Pierwszy element upadającego domina. Steve Bruce i dwa niewdzięczne sezony w Newcastle

Zobacz również:Najbardziej romantyczny beniaminek od czasów Newcastle Keegana. Czy Leeds zderzy się ze ścianą?
Steve Bruce
Fot. Alex Livesey/Getty Images

Steve Bruce nie był dla Newcastle fatalnym menedżerem. Był jednak uosobieniem wszystkiego, z czym kojarzyły się rządy Mike'a Ashleya, dlatego musiał odejść z klubu. Przez 27 miesięcy nie zrobił z drużyną niczego ponad stan, choć biorąc pod uwagę całą otoczkę, nie jest takim nieudacznikiem, jak niektórzy myślą.

Jest w języku angielskim powiedzenie: „the writing is on the wall”. Nie oznacza ono dosłownie, że coś zostało napisane na ścianie, a to, że jest to przepowiednia czegoś złego. Dla Steve Bruce ten „napis na ścianie” stał się bardzo widoczny, gdy doszło do zmiany właściciela Newcastle. Mike Ashley nie zamierzał go zwalniać, za to po przyjściu Saudyjczyków z Amandą Staveley było jasne, że to jedynie kwestia czasu. Bruce dostał więc pożegnalny mecz – wyjątkowy, bo numer 1000 w menedżerskiej karierze – i mu podziękowano.

Na dyskusję o następcy przyjdzie jeszcze czas. Padają nazwiska takie jak Paulo Fonseca i Lucien Favre, jednak na razie Bruce'a tymczasowo zastąpi Graeme Jones. Asystent, który do sztabu dołączył zimą i który jednocześnie pracuje w reprezentacji Anglii z Garethem Southgate'em był zresztą zdaniem wielu planem „B” Ashleya, gdyby rzeczywiście sytuacja zrobiła się tak zła, że pożegnałby się z Bruce'em. Rzecz w tym, że dla byłego właściciela nie było chyba takiego scenariusza.

NIEKOCHANY

Newcastle za kadencji Bruce'a miało swoje kryzysy. Były w ciągu tych 27 miesięcy momenty wstydliwe, jak styczniowa porażka z Sheffield United, które wcześniej notowało najgorszy start w historii ligi – nie pod szyldem Premier League, a ogółem od jej powstania w 1888 roku. Albo jak 0:5 z Leicester City, po którym Bruce miał na konferencji prasowej łzy w oczach, ukarał piłkarzy dodatkowymi treningami i po raz pierwszy pojawiły się poważne wątpliwości. Było też wiosenne 0:3 na wyjeździe z Brighton, kiedy Newcastle zagrało tak słabo i bez grama wiary, że wydawało się, że już na pewno Bruce zostanie zwolniony.

On jednak trwał na stanowisku, a kiedy końcówka poprzedniego sezonu przyniosła zryw i zespół przegrał tylko trzy z ostatnich trzynastu meczów, wiadomo było, że zostanie również na sezon 2021/22.

Newcastle United v West Ham United - Premier League
Fot. Stu Forster/Getty Images

Bruce nigdy nie był wymarzonym wyborem dla kibiców Newcastle. Kiedy został zatrudniony i zastępował niezwykle lubianego przez trybuny Rafaela Beniteza, mówiło się, że Ashley sondował wcześniej dziesięciu innych kandydatów. Bruce przyszedł na ostatnią chwilę, niejako z braku laku, a łatka „jedenastego wyboru” ciążyła od początku. Nie pomagało nawet to, że opowiadał, jak to wychował się jako kibic Newcastle, bo fani bardziej pamiętali mu fakt, że prowadził w przeszłości Sunderland.

GWARANCJA SPOKOJU

Dla Ashleya Bruce był jednak gwarancją spokoju – przede wszystkim w relacjach z mediami. Benitez bowiem wiele razy mówił o ambicji, twierdził, że żaden klub w Anglii tak bardzo nie marnuje swojego potencjału, co Newcastle i między wierszami (a nieraz bardziej bezpośrednio) dawał do zrozumienia, że hamulcowym jest tu właściciel. Bruce na takie słowa sobie nie pozwolił. Nigdy publicznie nie oskarżył o nic Ashleya, dlatego był idealny dla niepopularnego zarządu.

Poza tym gwarantował spokój również w sensie sportowym. Owszem, na jego Newcastle patrzyło się ciężko, to nadal był zespół toporny i mający wieczne problemy z bronieniem, ale trzeba brać pod uwagę pełny kontekst. Anglik przychodził jako jedenasty wybór i zastał drużynę, z której odszedł najlepszy strzelec z poprzedniego sezonu, czyli Ayoze Perez.

Zastąpić miał go Joelinton, ale wydatek 40 milionów funtów na tego piłkarza to jedna z największych zagadek ostatnich lat. Brazylijczyk strzelił dla Newcastle tylko dziesięć goli, z czego ledwie sześć w lidze, a dorobek poprawił sobie z Morecambe czy Oxfordem w pucharach. Dziurę w ataku zasypał dopiero sprowadzony przed poprzednim sezonem Callum Wilson, choć trudno tak powiedzieć, skoro jest często kontuzjowany.

Porównując jednak wyniki Bruce'a do tych Beniteza, nie widać przepaści, mimo że jest ona wyraźna w kwestii sympatii kibiców. Pod wodzą Anglika Newcastle było w strefie spadkowej tylko przez chwilę w pierwszych trzech miesiącach pracy, ale później zdecydował się na zmianę ustawienia i wyniki się poprawiły. Mimo że zdarzały się gorsze serie czy sytuacje takie, jak z zeszłej jesieni, kiedy znaczącą część drużyny przetrzebił koronawirus, to Bruce utrzymywał Sroki na wcześniejszym poziomie.

Suche liczby pokazują, że wcale nie odstawał od poprzednika. Sezony za kadencji Beniteza prezentowały się następująco:

2017/18 – 10. miejsce, 44 punkty (12 zwycięstw), bilans goli -8

2018/19 – 13. miejsce, 45 punktów (12 zwycięstw), bilans goli -6

Te za kadencji Bruce'a z kolei tak:

2019/20 – 13. miejsce, 44 punkty (11 zwycięstw), bilans goli -20, ćwierćfinał FA Cup

2020/21 – 12. miejsce, 45 punktów (12 zwycięstw), bilans goli -16, ćwierćfinał Pucharu Ligi

Gorzej w obronie, jednak w ogólnym rozrachunku wychodziło na praktycznie to samo.

SZERSZY OBRAZEK

Nie można jednak w pełni wybielać Bruce'a i patrzeć tylko na suche dane. Gdyby wziąć pod uwagę 38 ostatnich meczów ligowych za jego kadencji, czyli wymiar jednego sezonu Premier League, to Newcastle wygrało tylko siedem z nich. Raził również styl. Za kadencji Bruce'a żadna drużyna w lidze nie miał tak niskiej średniej posiadania piłki, tak małej liczby celnych zagrań w pole karne rywali i kontaktów z piłką w tej strefie. Nikt również rzadziej nie stosował pressingu, a w poprzednim sezonie tylko spadkowicz West Bromwich Albion kreował mniejszą liczbę okazji.

Newcastle United
Fot. Clive Rose/Getty Images

Na jego niekorzyść zadziałało też... przyjście Jonesa. Nowy asystent miał rzekomo duży wpływ na to, że wiosną gra oraz wyniki Newcastle się poprawiły. Potrafił odpowiednio wykorzystać Joe Willocka, który świetnie wypadł na wypożyczeniu z Arsenalu i sami zawodnicy mówili o tym, że Jones jest lepszym strategiem. Jak ujął to Callum Wilson, „jest bardziej na czasie z trendami taktycznymi”, co brzmiało zarówno jak pochwała dla asystenta, jak i szpilka wbita Bruce'owi.

Gracze podkreślali, że Jones lepiej się z nimi komunikuje i że to on w zasadzie organizuje treningi. Żartowano, że robi za Bruce'a prawie wszystko i wybiera skład. Notowania głównego menedżera w szatni popsuła też głośna kłótnia z Mattem Ritchie'em, podczas której Szkot miał w niewybrednych słowach dać do zrozumienia menedżerowi, że jest tchórzem i nie ma pojęcia o robocie.

Ponadto Bruce podpadł kibicom ciągłymi zmianami przekazu, jaki wypuszczał w świat. Najpierw mówił o regularnym finiszowaniu w pierwszej dziesiątce, później zmienił narrację, twierdząc, że o niczym więcej poza walką o utrzymanie nie ma mowy. Krytyków nazywał „wojownikami klawiatury”, nie przyjmował argumentów o fatalnym stylu gry, a na wiele kwestii rozkładał ręce, jakby pytał: na co wy w ogóle liczycie? Nic więc dziwnego, że w niedawnej ankiecie Newcastle United Supporters Trust aż 94.3% głosujących opowiedziało się za jego zwolnieniem.

DAM CI TYSIĄC, A POTEM...

Bruce doczekał tysięcznego meczu w karierze menedżerskiej i dziś wygląda to jak ostatni gest ze strony nowych właścicieli. Dokładając do tego ponad 700 ligowych występów jako piłkarz, mówimy mimo wszystko o jednym z symboli angielskiego futbolu ostatnich kilku dekad. Mimo tego, że to była wyjątkowa okazja i zasługiwała na jakieś wyróżnienie czy choćby krótką ceremonię przed pierwszym gwizdkiem, Bruce wyglądał jak człowiek, który wie, co go zaraz spotka.

Tuż po odejściu z Newcastle Anglik powiedział, że minione 27 miesięcy na stanowisku menedżera tego klubu kosztowało go tak wiele zdrowia i emocji, że to może być jego ostatnia praca trenerska. – To był bardzo, bardzo ciężki czas. Nigdy nie czułem się chciany. Wydawało mi się, że ludzie życzą mi niepowodzeń i z góry twierdzą, że sobie nie poradzę. Słyszałem, że jestem bezużyteczny, że jestem tłustym marnotrawstwem przestrzeni, kapuścianym łbem bez pojęcia o taktyce... – żalił się. Wiedząc, jak toksyczne potrafią być dyskusje o futbolu i w jaki sposób niektórzy potrafią wylewać swoje frustracje, słowa 60-latka wcale nie muszą być przesadą.

Tak czy inaczej odpoczynek dobrze Bruce'owi zrobi. Newcastle miało być dla niego spełnieniem trenerskich marzeń, bo jako dziecko kibicował tej drużynie, jednak nigdy nie został przez jej kibiców w pełni przyjęty. Przetrwał trudne miesiące kryzusu związanego z pandemią i ciągnących się w tle dyskusji o sprzedaży klubu, za co część fanów i nowi właściciele byli mu wdzięczni. Ale sam sobie również zaszkodził. Ostatecznie był jednak uosobieniem wszystkiego, z czym kojarzyły się rządy Ashleya – brakiem ambicji, minimalizmem, graniem na przetrwanie i bojową postawą wobec świata zewnętrznego – dlatego musiał odejść z klubu.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Futbol angielski i amerykański wyznaczają mu rytm przez cały rok. Na co dzień komentator spotkań Premier League w Viaplay. Pasję do jajowatej piłki spełnia w podcaście NFL Po Godzinach.