W ciągu miesiąca Jarosław Niezgoda sięgnął po dwa trofea na dwóch końcach świata. Po zdobyciu mistrzostwa Polski z Legią Warszawa, teraz wygrał turniej w Orlando z Portland Timbers. Jego nowy zespół zapewnił sobie w ten sposób główną nagrodę, czyli miejsce w przyszłorocznej edycji Champions League strefy Concacaf. Za tydzień MLS wznowi rozgrywki już na stadionach poszczególnych drużyn, ale bez udziału publiczności.
Korespondencja z USA
Polski napastnik strzelił w turnieju dwa gole, ale prawie wszystkie mecze – za wyjątkiem ostatniego grupowego starcia z LAFC – rozpoczynał na ławce rezerwowych. Jak pisałem wcześniej, trener Giovanni Savarese postanowił powoli wprowadzać eks-legionistę do składu i w tej chwili napastnikiem numer jeden jest dla niego młodzieżowy reprezentant USA, członek szerokiej kadry olimpijskiej na Tokio, Jeremy Ebobisse. Wychowany w rodzinie nigeryjskich emigrantów 23-latek spisywał się zresztą bardzo dobrze, strzelając cztery gole w siedmiu meczach. Niezgoda leczył kontuzję w trakcie obozu przygotowawczego i nie zdążył nawet zadebiutować w barwach nowej drużyny przed przymusową przerwą spowodowaną przez koronawirusa.
Tę szansę otrzymał dopiero na Florydzie i – jak zapowiadał sam Savarese – był powoli wprowadzany do drużyny. Gdy zapytałem jednak o to kapitana Timbers Diego Valeriego podczas Zoom konferencji przed finałem, ten przyznał, że w zespole wiążą z Polakiem duże oczekiwania. – To klasyczny snajper, który potrafi zachować zimną krew w polu karnym. Świetnie się porusza, wychodzi do podań. To bardzo inteligentny zawodnik. W tym okresie, który dostał od trenera, potwierdził swoje umiejętności – mówił Valeri, dodając: – Na pewno jednak dopiero aklimatyzuje się w nowej dla niego lidze i naszym zespole. Nie mieliśmy dużo czasu na odpowiednie zgranie, zbudowanie porozumienia na boisku i dopracowanie szczegółów. Liczę na to, że nasza współpraca będzie efektywna w nadchodzących miesiącach. Jestem przekonany, że rola „Jaro” w drużynie będzie rosła z miesiąca na miesiąc.
Timbers byli faworytem wielkiego finału – grali na wysokim poziomie od samego początku i mieli doświadczony zespół z dwoma kluczowymi zawodnikami (Valeri i Chara), którzy poprowadzili ten zespół pięć lat temu do jedynego w historii klubu mistrzostwa Major League Soccer, a zarazem odpowiednio wzmocniony przed obecnym sezonem. – Jestem bardzo zadowolony z tego, co pokazaliśmy w ostatnim miesiącu i z dyscypliny zawodników w trakcie kwarantanny. To wszystko teraz procentuje – mówił przed finałem Savarese.
Najważniejszym zadaniem było dla niego ograniczenie swobody lidera Orlando City Naniego, który w poprzednich meczach grał jakby cofnął się w czasie do lat, gdy zdobywał cztery tytuły mistrzowskie w Premier League z Manchester United. Jeden z najbardziej utytułowanych piłkarzy w Major League Soccer przed rozpoczęciem turnieju pochwalił się imponującą muskulaturą na Instagramie, a później prezentował świetną formą na boisku. To był często teatr jednego aktora, gdyż ekipa z Orlando wcale nie ma mocnego składu. 33-letni Portugalczyk miał trzy gole i trzy asysty, a fachowcy uważali go za najlepszego piłkarza turnieju. – Widać, że chce zmienić historię klubu, wpisać się do jego kronik – mówił Savarese, ale jego zespół potrafił powstrzymać mistrza Europy z 2016 roku.
W finale Nani miał jeden znaczący moment, gdy po jego akcji drużyna doprowadziła do wyrównania, ale generalnie nie czarował jak w poprzednich spotkaniach. Na dodatek z upływem czasu coraz bardziej tracił nerwy i powinien zostać wyrzucony z boiska za uderzenie rywala przy linii końcowej – wiadomo jednak, że w MLS gwiazdy rządzą się swoimi prawami i Portugalczykowi ostatecznie się upiekło.
Niezgoda pojawił się na boisku w 67 minucie, zmieniając – jak w poprzednich meczach – najskuteczniejszego snajpera Timbers na tym turnieju, Ebobisse. Polak miał z założenia utrzymać się przy piłce w ataku i jeśli nadarzy się szansa, sfinalizować kontrę zespołu z Portland. Grał nieźle, a w doliczonym czasie gry miał okazję na „postawienie kropki nad i”, ale strzelił minimalnie niecelnie. Chwilę później sędzia odgwizdał po raz ostatni, a triumf Drwali stał się faktem. Następnie na prowizorycznym, zbudowanym na cele tej imprezy obiekcie w centrum Disneya odbyła się ceremonia wręczenia pamiątkowego pucharu z rąk komisarza ligi Dona Garbera do kapitana zwycięskiej ekipy Valeriego.
>> Przeczytaj wywiad z Jarosławem Niezgodą <<
Co ciekawe, oba gole dla Timbers padły po strzałach stoperów (Mabiala i Zuparić), którzy wykonali tego dnia swoją robotę po obu stronach boiska. Strategia okazała się słuszna. Oddali rywalom posiadanie piłki (64 procent do 36 dla Orlando), stawiając na szybkie kontry i stałe fragmenty gry. – Ten sukces traktuję w kategoriach prestiżowych. Zależało nam na tym, ale teraz chcemy więcej. Liczymy, że wywalczymy także mistrzostwo MLS – komentował jeden z liderów Timbers, argentyński skrzydłowy Sebastian Blanco.
– To ważny moment dla tego zespołu – stwierdził Savarese, który udowodnił, że w futbolu nigdy nie jest za późno na zdobycie pierwszego trofeum, gdyż sam sięgnął po nie w wieku 49 lat. Dziennikarze byli zaskoczeni, gdy Timbers – bardzo dobrze zarządzana, profesjonalna organizacja – zatrudnili trzy lata temu szkoleniowca, który w swoim klubowym CV miał wyłącznie prowadzenie Cosmosu Nowy Jork w niższej lidze, aczkolwiek z legendarnym Hiszpanem Raulem Gonzalezem na ostatniej prostej kariery. Były selekcjoner reprezentacji Wenezueli, regularnie najgorszej w Ameryce Południowej, długo czekał na swoją szansę, ale teraz może odbić sobie te wszystkie, trudne lata, bo prowadzi mocny zespół, który na pewno będzie w ścisłym gronie faworytów do zdobycia MLS Cup. Oby już z Niezgodą w głównej roli.