Pierwszy finał Ligi Mistrzów dla Chelsea. Sergio Aguero rysuje swój pomnik na Etihad Stadium

Zobacz również:Najbardziej romantyczny beniaminek od czasów Newcastle Keegana. Czy Leeds zderzy się ze ścianą?
fot. Matt McNulty - Manchester City/Manchester City FC via Getty Images

Pep Guardiola i jego piłkarze muszą odłożyć świętowanie tytułu mistrzowskiego na później. Chelsea pokazała w starciu z Manchesterem City, że w czekającym nas finale Champions League nie stoi na straconej pozycji. Zwycięstwo daje Thomasowi Tuchelowi znakomity oręż psychologiczny, nawet biorąc pod uwagę to, że obaj menedżerowie nie chcieli odkryć kart i mocno namieszali w wyjściowych jedenastkach.

Kiedy kilka lat temu Manchester City sięgał po mistrzostwo Anglii, a Sergio Aguero strzelał gola na 3:2 w meczu przeciwko QPR, stawiając na tamtym tytule pieczęć, nazwisko Argentyńczyka wykrzykiwali w ekstazie wszyscy komentatorzy na świecie. Zdobyta wówczas bramka stała się symbolem nie tylko najnowszej historii Man City, ale też dała nieśmiertelność samemu Kunowi. Jeden z najlepszych napastników w erze Premier League nie może zaliczyć obecnego sezonu do udanych, ale to właśnie on ponownie mógł przesądzić o mistrzostwie Anglii. Jednak sposób, w jaki wykonał rzut karny, próbując zaskoczyć podcinką Eduarda Mendy’ego, naraził go na śmieszność. Senegalski bramkarz Chelsea złapał piłkę w ręce. Aguero zrobił mocną rysę na własnym pomniku, a Guardiola nie krył wściekłości za to, że jego snajper nie zdecydował się na najprostsze, ale skuteczne rozwiązanie.

CHARAKTER CHELSEA

Obecność obu tych ekip w finale Ligi Mistrzów może być zaskoczeniem, bo choć Manchester City ma olbrzymi budżet i świetnych piłkarzy, to za kadencji Guardioli nie potrafił się przebić choćby do półfinału. Traktowanie ekipy MC jako jednego z faworytów tych rozgrywek zaczęło być powoli niepoważne. I właśnie w momencie, gdy wszyscy stracili już wiarę w taki scenariusz, The Citizens udało się dokonać tej sztuki.

Dla fanów Chelsea to jakiś cudowny sen. Thomas Tuchel zmienił ich ukochaną drużynę nie do poznania. Z niestabilnego zespołu stali się grupą twardych ludzi, których nie jest w stanie nic załamać. The Blues zaczęli rozgrywać mecze na własnych warunkach. Z dziewiątej ekipy Premier League stali się realnym kandydatem do sięgnięcia po Puchar Europy.

W meczu na Etihad pokazali niesamowity charakter. W końcówce pierwszej połowy wszystko mogło pójść nie tak. Ledwie zdążyli przyjąć cios w postaci bramki Raheema Sterlinga (którego moim zdaniem nie powinno być na boisku, po tym, jak sfaulował Timo Wernera), a już Aguero ustawiał piłkę na jedenastym metrze. Gdyby Argentyńczyk był w swojej optymalnej dyspozycji, być może pokonałby Mendy’ego. Tymczasem jego strzał idealnie spuentował sezon, jaki ma za sobą.

Chelsea się pozbierała. Mimo zmiany w obronie – Kurt Zouma zastąpił kontuzjowanego Andreasa Christensena – nie straciła jakości, przeciwnie, Francuz zaliczył kilka świetnych interwencji. Bardzo dobrze grali Christian Pulisić i Reece James. A krytykowany przez wszystkich Timo Werner zanotował asystę w doliczonym czasie gry, kiedy zabójczy cios zadał Marcos Alonso. The Blues przystąpią więc do finału zbudowani dwoma zwycięstwami nad City w krótkim odstępie czasu. Dopiero co przecież pokonali ich w półfinale FA Cup.

NIE LUBIĄ KARNYCH

Chelsea nie przegrała żadnego z dwunastu wyjazdowych meczów pod wodzą Tuchela. Menedżera, który tak zaczął pracę na Stamford Bridge wcześniej nie było. Ta seria buduje ich pewność siebie. Drużyna wierzy, że jest w stanie stawić czoła każdemu. Złamanie defensywy Manchesteru City i to dwukrotnie, na boisku lidera, pokazuje, że The Blues są kompaktową ekipą, potrafiącą bronić (przecież spotkały się zespoły, które w topowych ligach Europy mają najwięcej czystych kont w tym sezonie), ale i atakować. Pięć celnych strzałów na bramkę Edersona, aż 12 łącznie, przyniosło owoce.

Zwycięstwo na Etihad nie jest dla gości z Londynu oczywistą sprawą. Przegrali na tym stadionie trzy ostatnie mecze w Premier League. Przełamanie się akurat teraz, w momencie, kiedy nadciąga finał Ligi Mistrzów, jest najlepszą rzeczą, jaka mogła się przytrafić Tuchelowi.

Zmiany, jakich dokonali w podstawowych składach obaj menedżerowie (Guardiola 9, Tuchel 5 – w stosunku do ich spotkań w półfinałach LM), mocno zaciemniają obraz tego, co czeka nas w najważniejszym starciu w europejskiej piłce klubowej, ale w sumie powinniśmy przywyknąć, bo spotkały się drużyny, w których tych zmian z meczu na mecz było w obecnej kampanii najwięcej.

Guardiola musi szybko skasować ten mecz z dysków swoich piłkarzy. I wierzyć, że na finał dobierze już optymalny skład, najlepszy z możliwych. Na pewno menedżer City będzie chciał uniknąć rzutów karnych. Jego drużyna wyjątkowo ostatnio zawodzi w tym elemencie. Jedenastka Aguero była czwartą zmarnowaną przez The Citizens w tym sezonie Premier League. Na jego szczęście tym razem poniesione koszty nie są jeszcze bardzo bolesne.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Dziennikarz Canal+. Miłośnik ligi angielskiej, która jest najlepsza na świecie. Amen.