieniają ludzi. Szwajcar, dopóki stał przy szklanych wazach i plótł banały podczas losowań Ligi Mistrzów, miał sympatię całego świata. Był internetowym fenomenem, coś jak nosacz, małpa z Borneo, która nie wiadomo dlaczego stała się u nas synonimem typowego Polaka. Infantino też był taką ciekawostką. A potem zastąpił Seppa Blattera jako szefa FIFA i stał się jeszcze większą kanalią niż on, chociaż poprzeczka wisiała wysoko. Wystarczyło, że Szwajcar dostał dostęp do największych ludzi świata i od razu zaczął umizgi.

Do tej pory nie był wystawiony na taką próbę. Decyzję o wycofaniu Rosji ze struktur powinien podjąć w pięć sekund, ale niestety podejmował ją pięć dni, w międzyczasie lawirując na konferencjach i w oświadczeniach. Siłą współczesnego świata jest to, że łatwiej jest dziś wywierać presję w trudnych momentach. To dlatego Infantino stanął pod ścianą. Ugiął się przed milionami ludzi, ale to nie znaczy, że nagle wyprostował nu się kręgosłup moralny. Pudel Putina dalej jest pudlem, nauczył się tylko szczekać. Nie ma sensu łudzić się, że nagle przestanie być pachołkiem autokratów, którzy w piłce znaleźli sposób na wybielanie swoich działań. Infantino idzie z nimi ramię w ramię. Rozumu i godności człowieka ma tyle samo, ile włosów.

Kiedyś był postacią trochę jak z kreskówki. Wystarczyło, że jako sekretarz UEFA wychodził na scenę i od razu pojawiały się uśmieszki. W tej chwili więcej w nim mroku, skoro nawet miejsce zamieszkania zmienił na Katar i jeszcze trochę, a zacznie chodzić w turbanie. Ostatnio głośnym echem odbiła się wypowiedź Szwajcara, że należy organizować mundial co dwa lata, bo to uchroniłoby tysiące migrantów z Afryki przed śmiercią na morzu. Żaden z jego skorumpowanych poprzedników nie miał w sobie takiej buty. Jeszcze chwila, a powie, że inny format mundialu rozwiąże problem głodu w Afryce, zakończy pandemię albo zdemilitaryzuje Koreę Północną.

Kiedy w 2016 roku przejmował władzę w FIFA, najwięcej mówił o przejrzystości. Wiedział do jakiej organizacji wchodzi, więc zaczął od pokazowego meczu z Szewczenką, Figo i Maldinimi, a potem wygłosił płomienne przemówienie o odzyskaniu zaufania świata piłki. Z Blatterem łączyło go jedynie to, że obaj urodzili się w Szwajcarii i to w odległości 15 kilometrów od siebie. Infantino był uśmiechnięty, umiał czarować, wydawało się, że jest nową nadzieją, ale to wszystko prysło po kilku miesiącach, gdy na dzień dobry zaczął usuwać niewygodnych ludzi. Pozbył się Cornela Borbely’ego – śledczego komisji etyki FIFA oraz Hansa-Joachima Eckerta – sędziego, który zdecydował o nałożeniu zakazów m.in. na Blattera i Platiniego. Obaj mieli przyjrzeć się również jego pracy.

Bliscy współpracownicy Infantino już dawno mówili, że to lawirant. Szepcze piękne słówka, a za chwilę wbija nóż w plecy. To jedna z tych osób, która zawsze wie, w którą stronę powieje chorągiewka. Przystawiał się do Trumpa, gdy powierzał Amerykanom mundial. Innym razem przytulał Putina jak brata, bo przecież razem organizowali mundial w 2018 roku. – Cały świat jest zakochany w Rosji – mówił Infantino. Plótł coś o zmianie postrzegania tego kraju, a na koniec przyjął od Putina order przyjaźni. Mundial oczywiście był kupiony, co pokazały liczne dowody. Działo się to jeszcze za kadencji Blattera, ale Gianni w haniebny sposób kontynuuje tę tradycję. W tym bagnie nie da się inaczej.

Absurdalne jest to, że dziś nawet Blatter krytykuje Infantino, mówiąc, że chce zrobić z piłki maszynę do zarabiania pieniędzy. FIFA to zmurszała organizacja – nie stoi za nią nic oprócz wieloletniej tradycji. Być może dojdziemy do punktu, w którym świat piłki zbuntuje się przeciwko molochowi i powie: zorganizujemy to inaczej. Infantino wie jak mocno pod względem pieniędzy FIFA traci do UEFA. Nie ma tylu rozgrywek, w których może pompować kasę, a mundial jest tylko raz na cztery lata. To stąd pomysły, by to wszystko przyspieszyć. Zatrudnia się wielkie postaci jak Arsene Wenger, by ładniej ten pomysł opakowywać. Innym razem wymyśla się turniejowe potworki jak ten w Ameryce Północnej, gdzie zagra 48 drużyn.

Infantino umie te rzeczy rozgrywać, bo od 22 lat pracuje w piłkarskich strukturach. Jeszcze jako sekretarz UEFA zdradzał własną federację, pomagając maskować oszustwa drużyn należących do ludzi z Zatoki Perskiej. Dzisiaj, gdy na siłę organizuje Klubowe Mistrzostwa Świata co roku, rozgrywane są one w tamtym regionie. Nikogo ten turniej nie obchodzi, ale w fabryce pieniądzy nie może być przestoju. Poza tym to znowu jest okazja, by głaskać swoich autorytarnych przyjaciół.

Infantino nie ma żadnych oporów. Lepi się do Chin i Arabii Saudyjskiej. Cały czas stoi obok Kataru, który za pół roku będzie miał mundial. To znowu będzie czas hańby, ale „łysy z FIFA” przyzwyczaił już, że gdy plują, to wystarczy powiedzieć, że deszcz pada i pchać karuzelę dalej. FIFA ma dziś taką reputację, że gdyby jej dobrze zapłacić, byłaby w stanie zorganizować mundial samych dyktatur, z Rosją i Koreą Północną na czele. W tej grze nie ma granicy żenady.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Żebrak pięknej gry, pożeracz treści, uwielbiający zaglądać tam, gdzie inni nie potrafią, albo im się nie chce. Futbol polski, angielski, francuski. Piszę, bo lubię. Autor reportaży w Canal+.
Komentarze 0