Adama Traore stał się jedną z największych gwiazd Premier League. Aż trudno uwierzyć, że jeszcze niedawno dwa razy z rzędu spadał z tej ligi. Wreszcie jednak udało się wykorzystać jego potencjał.
Ziemia zdaje się dudnić, gdy nabiera przyspieszenia, a patrząc na niego z bliska zaczynasz się obawiać, że powstająca wokół konstrukcja nowego stadionu Tottenhamu za chwilę się zawali. Trwa mecz Spurs z Middlesbrough i mam to szczęście, że siedzę niedaleko murawy, idealnie widząc wszystkie walory Adamy Traore. Prawie wszystkie, bo w zasadzie nie dostaje piłek, tak by móc zrobić to co lubi – ruszyć z brutalną szybkością na przeciwnika. Przypomina rodzaj skumulowanej energii, którą jakiś szalony naukowiec zamknął w specjalnym zbiorniku. Ale przyjdzie czas, że pokaże prawdziwą, niszczycielską siłę.
W grudniu 2014 roku Barcelona gra z Huescą w Copa Del Rey. Traore strzela gola, a Katalończycy zwyciężają 8:1. Skrzydłowy ma zaledwie 17 lat. Jego marzenie się nie spełni. Nie będzie mu dane przebić się do podstawowego składu Blaugrany i zostać legendą Camp Nou. Przynajmniej nie teraz.
Ten jeden, jedyny gol pozostanie jako miłe wspomnienie, cztery występy w koszulce Barcy – niekoniecznie. Chce grać. Przenosi się do Anglii, do Aston Villi, ale życie nie jest takie łatwe i choć mówiono mu, że tutaj wreszcie pokaże siłę fizyczną, że to jest ta liga, stworzona dla niego, znów będą kłopoty. W Aston Villi stanie się rezerwowym, ponownie zabłyśnie tylko w Pucharze Ligi, zdobywając bramkę z Notts County, złamie stopę, The Villans spadną z Premier League, a on przeniesie się do Middlesbrough, które także zostanie zdegradowane. Czy to on przynosi tym drużynom takiego pecha?
SZYBSZY NIŻ BOLT Kto chciałby skorzystać z klauzuli wykupu, 18 milionów funtów, piłkarza, który jest rezerwowym? Jak go można sprzedać? „Kup pan go, a na pewno spadniecie z ligi!”. Czy takie hasło może skusić kogokolwiek? Nawet w obrzydliwie bogatej Anglii? Może. Zgłasza się Wolverhampton.
Znów ławka rezerwowych. Zbieranie mozolnie kolejnych minut gry. Próba przekonania, że nie jest żadnym osiłkiem, ani jedynie sprinterem. Jest piłkarzem i tak chce być postrzegany. Dziennikarze wolą go jednak pytać o walory fizyczne. Są ciekawi ile ma w bicepsie, jak szybko biega na setkę, dlaczego wybrał piłkę, zamiast biegania. Dzieje się tak dlatego, że brakuje mu liczb. We wrześniu 2018 roku strzela gola na boisku West Hamu United, Wolves wygrywają 1:0 i to by było na tyle, jeśli chodzi o zdobycze bramkowe. Czasem podłapuje konwencję, rzuca jakimś żartem na temat swoich warunków fizycznych i sprawności. – Jestem szybszy od Bolta – wypala pewnego razu. Dziennikarze zdumieni, co on gada? – Ale z piłką przy nodze – dodaje zawstydzony.
ZMIAŻDŻONY MENDY
W styczniu 2020 roku pisze o nim „New York Times”. Coraz większa rzesza fanów Premier League w Ameryce chce wiedzieć jak najwięcej, kim jest ten szybki jak błyskawica, znakomicie dryblujący, asystujący i strzelający gole chłopak. Ma 23 lata. Przed meczem Wilków z Liverpoolem Jurgen Klopp rozpływa się nad nim w zachwytach i mówi: – Wreszcie znalazł odpowiedniego menedżera.
Trochę to zajęło Nuno Espirito Santo, ale finalnie uwolnił energetyczną kulę, zamkniętą w naczyniu podczas meczu Tottenham – Middlesbrough. Traore zamienia się w niszczycielską siłę, sieje popłoch w każdej defensywie, ale przy tym gra mądrze i odpowiedzialnie. Kiedy trzeba ruszy z kopyta, by za chwilę popisać się asystą, miękko podcinając piłkę. W meczu przeciwko Manchesterowi City, wygranym przez Wolverhampton 3:2, daje popis, wieńcząc dzieło asystą do Raula Jimeneza po odepchnięciu barkiem, zmiażdżeniu przy linii końcowej boiska Benjamina Mendy'ego, świetnego atlety z defensywy The Citizens.
Do końca sezonu daleko, a on ma już 7 asyst, do tego 5 goli w lidze i pucharach. No i pewne miejsce w składzie Wilków. Listopadowe powołanie do kadry Hiszpanii jest dowodem na to, jaką przeszedł drogę. Kontuzja sprawiła, że jego rozważania na temat wyboru reprezentacji – może grać również dla Mali – potrwają dłużej.
GDZIE ON MA GRAĆ?
Na łamach „NYT” Rory Smith pisze o tym, jak kolejni trenerzy nie potrafili wykorzystać naturalnego talentu Traore. W Boro pracował z trzema trenerami, chciał zadowolić każdego z nich, ostatecznie pozostawiając w niezadowoleniu wszystkich. Miał w głowie taktyczny galimatias. Smith cytuje szkoleniowca z La Masii, który widział w piłkarzu, będącym tam od ósmego roku życia, gigantyczny potencjał. – Nie byliśmy pewni, czy powinien grać jako skrzydłowy, czy prawy obrońca. Zdawaliśmy sobie sprawę, że będzie zawodowym piłkarzem, ale nie mieliśmy pojęcia, jakim – rozkłada ręce Albert Benaiges.
Espirito Santo uwolnił z niego potencjał i pozwolił na więcej. Traore już nie jest piłkarzem, który pędzi przed siebie z wiarą, że rywale są kręglami, a on kulą, która ich rozbije. Zaczął używać mózgu w takim samym stopniu jak mięśni, napędzających jego ciało. Jest spokojny i wyrachowany w boiskowych poczynaniach. Przyznał ostatnio, że budowa ciała to kwestia genetyki, nie katorżniczych ćwiczeń. Zawodnik wygląda, jakby ważył 98 kilogramów, w rzeczywistości to 72 kilo samych mięśni. Podobno w La Masii był chudym nastolatkiem.
Kiedy wchodził z ławki rezerwowych u Espirito Santo, Michael Butler z „The Guardian” zauważył, że nikt w lidze nie jest w stanie wygenerować takiej liczby dryblingów na 90 minut, jak Hiszpan. Nawet będący wtedy w kosmicznej formie Eden Hazard, jedna z największych gwiazd Premier League przez lata. Butler przytaczał okrutne liczby z tamtego, konkretnego czasu: średnia udanych dryblingów Belga na mecz wynosiła 5,5, podczas gdy Traore blisko 12.
REAL, BARCA – OBOJĘTNE
Skuteczność pod bramką przeciwnika sprawiła, że dzisiaj rywale boją się go jeszcze bardziej. I przestali o nim myśleć, jak o tym facecie, wyglądającym niczym gracz z ligi NFL. Fani Wolves go uwielbiają. Przepięknie ujął jego postępy Martin Keown, były defensor Arsenalu. – Traore uczył się opanować jazdę Ferrari, teraz jeździ jak Lewis Hamilton – powiedział Keown i to motoryzacyjne porównanie ma głębszy sens, bo pokazuje, że wcześniej sam zawodnik nie do końca potrafił okiełznać to co ma pod maską. Widać to było w starciu przeciwko Liverpoolowi na Molineux. Rzadko oglądamy defensywę The Reds przerażoną, ale tym razem „working class hero”, Andy Robertson i jego kumple musieli się sporo napocić, by zatrzymać skrzydłowego Wilków. – Momentami nie dało się przeciwko niemu grać – Klopp nie krył podziwu dla wyczynów piłkarza. Jordan Henderson, kapitan The Reds, odetchnął po meczu z ulgą, wyraźnie przyznając, że cel gości był jeden: zatrzymać Traore.
Angielscy eksperci coraz częściej podkreślają, że musi trafić do czołowego klubu Premier League, jednak on sam zawiesił sobie poprzeczkę wyżej – przyznał, że chętnie wróciłby do Hiszpanii i jest mu naprawdę obojętne czy... do Realu, czy do Barcelony. Ostatnie lata nauczyły go, że ciężką pracą można osiągnąć dużo i zmiana klubu wewnątrz ligi nie do końca jawi się jako atrakcja. Wolves mają przecież prosty plan – występować wkrótce regularnie w Lidze Mistrzów.
Patrząc na postępy drużyny w ostatnich dwóch sezonach, nie jest to zadanie ponad siły ekipy z Molineux. W Premier League już wszyscy zapomnieli, że dopiero co byli beniaminkiem. Także dzięki Adamie Traore. Jego wartość to dzisiaj 25 milionów funtów (wg Transfermarkt), ale wątpliwe, by ktokolwiek był na tyle bezczelny, żeby z tak niską kwota zapukać do Wolverhampton.
