Kiedy ledwie miesiąc temu łaziliśmy tyleż mrocznymi, ile fascynującymi uliczkami Hawany, przypomniały nam się kawałki tej ekipy, która swego czasu była wymieniana obok... U2 czy Radiohead.
Dziwne? Nawet bardzo, skoro Orishas grali rap, a wspomniane zespoły to rockowi giganci. Tymczasem w 2002 roku amerykański magazyn Time umieścił ich w zestawieniu najciekawszych zagranicznych wykonawców, właśnie obok tych dwóch kapel z Wysp.
Na początku minionej dekady ich fuzja hip-hopu i latynoskich brzmień trafiła do mainstreamu. Ambitni, ale przebojowi Orishas świetnie uzupełniali się na listach z popowymi tuzami, którzy też wywodzili się z Ameryki Łacińskiej: legitymującej się portorykańskimi korzeniami J.Lo, Barbadoski Rihanny czy Shakiry i jej bioder (Kolumbia). Co prawda wielki sukces odnieśli dopiero po wyjeździe z Kuby, natomiast trzon zespołu, raperzy Yotuel i Ruzzo to rdzenni Hawańczycy. Zresztą tajemnicą ich sukcesu była właśnie ta krzyżówka kultur kubańskiej i francuskiej; Orishas niby byli przebojowi, ale przez ich teksty przemykały melancholijne nuty tęsknoty za ojczyzną. Zresztą podobnie jak u innego barda tamtych czasów, który hartował się muzycznie na francuskich ulicach - Manu Chao.
Sukcesy? Nominacja do Grammy, wygrane Grammy latynoskie (tak, są takie), szereg Platynowych Płyt w wielu krajach Ameryki Łacińskiej. Ich debiutancki album A Lo Cubano do dziś wymienia się jako jedną z ważniejszych dla tego nurtu płyt ever. Ale i Orishas trafili w dobrym momencie hajpu na muzykę kubańską: mniej więcej w tym samym czasie, w którym wypuścili premierowy album, do kin trafił głośny dokument Buena Vista Social Club.
Wszyscy urodziliśmy się na Kubie, ja mieszkałem tam przez 25 lat. Jest oczywiste, że kontakt z tradycyjną muzyką kubańską miał na nas ogromny wpływ. Ważną rolę odegrała także muzyka, która docierała do nas z innych krajów. Chodzi o muzykę, której słuchaliśmy w radiu. Na Kubie nie ma radiostacji, która emitowałaby wyłącznie jeden rodzaj muzyki; możesz usłyszeć Compay Segundo, za chwilę Beethovena, a następnie Metallicę. W naszym zespole wszyscy podlegaliśmy różnorodnym wpływom muzycznym, właściwie można powiedzieć, że każdy Kubańczyk jest naznaczony bardzo bogatą kulturą muzyczną a nasza twórczość odzwierciedla te wszystkie wpływy - mówili Orishas podczas konferencji prasowej przed ich koncertem w Warszawie (rok 2009). Jak się okazało, była to ostatnia trasa koncertowa zespołu przed dłuższą przerwą, powrócili dopiero rok temu, ale ich nowe rzeczy trafiły praktycznie tylko do latynoamerykańskich odbiorców, reszta świata trochę przestała o Orishas pamiętać. Tym bardziej warto ocalić ich od zapomnienia, zwłaszcza w 20. rocznicę ich rewelacyjnego (i rewolucyjnego) debiutu.

