Nie stało się nic innego niż to, czego mogliśmy się spodziewać. Romelu Lukaku wjechał czołgiem na murawę The Emirates i zapytał tych, którzy wątpili w jego możliwości: „Are you f*** serious?”. W niedzielne popołudnie zobaczyliśmy na dwóch stadionach Premier League, jak w różny sposób można korzystać z siły fizycznej. Fenomenalnie – jak reprezentant Belgii i bez jakiegokolwiek sensu – jak Adama Traore z Wolverhampton, choć w twarz bym mu tego raczej nie powiedział.
Prawie dekadę wstecz Romelu Lukaku próbował uratować Chelsea w starciu z Arsenalem. Belg pojawił się na boisku w 72. minucie, zastępując Brazylijczyka Ramiresa. Robin van Persie ustrzelił hat tricka, a The Blues przegrali z Arsenalem na Stamford Bridge 3:5. W bramce Kanonierów stał Wojciech Szczęsny, Łukasz Fabiański był rezerwowym, Andre Villas Boas prowadził CFC, a Arsene Wenger – Arsenal.
Piszę o tym wszystkim, żeby uświadomić kibicom ligi angielskiej, jak wiele zmieniło się od momentu, w którym Lukaku zagrał jedyny raz przeciwko Arsenalowi w barwach Chelsea. Po latach Belg wrócił na Stamford Bridge na białym koniu, w chwale, jako napastnik ukształtowany, doświadczony. Zbawca. Tak przynajmniej chcą go widzieć fani londyńskiego klubu.
Bramkostrzelny Koreańczyk z Tottenhamu, Heung-Min Son, zapytany przez dziennikarza Sky Sports, czy czuje na sobie presję widzów z Azji, którzy często tylko dla niego oglądają transmisje meczów Premier League, odparł: – Nie, czuję po prostu odpowiedzialność.
Tak samo można potraktować powrót Lukaku. Belgijski napastnik wziął dziewiątkę na plecy, a potem na tych samych plecach nosił piłkarzy broniących dostępu do bramki Arsenalu. Odpowiedzialność udźwignął, jak najłatwiejszy ciężar, z marszu.
28-latek, który miał okazję powiedzieć „dzień dobry” dawnym sąsiadom, pokazał, że czasem drugie wejście bywa lepsze niż debiut. Bramka zdobyta na The Emirates nie powinna jednak szokować nikogo, kto śledzi karierę Lukaku – strzelał w debiucie dla Interu, dla United, West Bromu i Evertonu, czemu więc miałby nie zrobić tego „debiutując” po raz drugi w Chelsea?
Jego pierwszy pobyt na Stamford Bridge to historia do zapomnienia. Kolejne lata – przeciwnie. Nie tylko zmieniał barwy klubowe za wielką kasę, łącznie bijąc nawet osiągnięcie Neymara (Belga kluby kupowały za ponad 300 mln funtów), ale przede wszystkim prezentował niewiarygodnie wysoki poziom sportowy. 30 goli dla Interu w poprzednim sezonie. Ostatnie dwa sezony to generalnie kosmos: 80 bramek dla kadry i klubu. Tylko Robert Lewandowski i Cristiano Ronaldo byli lepsi.
Lukaku od 16. roku życia nosi na barkach odpowiedzialność. Kiedy pojawiasz się w seniorskiej piłce w tak młodym wieku – akurat w przypadku Anderlechtu Bruksela to nie jest zaskoczenie – dalej musi być tylko lepiej. Mierzysz coraz wyżej. Masz marzenia. Po drodze słabsi od ciebie odpadają. Dla Lukaku punktem zwrotnym było opuszczenie Chelsea w 2014 roku. Mógł to uznać za porażkę, ale odbudował swoją pozycję w europejskiej piłce przez Goodison Park, potem West Bromwich Albion. W Manchesterze United na pewno nie był tym zawodnikiem, jakiego świat zna dzisiaj. W Interze rozkwitł. W Chelsea jest liderem od pierwszych sekund.
The Blues nie trzymają kart przy sobie. Pokazują od startu sezonu, że interesuje ich tylko mistrzostwo. Ale chętnych jest więcej. Podoba mi się Liverpool, choć za wcześnie na peany. Widzę jednak w grze The Reds znamiona tego, co obserwowaliśmy w mistrzowskim sezonie. Tyle że rywale – Norwich i Burnley – nie byli w stanie sprawdzić pełnych mocy.
Virgil van Dijk i Joel Matip u jego boku ponownie dali polisę bezpieczeństwa drużynie Juergena Kloppa. Zupełnie inaczej się na to patrzy. Jordan Henderson wrócił i zajmuje się swoją pracą. Diogo Jota jest niesamowity. Klopp wreszcie zaczyna mieć pole manewru.
Moc pokaże City, to pewne, świetnie zaczął Tottenham. To nie są fajerwerki, ale wygranie dwóch meczów bez goli Harry’ego Kane’a, który pojawił się na murawie Molineux na moment, to już duży kapitał. Dwa lata temu mówiono, że Nuno Espirito Santo buduje Wolverhampton 2.0, ale ze Spurs może zrobić coś dużo większego. Ma po prostu lepszych piłkarzy.
Cieszy mnie to, że „zmartwychwstał” Dele Alli. Widać, że znów gra w piłkę jest dla niego najważniejsza. Haruje, bierze na siebie odpowiedzialność za defensywę. Wzór. Ale najbardziej ucieszył mnie gol Mateusza Klicha. Jeśli ktoś uznał, że w tym sezonie Polak nie będzie odgrywał znaczącej roli u Marcelo Bielsy, bardzo się pomylił. I Lukaku, i Dele, i polski pomocnik, to żywe przykłady tego, że w piłce nic nie sprawdza się tak dobrze, jak ciężka praca i pokora.